Maciej Giemza z ORLEN Team dla „Wprost”: „Na Dakarze każdy jest innym człowiekiem”
Artykuł sponsorowany

Maciej Giemza z ORLEN Team dla „Wprost”: „Na Dakarze każdy jest innym człowiekiem”

Rajd Dakar
Rajd Dakar Źródło:Archiwum prywatne
Motocyklista Maciej Giemza z ORLEN Team już po raz kolejny podejmie się walki w Rajdzie Dakar. Na bezdrożach Arabii Saudyjskiej będzie chciał nie tylko dojechać do mety, ale i powalczyć o zwycięstwo. Przed wyjazdem na Dakar porozmawiał z nami o swoich celach, szansach i marzeniach.

„Wprost”: To kolejna Twoja przygoda z Dakarem. Jakie masz cele w tym roku?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Na pewno celem nadrzędnym jest osiągniecie mety, ponieważ po zeszłorocznym pechu: wypadku i kontuzji, mam niesamowity głód tej mety, samej w sobie. Dakar uzależnia, a częścią tego uzależnienia jest właśnie chęć zobaczenia mety rajdu. Brakuje mi jej. Brakuje też moim kibicom. A jak już osiągnę metę, to jestem przekonany, że za tym będzie się ciągnął jakiś przyzwoity wynik.

„Wprost”: Dotychczas startowałeś ze zmiennym szczęściem. Sukces przeplatał się z porażką. W tym roku statystycznie wypada sukces! Czym byłby dla ciebie?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Trochę się z tej przeplatanki śmieję, bo wychodzi na to, że w lata parzyste dojeżdżałem do mety, a w nieparzyste miałem z tym problemy, czy to techniczne, czy związane z kontuzjami lub wypadkami. Może dlatego nastawienie psychiczne mam tym razem dużo lepsze. Być może nie jest to najważniejsza rzecz, ale fakt, że tym razem wypada parzysty rok rajdu, dodaje mi otuchy. Mam bardzo dużą nadzieję, że metę osiągnę. Sukces, gdyby miał miejsce, byłby dla mnie ogromną motywacją do dalszej pracy, kolejnych startów i poprawiania swoich wyników. Poza tym wiem, jak wiele szczęścia przyniósłbym nie tylko sobie, ale także swoim bliskim i kibicom. Bardzo mi na nich zależy. Ja wiem, ile muszę poświęcić, żeby coś osiągnąć, oni też to wiedzą.

„Wprost”: Jak wyglądał cykl startów w tym roku? I czy Dakar jest ich zwieńczeniem?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Cykl startów, niestety, nie był w tym roku dla mnie zbyt obfity. Ale Dakar będę traktował w tym roku jako zwieńczenie cyklu treningowego. Bardzo intensywnie przygotowywałem się około czterech miesięcy. Przez ten czas mocno i sumiennie wypełniałem jednostki treningowe. Cały mój świat, moja dieta, właściwie każda moja minuta, była podporządkowana przygotowywaniu się do startu. Dakar będzie tych przygotowań finałem. Istotnym także dla tych wszystkich, którzy mi w przygotowaniach pomagali.

„Wprost”: Dlaczego – poproszę o twoje osobiste przemyślenia – Dakar jest tak magicznym, kultowym i legendarnym rajdem? Czy to wyłącznie kwestia trudności?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Myślę, że Dakar wywoduje u zawodników, a u motocyklistów w szczególności, specyficzne uczucie. Trochę czujemy się, jakbyśmy byli ponad wszystkim i wszystkimi. To dlatego, że – zwłaszcza uczestnicy tego rajdu z poprzednich lat – wiemy, że podczas nawet jednego dnia rajdowego mamy do czynienia z ogromną liczbą sytuacji naprawdę podbramkowych. W związku z tym osiągnięcie mety, każdego dnia, jest wielką satysfakcją, nawet bez względu na pozycję, którą udało się zająć. 20. czy 30. miejsce? Bez znaczenia. Ryzyko było takie samo dla wszystkich. Dlatego czujemy się na szczycie, lepsi. Ale proszę nie zrozumieć tego negatywnie, lepsi nie oznacza poniżenia innych, ale własny sukces, pokonanie bardzo konkretnych przeciwności i sytuacji niebezpiecznych. W tym rajdzie świętujemy też to, że wymaga on ogromnego poświęcenia i mnóstwa przygotowań. Więc kiedy już Dakar się zaczyna, robi się naprawdę magicznie.

Czy legenda Dakaru to wyłącznie sprawa jego trudności? Ona odgrywa rolę, ale bardziej chodzi o trudność w pokonywaniu własnych słabości w trakcie rajdu. A przypomnę, że to jest 2 tygodnie ścigania. Dziesiątki i setki rzeczy, które trzeba pokonać, także w sobie.

„Wprost”: Czy Dakar to sport indywidualny, czy zespołowy. Opowiedz o tych, którzy pomagają ci w starcie i karierze w ogóle.

Maciej Giemza, ORLEN Team: Sama jazda na motocyklu, umówmy się, jest jednak sportem indywidualnym. To ja jestem odpowiedzialny za swój wynik. Uważam, że zrzucanie winy za ewentualną porażkę na zespół jest nie fair, bo to jednak ja siadam na pojazd i się ścigam. Natomiast zespół to jest najważniejsza część przedsięwzięcia, a takim jest Dakar. To oni tworzą warunki do tego, bym ja się mógł ścigać. Robią wszystko, bym na najlepszym motocyklu, w najlepszych możliwych okolicznościach, mógł walczyć o swój wynik. Bez nich nie byłoby mnie na mecie każdego odcinka. Ważne jest wszystko, także atmosfera. W zespole musi być ona swobodna i wspierająca. Z drugiej strony, kiedy jest czas na prawdziwą pracę, tym trzeba ją wykonać. Może to zabrzmi skomplikowanie, ale w moim odczuciu Dakar to sport indywidualny, w którym sukces możliwy jest wyłącznie dzięki pracy zespołowej.

Żaden z moich startów w Dakarze nie odbyłby się, gdyby nie wsparcie mojego strategicznego partnera, czyli ORLENu. Jestem ludziom z tej firmy bardzo wdzięczny, bo właśnie dzięki nim mogę spełniać swoje marzenia i uczestniczyć w najtrudniejszym rajdzie świata. Pierwszą szansę dostałem w 2017 roku, uczestnicząc w pierwszym rajdzie długodystansowym. A potem był start pierwszego Dakaru i po dwóch tygodniach jego meta. Także spełnione marzenia.

Jeśli chodzi o karierę w ogóle, to nie mogę nie wspomnieć o rodzicach. Bez nich nie byłoby mnie w sporcie w ogóle. To ich poświęceniu, ich czasowi i ich wysiłkowi finansowemu zawdzięczam to, że jestem tam, gdzie jestem. Bez nich nie wiem, czym bym się zajmował. Wspomnienia z rajdów, które mam z całej kuli ziemskiej, to jest ich zasługa, oni są tego fundamentem. Mogli wyjechać na dalekie wakacje, a tymczasem pieniądze i czas poświęcali mnie, moim motocyklom i startom.

„Wprost”: Jak motocyklista, taki jak ty, przygotowuje się do Dakaru fizycznie? Czy może jest gotowy permanentnie?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Nie, nie jestem gotowy permanentnie i wydaje mi się, że żaden zawodnik startujący w Dakarze, a już na pewno nie motocyklista, nie może tego o sobie powiedzieć. Nawet top 3, a mam z nimi kontakt.

Cykl treningowy, jeśli chodzi o przygotowanie się do Dakaru, jest w ostatnich miesiącach podporządkowany właśnie temu rajdowi. Treningi są więc dłuższe i bardziej wyczerpujące. Dużo ćwiczy się na pustyni. A sama specyfika treningów i liczba testów to już dostosowana jest do tego, by na motocyklu być jak najwięcej. Do tego treningi wspomagające, w których największą rolę ma rower szosowy. Siłownia też jest, ale polega na tym, żeby wzmocnić mięśnie potrzebne do pokonywania długich dystansów na motocyklu.

„Wprost”: Jak sądzisz, dlaczego specyficznie Polaków tak bardzo ciągnie akurat na Dakar? Możemy wymienić dziesiątki nazwisk kierowców, motocyklistów i quadowców, którzy marzą o tej rywalizacji.

Maciej Giemza, ORLEN Team: Nie wydaje mi się, żeby specyficznie Polaków. Wydaje mi się, że na Dakar ciągnie wszystkich sportowców-fanów motorsportu. My, Polacy zdecydowanie odcisnęliśmy piętno na tym rajdzie, lubimy go. Mamy potężne wsparcie instytucjonalne ze strony ORLENu, ale też życzliwość organizatorów, którzy dopuszczają nas do startów, choć nie zawsze i nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Są robione bardzo mocne selekcje umiejętności i doświadczenia, po czym wielu sportowców odbija się od ściany, mimo posiadanego budżetu.

„Wprost”: Jaka jest rola sprzętu w Dakarze?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Ja uważam, że 50:50. Z tym, że w przygotowaniu motocykla zasada jest taka, że nie może się on popsuć. Nie może być żadnej awarii. W rywalizacji motocyklistów jednak najważniejszy jest człowiek. Czynnik zależności motocyklista-motocykl, a kierowca-samochód, jest inny. Wydaje mi się, że rola samochodu jest większa niż kierowcy, choć wiadomo, że kierowca (i jego pilot) też muszą być fantastyczni. Jednak rola motocyklisty jest w samej rywalizacji większa. Także po połowie, w mojej opinii, co nie zmienia faktu, że rola sprzętu jest ogromna. Także w ostatnich latach obserwuję, że tych poważnych awarii jest coraz mniej. Wiem, jakim sprzętem jadę i wiem, jak mam mój motocykl traktować na trasie, by nie zrobić mu krzywdy. Żeby się coś przydarzyło, musiałaby być to złośliwość rzeczy martwych.

„Wprost”: A jaka jest z kolei rola zaplecza finansowego w Dakarze? Krótko mówiąc, czy zespół z niskim budżetem jest w stanie osiągnąć sukces.

Maciej Giemza, ORLEN Team: Nie tylko w Dakarze, ale w całym motorsporcie zaplecze finansowe jest kluczowe. Nie ma mowy o sukcesie bez pieniędzy. Im większy budżet, ale także mądrzej rozdysponowany, na treningi, sprzęt, tym szanse na wynik się zwiększają. Okrojony budżet wyklucza na przykład z czasu spędzonego na pustyni przed rajdem, a jak mówiłem wcześniej, w cyklu przygotowań, jest on kluczowy. Cały motorsport jest uzależniony od finansów, ale też muszą być one optymalnie rozdysponowane.

Czy podczas jazdy po bezdrożach jesteś skupiony wyłącznie na trasie, czy masz czas na czerpanie przyjemności z jazdy motocyklem?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Nawet rozmawiałem o tym z bliskimi. Chyba nigdy nie dojrzeję, żeby po prostu cieszyć się jazdą motocyklem. Oczywiście, że czerpię przyjemność ze ścigania się w Dakarze, ale powiedziałbym, że to przyjemność wynikająca z rywalizacji, adrenaliny i ambicji osiągnięcia najlepszego wyniku. Może kiedyś na starość będę się cieszył z samej jazdy, a nie starał się urywać ułamków sekund z danego odcinka. Na razie się na to nie zapowiada. Rywalizacja, chęć rywalizowania, są we mnie zbyt zakorzenione.

„Wprost”: Jak wygląda atmosfera wśród uczestników Dakaru? Czy dominuje rywalizacja, czy serdeczność?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Tutaj powiem o bardzo fajnym aspekcie naszej przygody z Dakarem. W naszej dyscyplinie dominuje ogromna serdeczność. Większość z poszczególnych zna się ze sobą osobiście. Może nie tak, że wszyscy znają się ze wszystkimi, ale tworzymy wspólne środowisko. Grupa, którą ja widzę na starcie, czyli miejsca od pierwszego do 40-45, to są znajomi. Niektórzy razem trenują, niektórzy się prywatnie przyjaźnią. Jest pomocna, dobra atmosfera, bez zawiści i zła. Trafiają się czarne owce, ale one są szybko eliminowane. Może to wynika z tego, że wiemy, ile musimy zaryzykować, by przejechać ten rajd? Jeśli tak jest, to dlatego, że budzimy w sobie nawzajem ogromny szacunek z tego powodu.

„Wprost”: Czy będziesz startował w Dakarze dopóki, dopóty go nie wygrasz?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Chciałbym odpowiedzieć tak. Ale na pewno będę startował dopóki, dopóty będę miał możliwości finansowe, związane ze sponsorami i zdrowotne, które są w dużej mierze nieprzewidywalne.

„Wprost”: Po Dakarze: masz już plany, czy w ogóle przed rajdem o tym nie myślisz?

Maciej Giemza, ORLEN Team: Przyznam, że będę odpoczywał, nie wiem tylko, jak długo. To będzie chwila z bliskimi. Wierzę, że wyłączę telefon i będę miał okazję się zresetować. Bo jazda w Dakarze to jest taki moment, trwający dwa tygodnie, kiedy trochę nie jest się sobą. Ma się do wykonania zadanie, składające się z setek innych zadań, które jest kluczowe. Reszta jest bez znaczenia. A przecież do tego trzeba wrócić i chce się wrócić.

Źródło: Orlen