Zredukowany przez organizatorów z 245 km do ok. 200 km z powodu rozmokłego podłoża odcinek specjalny, poprzedzony 412-kilometrową dojazdówką biegnącą po górskich serpentynach nad samym Pacyfikiem, najszybciej - w 2 godziny 14 minut i 32 sekundy - pokonał Hummerem Amerykanin Robby Gordon. Tuż za nim jechał Hołowczyc, który jednak miał pecha. Na 35 km przed metą jego Mini All4 Racing utknął na wydmach na blisko 40 minut. Do mety Polak dotarł na 12 pozycji, prawie 50 minut po Gordonie. - Pogubiliśmy drogę. Pojechaliśmy w miejsce, gdzie były wyłącznie ślady motocykli. Nadrobiliśmy dobre dziesięć kilometrów. A kiedy zorientowaliśmy się, że błądzimy, trochę siadła nam motywacja. Wiedzieliśmy, że już nie wygramy. Szukając dobrej drogi nie spuszczaliśmy ciśnienia w ogumieniu - chcieliśmy dogonić czołówkę - i zakopaliśmy się w wydmach. Musieliśmy wyjść i kopać - relacjonował przebieg etapu olsztynianin.
Rywalizację zakończyła załoga Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk. Ich Pajero nie wystartowało na trasę etapu, który według opinii wielu uczestników był najtrudniejszym w tegorocznej edycji. Zawodnicy zmagali się ze złowrogim fesz-feszem (drobniutki pył ze skał wapiennych, wciskający się wszędzie, utrzymujący się długo w powietrzu, drażniący dla skóry), ruchomymi zdradliwie grząskimi wydmami i podróżą brzegiem oceanu. W gronie motocyklistów prowadzi Hiszpan Marc Coma, o minutę i 35 sekund przed Francuzem Cyrilem Despres. Trzynasty jest Jacek Czachor, a 32 Marek Dąbrowski.Szansę na walkę o zwycięstwo w tegorocznym Rajdzie Dakar Hołowczyc stracił 11 stycznia w wyniku awarii układu kierowniczego. Po znakomitej jeździe dzień później rajdowiec z Polski odrobił jednak część strat, wprawiając w zachwyt ekspertów motoryzacji.
PAP, arb