Przed piątkowym meczem pomiędzy Fogo Unią Leszno a Orlen Oil Motorem Lublin kibice nie zastanawiali się raczej, kto zwycięży, lecz w jakich rozmiarach to spotkanie przegrają gospodarze. Przystępowali bowiem do tego starcia osłabieni brakiem Janusza Kołodzieja i Damiana Ratajczaka, a goście są aktualnymi mistrzami Polski i liderami PGE Ekstraligi. Przez praktycznie całe spotkanie leszczynianie jednak stawiali dzielny opór i przegrali tylko 40:50. Kiedy starali się dopaść z wynikiem Motor, to wtedy do akcji wkraczał Bartosz Zmarzlik.
Zmarzlik z wymownymi słowami o torach
29-latek wyjechał na tor cztery razy i w każdym przypadku wygrywał z olbrzymią przewagą. Można powiedzieć, że wskoczył do swojej ligi, która jest nieosiągalna dla rywali. Właściwie od samego startu jego jazda wyglądała kapitalnie. Drugi rok z rzędu Zmarzlik zainkasował na leszczyńskim owalu komplet 12 punktów. Na tym samym obiekcie wywalczył też swój pierwszy tytuł indywidualnego mistrza Polski, kiedy mieliśmy jeszcze erę finałów jednodniowych, więc na pewno większość jego wspomnień z Leszna jest pozytywna.
– Nie rozgraniczam torów na ulubione i nielubiane. Jeśli człowiek ma wszystko dobrze zorganizowane i odpowiednio dobrze doregulujemy sprzęt, to na każdym obiekcie można robić show i przywozić duże zdobycze punktowe. Mogę się tutaj śmiać, że na tor narzeka się dopiero wtedy, kiedy kompletnie nie idzie. Dużo zależy od tego, jak prowadzi się motocykl, a dla nas to jest wyzwanie, żeby znaleźć dobry pomysł na dopasowanie sprzętowe danego dnia – mówi w pomeczowej rozmowie z „Wprost” Bartosz Zmarzlik.
Ładny gest Zmarzlika
Lider Orlen Oil Motoru Lublin przyznał, że leszczyńskie byki nie odpuszczały, mimo że były skazywane na pożarcie. Zmarzlik docenił postawę przeciwnego zespołu i był oczywiście przygotowany na start w ostatniej gonitwie. Po czternastym biegu było już jednak wiadomo, że lublinianie mają zapewnione zwycięstwo i wtedy też sztab szkoleniowy wysłał w bój rezerwowego Bartosza Jeziorskiego. Młody zawodnik na pierwszym okrążeniu powalczył nawet z dużo bardziej doświadczonymi rywalami.
– Na pewno pokazał się z dobrej strony. Potrzebuje startów, obycia z najlepszymi na torach PGE Ekstraligi, więc każdy pojedynczy wyścig mu się przyda. Trener mnie zapytał, czy oddam wyścig, a ja nie widziałem żadnego problemu. W ramach potrzeb staramy sobie pomagać – dodał Zmarzlik.
Trzeba docenić mistrza, że podobnie jak to ma w zwyczaju kilku utytułowanych żużlowców, oddał swój ostatni bieg młodzieżowcowi, by ten nabrał doświadczenia. Zapytaliśmy także naszego rozmówcę o jego wrażenia z trzeciej rundy cyklu Grand Prix, która odbyła się w Landshut. W Niemczech zajął drugie miejsce, a na długim owalu nie brakowało emocji, co wcześniej choćby w rozgrywkach ligowych nie było normą.
– Faktycznie dochodziły do nas głosy, że ten tor jest trudny, ale sami byliśmy świadkami, że można tam stworzyć naprawdę dobre ściganie. I bardzo się z tego cieszę, bo to też przyjemniejsze dla kibiców – zakończył czterokrotny indywidualny mistrz świata.
Zmarzlik może zatem w dobrym humorze przystępować do kolejnych występów. Już 1 czerwca czeka go Grand Prix Czech w Pradze, a dzień później mecz ligowy, w którym Orlen Oil Motor Lublin podejmie Betard Spartę Wrocław.
Czytaj też:
Bartosz Zmarzlik przed ogromną szansą. Jego wielki rywal może wypaść z gryCzytaj też:
Polski talent zabrał głos po koszmarnym upadku. Padły wymowne słowa