Deklasacja w meczu Polska - Norwegia. Serce do walki to za mało

Deklasacja w meczu Polska - Norwegia. Serce do walki to za mało

Dawid Dawydzik
Dawid Dawydzik Źródło:Newspix.pl / Norbert Barczyk
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem do Polski dotarły bardzo dobre informacje. Do składu po odbyciu kwarantanny wróciło kilku kluczowych zawodników. To dawało nadzieję, na to, że Polacy nawiążą zaciętą walkę z Norwegami. Niestety, rywale bardzo szybko pokazali, że naszym reprezentantom do światowej czołówki jest jeszcze bardzo daleko.

Na godzinę przed rozpoczęciem meczu Polska - Norwegia nasz sztab przekazał bardzo dobre informacje. Do składu mogli wrócić Piotr Chrapkowski, Jan Czuwara i Dawid Dawydzik. Wszyscy zawodnicy nie wystąpili wcześniej z powodu pozytywnych wyników testu na koronawirusa. Nadzieją napawał szczególnie powrót kapitana Chrapkowskiego i Dawydzika, ponieważ obaj panowie są filarami centralnej defensywy.

Szalone tempo w meczu Polska - Norwegia

Już w pierwszej akcji spotkania pięknego podania Sićki nie wykorzystał Michał Olejniczak, a chwilę później spotkanie nabrało zawrotnego tempa. Już po sześciu minutach, kiedy to do norweskiej bramki trafił Sićko był remis 5:5. W 8. minucie po falulu na naszym rozgrywającym sędziowie odgwizdali rzut karny, który na bramkę zamienił Moryto, a Polska objęła prowadzenie 6:5.

Po bramce Moryty Polacy zaliczyli kilka błędów własnych, a w konsekwencji przez siedem kolejnych minut nie mogli zapunktować. Trafiali za to Norwedzy. Od 8. do 13. minuty Korneckiego trzy razy z rzędu pokonał Barthold, a po jednym trafieniu dołożyli również O'Sullivan i Kristian Bjornsen. Na tablicy było już 6:10. Przełamania Polacy doczekali się dopiero w 15. minucie. Ponownie rzut karny wykorzystał Moryto. Dodatkowo karę dwóch minut otrzymał Overby. Niestety chwilę później na ławkę kar powędrował Pietrasik.

W ostatnie 10 minut pierwszej odsłony gry nasi zawodnicy wchodzili z pięciobramkową stratą. Poza Sićko i Moryto brakowało nam skuteczności w ataku, a szybka gra Norwegów skutecznie rozbijała naszą defensywę. Dodatkowo Biało-Czerwoni popełniali bardzo dużo błędów. W 22. minucie Ariel Pietrasik, próbując dograć do skrzydła, wyrzucił ją na aut. Była to już szósta strata naszych zawodników. W tym samym czasie rywale odnotowali tylko dwa takie błędy. Na 5 minut przed końcem na 10:17 trafił Sagosen, dla którego była to trzecia bramka z rzędu. Ostatecznie na przerwę oba zespoły schodziły z wynikiem 15:21 na korzyść Norwegii.

Jeżeli Biało-Czerwoni planowali zacząć odrabiać straty, koniecznie trzeba było zminimalizować liczbę błędów, a także rozciągnąć obronę rywali. W pierwszych 30. minutach w grze Polaków brakowało rozegrania z obrotowym i skrzydłowymi. Niestety, ale było to spowodowane bardzo dobrą grą obronną Norwegów.

Norwegia deklasuje Polskę

Niestety druga połowa nie zaczęła się po naszej myśli. Biało-Czerwoni piłkę mogli stracić już w pierwszej akcji. Wówczas udało się jeszcze tego uniknąć, a akcję na gola zamienił Dawydzik. W dwóch kolejnych akcjach błędów niestety nie udało się już uniknąć. W 37. minucie Norwedzy bez trudu przewidzieli zamiary Polaków, przejęli piłkę, a kontrę na bramkę zamienił Kristian Bjornsen. Chwilę później Pietrasik został zatrzymany przez bramkarza rywali, a 26. bramkę zdobyli Norwegowie. Polacy mieli już 9 bramek straty, a Patryk Rombel postanowił zaryzykować. Na boisku pojawił się 21-letni Jędraszczyk.

Z każdą kolejną minutą wynik był coraz gorszy. Od 35. do 41. minuty Norwegowie byli bezlitosnymi egzekutorami. Nasi rywale aż sześć razy pokonali Mateusza Zembrzyckiego, a na tablicy było 17:27. W 42. minucie przewaga rywali wzrosła już do 12. trafień. "Śmiercionośną" bronią w arsenale Norwegów były kontry, które nasi rywale z mistrzowską skutecznością zamieniali na kolejne bramki.

Na 9 minut przed końcem na listę strzelców wpisał się polski bramkarz Mateusz Kornecki, który trafił do pustej bramki rywala. Niestety do odrobienia było 12 trafień, a zniwelowanie takiej przewagi było w zasadzie niemożliwe. Dodatkowo wszystko wskazywało na to, że Polska jako pierwsza drużyna podczas ME 2022 straci w jednym spotkaniu aż 40 bramek, ale Polacy cały czas próbowali zmienić wynik na swoją korzyść. Mimo to 40 bramka dla Norwegii padła w 56. minucie, a jej autorem był Kent Tonnesen.

O tym spotkaniu Biało-Czerwoni zechcą zapomnieć jak najprędzej. Sił na walkę na równym poziomie wystarczyło na niespełna 10 minut. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 31:42. Taki rezultat nie jest powodem do radości, ale spotkanie to było dobrą, choć bolesną lekcją dla młodych reprezentantów naszego kraju. Pokazał również, że do najlepszych zawodników świata naszej reprezentacji jest jeszcze daleko.

Szansa na poprawę turniejowych statystyk nadarzy się już w piątek. O godzinie 18:00 Biało-Czerwoni zmierzą się z reprezentacją Szwecji, aktualnym wicemistrzem świata.

Czytaj też:
Tak narodziła się legenda polskiej piłki ręcznej. Pamiętny mecz Polska-Norwegia, „jedna Wenta” i „rzut Siódmiaka”. Czy dziś jest szansa na powtórkę?

Opracowała:
Źródło: WPROST.pl