Nowy dyrektor sportowy posprząta bałagan w kadrze? To nie będzie łatwe

Nowy dyrektor sportowy posprząta bałagan w kadrze? To nie będzie łatwe

Czesław Michniewicz
Czesław Michniewicz Źródło:PAP/EPA / Friedemann Vogel
Wokół reprezentacji Polski ostatnio dużo się dzieje. Kiepski start na mistrzostwach świata, afera premiowa, nieprzedłużenie współpracy z Czesławem Michniewiczem, konflikty selekcjonera z mediami, nieporozumienia w komunikacji i jeszcze kilka innych rzeczy. Wszystko to sprawiło, że w środowisku rozgorzała dyskusja, czy kadrze nie jest wręcz niezbędny dyrektor sportowy z prawdziwego zdarzenia.

Dlaczego z prawdziwego zdarzenia? Bo de facto dyrektor sportowy w PZPN już jest. Nazywa się Marcin Dorna i wcześniej był trenerem reprezentacji młodzieżowych w związku, w niemal wszystkich kategoriach wiekowych. W federacji pozostał trochę „w spadku” po poprzednim prezesie Zbigniewie Bońku, pełnił funkcję zastępcy ds. szkolenia PZPN. Później zrobiono go pełniącym obowiązki dyrektora sportowego PZPN, a od lutego 2022 jest już dyrektorem federacji na stałe.

Ktoś na wzór Bierhoffa

Tyle tylko, że to nie jest dyrektor sportowy związku, o jakim chce rozmawiać środowisko. Zarówno ze względu na osobę Dorny, jego osobowość, temperament, pozycję w PZPN, jak i ze względu na zakres obowiązków.

W obecnym układzie dyrektor sportowy związku nie ma żadnego wpływu na pierwszą reprezentację. Ani nie powołuje selekcjonera, ani nie zwalnia, ani nie rekomenduje prezesowi kandydatów na to stanowisko. Praktyka była taka, że Czesław Michniewicz wykorzystywał Marcina Dornę do zlecania mu obserwacji naszych rywali, co najlepiej pokazuje jaką pozycję wobec dyrektora miał selekcjoner.

Tymczasem chodzi o kogoś, kto w strukturze związku stałby, jeśli nawet nie nad selekcjonerem, to przynajmniej miały równorzędną z nim pozycję, byłby ogniwem pośrednim między trenerem reprezentacji a prezesem PZPN. Musi to być osoba z dużą charyzmą, odpowiednią pozycją w polskiej piłce, niekwestionowaną wiedzą piłkarską. Dobrze, żeby taki kandydat miał za sobą niezłą karierę piłkarską, bo to zawsze robi wrażenie na aktualnych reprezentantach.

Modelowy jest tu przykład federacji niemieckiej, w której funkcję dyrektora sprawował do mundialu w Katarze Oliver Bierhoff. Były napastnik reprezentacji Niemiec, mistrz Europy, wicemistrz świata i król strzelców Serie A pracował w związku aż 18 lat, jako dyrektor odpowiedzialny za reprezentację. Miał silną pozycję w federacji, a jego funkcja była dopełnieniem obowiązków selekcjonera. Bierhoff kompetencje miał szerokie. Decydował o najważniejszych dla związku sprawach sportowych, czyli m.in. o wyborze selekcjonera, obsadzie młodzieżowych kadr czy współpracy z akademiami. Pilnował również realizacji generalnej strategii sportowej federacji. No i dbał o PR reprezentacji, wspierał trenera w kontaktach z mediami.

I właśnie o kogoś takiego by chodziło w reprezentacji Polski, bo przecież przez ostatni miesiąc zdążył mocno popsuć swoje relacje z większością dziennikarzy. Selekcjonerowi zabrakło kogoś, kto by go wspierał w spójnej komunikacji, kogoś, kto wyjaśniałby mediom kwestie taktyczne i personalne drużyny i w zarzewiu gasił wybuchające konflikty.

A przecież nie chodzi wyłącznie o Michniewicza, choć jego przykład jest oczywiście najbardziej jaskrawy. Kłopoty w kontaktach z mediami mieli także poprzedni selekcjonerzy: , , Waldemar Fornalik, Franciszek Smuda czy Paweł Janas. Widać wyraźnie, że trener kadry powinien mieć tu wsparcie i tematu nie załatwia osoba rzecznika prasowego związku, bo ten – tak się przynajmniej utarło w praktyce w PZPN – raczej jest przekaźnikiem informacji niż kreatorem polityki informacyjnej federacji.

Jakie kompetencje?

Czy jednak dyrektor sportowy reprezentacji nie powinien mieć szerszych kompetencji niż tylko relacje z mediami? Wydaje się, że tak. Bo przecież nie chodzi wyłącznie o to, żeby dyrektor pełnił funkcję „zderzaka” dla selekcjonera w kontaktach z dziennikarzami.

Prezesowi związku przydałby się ktoś świetnie przygotowany merytorycznie, znający najnowocześniejsze trendy światowego futbolu, sprawnie mówiący w kilku językach, z szerokimi kontaktami w międzynarodowej piłce. Ktoś, kto np. proces powoływania nowego selekcjonera mógłby sprofesjonalizować, bo w Polsce praktyka jest niestety taka, że trenerów kadry powołują prezesi PZPN w gruncie rzeczy na… nosa. Jedni prezesi mieli większe wyczucie, inni mniejsze.

Profesjonalny i merytoryczny dyrektor sportowy mógłby nie tylko doradzać szefowi związku, ale wręcz wyznaczyć pewien model i styl gry, jaki ma mieć reprezentacja i dopiero wówczas, do tej strategii dobrać właściwego szkoleniowca. Unikniemy wtedy sytuacji, do jakiej doszło na mundialu w Katarze, gdzie Czesław Michniewicz chciał grać ultradefensywnie, a nie wszystkim się to podobało. Nawet jeśli przyniosło rezultat w postaci wyjścia z grupy. Jeśli strategia reprezentacji będzie wyznaczona, selekcjoner nie będzie mógł realizować dowolnych pomysłów autorskich na grę drużyny. Będzie się musiał mieścić w ramach wyznaczonej strategii.