Dariusz Tuzimek („Wprost”): Po meczu w Pradze, gdzie reprezentacja Polski przegrała z Czechami 1:3, powiedział pan, że jeśli piłkarz chce grać w kadrze narodowej, to musi umieć pokazać rywalowi na boisku… kły. Czy w spotkaniu z Albanią w Warszawie, widział pan już te kły u naszych zawodników?
Dariusz Dziekanowski: Na razie widziałem kiełki (śmiech). Tamta wypowiedź odnosiła się do tego, że w Pradze Polacy zawiedli jeśli chodzi o takie kwestie jak nieustępliwość czy agresja w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie możemy jednak całego sensu gry w piłkę sprowadzać jedynie do elementów wolicjonalnych. Mam wrażenie, iż po tych pierwszych dwóch meczach kadry pod wodzą nowego selekcjonera wniosków jest więcej niż tylko to, że w każdym spotkaniu trzeba walczyć.
To jakie są pana wnioski?
Wydaje mi się, że to, co zobaczyliśmy zarówno w Pradze jak i w Warszawie jest wynikiem tego, iż Fernando Santos dopiero poznaje polskich piłkarzy. On się tej drużyny uczy. Sprawdza, co każdy z tych zawodników może dać reprezentacji. Stara się z nich wydobyć to, co mają najlepszego. Dla jednych ta weryfikacja jest pozytywna, dla innych negatywna. Ważne jest że już mniej więcej widać, iż portugalski szkoleniowiec ma konkretny pomysł na grę Biało-Czerwonych i ten swój plan konsekwentnie wprowadza.
Wiele rzeczy go na tym pierwszym zgrupowaniu zaskoczyło. Pewnie musiał to z góry wliczyć w koszty, bo nowy selekcjoner zawsze potrzebuje chwili na poznanie materiału ludzkiego, z jakim przyjdzie mu pracować.
Cieszy mnie, że już po tym pierwszym meczu Santos wyciągnął wnioski i podjął słuszne decyzje personalne. One się obroniły w spotkaniu z Albanią. Oczywiście jestem daleki od hurraoptymizmu, ponieważ mecz w Warszawie nie był jakoś porywająco zagrany przez naszą reprezentację, ale wyszło co najmniej przyzwoicie. Czasem warto docenić nawet taką zwykłą solidność.
Myślę, że nikt z polskich kibiców nie liczył na to, iż Santos okaże się cudotwórcą i dotknięciem magicznej różdżki zmieni reprezentację z dnia na dzień. Raczej oczekujemy od nowego trenera, że będzie myślał logicznie, że jego decyzje personalne będą racjonalne, że będzie konsekwentny we wprowadzaniu swojej wizji w życie. U poprzednich selekcjonerów różnie z tym bywało.
Czytaj też:
Dwóch nieoczywistych bohaterów. Oceny za mecz Polska – Albania
Dosyć niespodziewanie jednym z najsolidniejszych zawodników naszej drużyny w meczu z Albanią był Bartosz Salamon. Stoper Lecha został dowołany na zgrupowanie później, kiedy kontuzje wykluczyły kilku innych obrońców. Myśli pan, że Fernando Santos powinien iść tym tropem i szukać także w Ekstraklasie kolejnych zawodników do kadry?
Nasza liga, nie ma co tego ukrywać, stoi na słabym poziomie piłkarskim, więc znajdowanie w Ekstraklasie kandydatów do gry w reprezentacji nie będzie łatwym zadaniem. Wydaje mi się, że Salamon to wyjątek. Stoper Lecha ma już niemal 32 lata, jest graczem doświadczonym, który większą część swojej kariery spędził we Włoszech. Tam okrzepł piłkarsko i dojrzał. Dostał teraz swoją szansę na grę w kadrze i ją wykorzystał. Tylko czy my mamy w Ekstraklasie więcej Salmonów? Wątpię…
Na pewno jednak nie należy kogoś skreślać tylko dlatego, że na co dzień występuje w naszej lidze. Moim zdaniem taki Ben Lederman z Rakowa Częstochowa – który już był powołany na marcowe zgrupowanie, ale jeszcze zdołał zadebiutować – ma potencjał do gry w reprezentacji seniorskiej. To tylko kwestia tego, czy będzie potrafił dostosować się do stylu gry, jakiego oczekuje Santos.