Czy patrząc na to, jak Michniewicz sobie radzi – a właściwie nie radzi – z kwestią 711 połączeń z Fryzjerem, odnieśli państwo, choćby przez chwilę, wrażenie, że selekcjoner żałuje tego, co się stało przed laty? No właśnie…
Zamiast uderzenia się w piersi, przyznania do pobłądzenia w skomplikowanej, przesiąkniętej korupcją rzeczywistości ówczesnej polskiej piłki, Michniewicz idzie w zaparte. Widać, że o jakimkolwiek pokajaniu się nawet nie pomyślał. Pewnie nie mieści się ono w jego strategii rozgrywania tej sprawy. Już na poniedziałkowej konferencji prasowej mówił: „Nic złego nie zrobiłem”, jakby nie rozumiał, że tak duży stopień zażyłości z szefem gangu korumpującego polską piłkę, jest sam w sobie naganny.
Źródło: WPROST.pl