Kiedy obejmował kadrę, „Przegląd Sportowy” głosił, że „podzielił Polskę”, Stefan Szczepek pisał w „Rzeczpospolitej”, że „wolałby z Nawałką zgubić, niż z Michniewiczem znaleźć”, a ludzie znający pojęcie elementarnej przyzwoitości szczypali się, żeby sprawdzić, czy to aby nie sen.
Niestety, nie był to sen. Koszmar na jawie pod tytułem: „trener Czesław Michniewicz selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski w piłce nożnej” dobiega końca po czarnych 11 miesiącach.
Na co liczyli włodarze PZPN, zatrudniając Michniewicza niemal rok temu? Celem był oczywiście awans na Mistrzostwa Świata w Katarze i utrzymanie kadry w najwyższej dywizji Ligi Narodów – i trener oba te zadania, przy furze sprzyjającego szczęścia, sportowo wykonał – ale w piłkarskiej centrali ktoś jednak musiał celować w poprawę wizerunku drużyny, osieroconej przez Paulo Sousę i rozbitej po głupiej przegranej z Węgrami na Stadionie Narodowym. O jakimś progresie sportowym, wypracowaniu stylu również musiała być mowa. Trudno uwierzyć, żeby władz związku zupełnie to nie interesowało.
Co udało się Michniewiczowi, jeśli przyjrzeć się tylko tej drugiej grupie celów?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.