Ciąg dalszy afery z polską kolarką, która nie jedzie do Tokio. „To kuriozum, ktoś chce oczernić związek”

Ciąg dalszy afery z polską kolarką, która nie jedzie do Tokio. „To kuriozum, ktoś chce oczernić związek”

Karolina Karasiewicz
Karolina Karasiewicz Źródło: Newspix.pl / Tomasz Jastrzebowski / Foto Olimpik
Karolina Karasiewicz miała być kolejną zawodniczką, która przez błąd polskiego związku nie pojedzie na igrzyska olimpijskie. W związku z tym w mediach i wśród kibiców znów rozpętała się burza, jednak sytuacja nie jest tak jednoznaczna, jak wydawało się na początku.

19 lipca Polskę obiegła wiadomość, że nie tylko polscy pływacy ominą Tokio 2020 z powodu błędu administracyjnego działaczy. W „Gazecie Pomorskiej” czytaliśmy historię Karoliny Karasiewicz, która powinna znaleźć się w składzie na tegoroczne igrzyska. Nie stało się tak ze względu na rzekomy błąd popełniony przez związek kolarski, który zapomniał zaktualizować szeroką kadrę olimpijską. Jak się okazuje, sprawa ta nie jest zero-jedynkowa.

Golwiej: Sprawa Karasiewicz to jakieś kuriozum

– To jakieś kuriozum. Wyboru zawodników do startu w wyścigu olimpijskim dokonywał trener Mariusz Mazur, w porozumieniu z Katarzyną Niewiadomą, która będzie liderką polskiej drużyny. Nigdy o składzie kadry nie decydowali działacze. Zarząd, którego członkiem jest również ojciec pani Karasiewicz, przyjął tylko formalnie rozwiązania zaproponowane przez trenera – powiedział w rozmowie z eurosport.pl prezes PZKol Krzysztof Golwiej.

– Termin zgłoszenia szerokiej kadry na igrzyska w Tokio upływał 7 kwietnia. W tamtym czasie w ogóle nie było mowy o tym, by Karolina Karasiewicz znalazła się nawet w szerokim składzie. Między innymi z tego powodu, że górzysty profil trasy olimpijskiego wyścigu w ogóle nie pasuje do charakterystyki tej kolarki, ścigającej się przecież głównie w średnich dystansach na torze – stwierdził z kolei Marek Leśniewski, szef wyszkolenia PZKol.

Prezes PZKol: Ktoś próbuje zdyskredytować związek

Ostatecznie do  pojechała Marta Lach, która bierze udział w wyścigach o nieco innej charakterystyce niż Karasiewicz. Skąd zatem nazwisko tej drugiej zawodniczki na liście rezerwowej zgłoszonej na igrzyska? Krzysztof Golwiej twierdzi, że miał to być wyłącznie miły gest względem kolarki, ukłon w stronę jednego z działaczy (ojca Karasiewicz) i sygnał dla sponsorów klubu.

– Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że na wyjazd do Tokio Karasiewicz nie ma najmniejszych szans. Teraz wygląda na to, że ktoś próbuje skorzystać na zamieszaniu u pływaków i zdyskredytować związek – zakończył Golwiej.

Czytaj też:
Transfer na ostatniej prostej. Reprezentant Polski zagra w egzotycznej lidze. Ile zarobi jego klub?

Opracował:
Źródło: eurosport.tvn24.pl