Dawid Tomala w Japonii po raz trzeci w życiu wystąpił w chodzie na 50 kilometrów. Był to dopiero drugi wyścig na tym dystansie, który ukończył. Fenomenalny Polak nieoczekiwanie zdobył złoto olimpijskie, co można uznać za jedno z największych zaskoczeń igrzysk. – Rywale mnie nie znali i zlekceważyli mój atak. Pewnie pomyśleli, że nie dam rady. I srogo za to zapłacili – komentował w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Tomala pracował na budowie
Chodziarz przyznał, że kilka lat temu zrezygnował z treningów i skupił się na pracy, by zarobić na utrzymanie. – Pracowałem na pełen etat na budowie, byłem nauczycielem wychowania fizycznego, masażystą, trenerem od przygotowania motorycznego. – przyznał.
Do końca ubiegłego roku Tomala pracował na budowie, by zarobić na przygotowania do igrzysk. – Nie było łatwo, po normalnej pracy wielokrotnie nie miałem już sił na swój trening. Nie żałuję, choć kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, także psychicznego – zaznaczył. Lekkoatleta podkreślił zarazem, że myślał już o zakończeniu kariery i martwił się, że nie będzie miał środków na utrzymanie.
Historia Tomali najwyraźniej dotarła do Mateusza Morawieckiego, który określił ją mianem „niesamowitej”. – Chcemy, żeby jego fantastyczna sportowa kariera trwała, ale już bez konieczności zarabiania na sportową pasję po treningach. Poprosiłem zarząd Totalizatora Sportowego, aby objął naszego Mistrza opieką sponsorską" – przekazał premier na Twitterze.
twitterCzytaj też:
Anita Włodarczyk nie kryła zaskoczenia na lotnisku. „Tego się nie spodziewałam”