Ależ skuteczny jest ten nieskuteczny Milik

Ależ skuteczny jest ten nieskuteczny Milik

Arkadiusz Milik
Arkadiusz MilikŹródło:Shutterstock / Mikolaj Barbanell
Najpierw wielką sensacją było to, że tak wielki klub jak Juventus w ogóle interesuje się Arkadiuszem Milikiem. Później przecierano oczy ze zdumienia, że polski napastnik, tuż przed końcem letniego okienka transferowego, rzeczywiście przeszedł do klubu z Turynu. Teraz kibice nadal się dziwią. Tym razem powodem zdziwienia jest to, że Milik nie tylko gra w tym wielkim Juventusie, ale już nawet strzela dla niego bramki!

Bo w obiegowej opinii tzw. kibiców w kapciach, Milik to kliniczny przykład piłkarskiej nieskuteczności. O tym jak Arek pudłuje pod bramką rywali układali skecze zarówno artyści kabaretowi jak i czołowi standuperzy. Dla polskiego napastnika nie miał miłosierdzia m.in. Marcin Daniec. W czasie występów komika, publiczność wyła ze śmiechu, słuchając kawału, jak to nawet Matka Boska, załamała się nieskutecznością Milika.

Ale – bądźmy sprawiedliwi dla Arka – obraz reprezentanta Polski przedstawiany w tych złośliwych żartach jest mocno wykoślawiony i wyolbrzymiony. Z rzeczywistością ma niewiele wspólnego.

Człowiek ze szkła

Tak, to prawda, że Milikowi zdarzały się w meczach reprezentacji niezwykle widowiskowe pudła, ale – uczciwie mówiąc – Polak miał więcej kłopotów ze zdrowiem niż z nieskutecznością. Dwa kolejne zerwania wiązadeł kolana mocno wyhamowały rozwój tego piłkarza. Przylgnęła do niego opinia, że jest zawodnikiem ze szkła.

Mimo to, w Europie nadal jest uważany, za wartościowego, klasowego napastnika, który potrafi zdobywać bramki. Właśnie to udowodnił dwoma golami dla Juventusu zdobytymi w odstępie trzech dni. I nawet jeśli ten drugi gol, zdobyty w meczu z Fiorentiną, nie był urodziwy (Milik wepchnął piłkę do bramki brzuchem), to napastnika rozlicza się ze skuteczności. A ta jest większa, niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Transfer Milika do Juve, czołowego klubu Europy, pozostaje nadal wielką sensacją. Kibice w Polsce mocno powątpiewali, że Arek tak szybko zaadaptuje się w Turynie. Raczej panowało przekonanie, że Bianconeri to dla niego trochę zbyt wysokie progi.

A jednak ten transfer doszedł do skutku. Polak co prawda nie był pierwszym wyborem turyńczyków, ale skoro nie udało się pozyskać wyżej notowanych napastników (m.in. Memphisa Depaya z Barcelony), to za 2 mln euro wypożyczono z Olympique Marsylia właśnie Milika (z opcją wykupu po sezonie za dodatkowe 8 mln euro). We Francji szło mu różnie, raz lepiej raz gorzej. Ale po obfitym dla Marsylczyków letnim okienku transferowym, widać było, że Polak może mieć kłopot z graniem w Olympique. A – w perspektywie zbliżającego się mundialu – dla Milika ważne było, żeby grać, żeby mieć argumenty dla Czesława Michniewicza przy selekcji na katarski turniej.

Co prawda w Juventusie też łatwo nie będzie, bo tam niepodważalną pozycję ma Serb Dusan Vlahović, ale Milik miał pełną świadomość, że przychodzi do Turynu w roli ekskluzywnego rezerwowego i się na to zgodził. Na razie ma i tak komfortową sytuację, bo – poza Serbem – pozostali napastnicy (m.in. Federico Chiesa) leczą kontuzje. To jest ten moment, kiedy Polak musi wykorzystać swoją szansę, później może być trudniej.

Nie zaniedbuje niczego

Jego atutem będzie to, że Milik świetnie zna włoską Serię A, w końcu w SSC Napoli spędził aż 5,5 sezonu. To mu może pomóc, ale oczywiście najważniejsze będzie jego zdrowie. Przypomnijmy, że także z powodu kontuzji nie znalazł się kadrze na ubiegłoroczne mistrzostwa Europy, a marcu tego roku nie zagrał w barażowym spotkaniu ze Szwecją o awans na mundial w Katarze.