Obrabowani z marzeń. Ci piłkarze powinni, ale nigdy nie zdobyli Złotej Piłki

Obrabowani z marzeń. Ci piłkarze powinni, ale nigdy nie zdobyli Złotej Piłki

Wesley Snejider w barwach Interu Mediolan w 2010 roku
Wesley Snejider w barwach Interu Mediolan w 2010 roku Źródło:Newspix.pl / Aflo / Enrico Calderoni
Bywały takie lata, że Złota Piłka stawała się plebiscytem kontrowersyjnym. Czy za każdym razem otrzymywał ją ten zawodnik, który naprawdę najbardziej na nią zasłużył? Wielu genialnych piłkarzy na pewno nie zgodziłoby się z tą tezą. Oni zasługiwali, by wygrać to trofeum, jednak nigdy go nie otrzymali.

Złota Piłka to zdecydowanie najbardziej prestiżowa nagroda indywidualna, jaka istnieje w świecie futbolu. Czasem zdarzało się jednak tak, że otrzymywał ją ktoś, kto wcale nie był najlepszy w danym roku kalendarzowym. W samym XXI wieku znaleźliśmy kilka takich przypadków.

1. Wesley Sneijder

To był absolutny szczyt formy holenderskiego rozgrywającego. Genialnego, dodajmy, ponieważ bez niego Inter Mediolan nie zaliczyłby najlepszego sezonu w swojej historii. Pod wodzą Jose Mourinho Nerazzurri zdobyli tak zwaną potrójną koronę, wygrywając mistrzostwo Włoch, krajowy puchar oraz triumfując w Lidze Mistrzów. Na wszystkich tych frontach mózgiem drużyny był właśnie Sneijder. Mało brakowało też, a w 2010 roku zdobyłby również mistrzostwo świata z Holandią, jednak wtedy minimalnie lepsza (0:1 po dogrywce) okazała się Hiszpania.

Co mogło sprawić, że ostatecznie Złotą Piłkę dostał Lionel Messi, a nie ówczesny gracz Interu? Być może liczby. Sneijder był bowiem „jedynie” rozgrywającym, który nie notował tak genialnych liczb jak Argentyńczyk występujący w roli fałszywej dziewiątki. Holender w całym roku kalendarzowym nie przekroczył progu dziesięciu goli i takiej samej liczby asyst w Serie A, przez co głosujący go nie docenili. Ba, Sneijder nie znalazł się nawet na podium.

2. Virgil van Dijk

Żywy przykład na to, że dokonania zawodników defensywnych są marginalizowane w porównaniu z osiągnięciami graczy ofensywnych. Z czego może to wynikać? Przeciętnego kibica nie interesuje aż tak bardzo skuteczność odbiorów i wygranych pojedynków powietrznych. On woli zachwycać się statystykami widocznymi jak czarne na białym – golami i asystami. Dlatego w 2019 roku wygrał Messi, a nie van Dijk. Holender był wtedy jednak w absolutnie genialnej formie. Przez wiele miesięcy utrzymywał znakomitą passę, która polegała na tym, że ani razu nie dał się przedryblować żadnemu napastnikowi. Budził w nich absolutny postrach, stanowiąc ścianę nie do przejścia.

Z perspektywy czasu można napisać, że był brakującym ogniwem w zespole The Reds. To w dużej mierze dzięki niemu Liverpool wrócił na europejskie szczyty i utrzymał się na nich. Z Liverpoolem triumfował też w Lidze Mistrzów. W 2019 roku udowodnił, że warto było zapłacić za niego 75 milionów i uczynić najdroższym (przynajmniej na tamten moment) obrońcą w historii.

3. Xavi Hernandez lub Andres Iniesta

Obaj pełnili nieco inne role. Xavi był cofniętym rozgrywającym, Iniesta znacznie bardziej ofensywnym napastnikiem. Obaj stali się symbolami stylu gry, który nazywa się tiki-taką. Gdyby nie oni, FC Barcelona Pepa Guardioli nie byłaby tak genialnym zespołem. Analogicznie reprezentacja Hiszpanii nie wygrałaby Euro 2008 i 2012, ani nie zatriumfowałaby na mundialu w 2010 roku. Co prawda więcej ważnych goli zawsze strzelał Iniesta (jak na przykład właśnie w finale MŚ w RPA), ale to w żaden sposób nie umniejsza Hernandezowi.

Mimo faktu, że obaj przez wiele lat byli mózgami i sercami najlepszych drużyn klubowych i reprezentacyjnych w XXI wieku, Hiszpanie ani razu nie zwyciężyli. Iniesta dwukrotnie był drugi, Xavi zaś trzykrotnie zajmował najniższe miejsce na podium.

4. Thierry Henry

W okresie 2002-2005 Francuz wszedł na tak wysoki poziom, że praktycznie nie było do niego lepszego napastnika na świecie. Nie samą skutecznością imponował ówczesny lider Arsenalu, lecz również elegancją, z jaką zdobywał bramki oraz asystował kolegom. Przy wielu swoich bramkach i kluczowych dograniach prezentował się nie jak zabójczy snajper, tylko niczym dostojny baron. Kosmiczne liczby wykręcił szczególnie w sezonie 2002/2003, kiedy to w 37 kolejkach zdobył 24 bramki i zanotował 25 asyst.

Do tej pory nikt, nawet Mohamed Salah czy Luis Suarez, nie pobił tego osiągnięcia. Wydaje się, że właśnie w 2003 roku Francuz powinien otrzymać Złotą Piłkę zamiast Pavela Nedveda, który indywidualnie, jako skrzydłowy, nawet nie zbliżył się do statystyk Henry’ego. Z perspektywy czasu to jedno z najbardziej niesprawiedliwych rozstrzygnięć tego plebiscytu.

5. Robert Lewandowski

O wielu zawodnikach można mówić, że mieli pecha, kiedy byli blisko wygrania Złotej Piłki, lecz ostatecznie triumfował ktoś inny. Brak szczęścia u Roberta Lewandowskiego w tej kwestii był jednak na zupełnie innym, wyższym poziomie. W 2020 roku Polak powinien otrzymać tę prestiżową nagrodę i wszystko wskazywało na to, że tak się stanie. Do czasu, ponieważ ostatecznie galę za ubiegły rok odwołano.

W efekcie można powiedzieć, że kapitan naszej reprezentacji przegrał walkę o Złotą Piłkę z koronawirusem, bo przecież właśnie nim tłumaczyli się organizatorzy konkursu. A przynajmniej taki był oficjalny powód podany przez „France Football”. W 2020 roku Lewandowski wygrał jednak potrójną koronę z Bayernem Monachium i był zdecydowanie najlepszym piłkarzem drużyny Hansa-Dietera Flicka.

Czytaj też:
Do trzech razy sztuka? Rodacy Lewandowskiego też byli blisko wygrania Złotej Piłki

Źródło: WPROST.pl