Z kolei losy meczu w Liverpoolu rozstrzygnęły się w 60 minucie. Jedyną bramkę zdobył Irlandczyk Darron Gibson, który po raz pierwszy trafił dla Evertonu od swojego transferu z Manchesteru United. - Telefon będzie pewnie gorący od wiadomości od niedawnych partnerów. W sumie mają mi za co dziękować - żartował bohater wieczoru. Podopieczni trener Roberto Manciniego nie byli w stanie wywieźć z boiska rywala nawet punktu. "The Citizens" w 2012 roku grają słabo - z ośmiu meczów rozegranych w styczniu wygrali tylko trzy, jeden zremisowali i doznali aż czterech porażek. Pożegnali się już zarówno z Pucharem Anglii, jak i Pucharem Ligi. - Na własnym boisku Everton to bardzo niewygodny rywal. A my mamy swoje kłopoty, m.in. sporo kontuzji. Mam nadzieję, że już od sobotniego meczu z Fulham wrócimy na drogę zwycięstw - mówił po meczu z drużyną z Liverpoolu włoski szkoleniowiec Manchesteru City.
Potknięcie "The Citizens" ucieszyło również zawodników Tottenhamu. Londyńczycy wygrali z Wigan Athletic 3:1 i powrócili do wyścigu o mistrzostwo Anglii. Do dwójki liderów z Manchesteru tracą pięć punktów. Poza podium, ze stratami praktycznie nie do odrobienia, znajduje się Chelsea, która zremisowała na wyjeździe ze Swansea 1:1. Prowadzenie dla drużyny z Walii zdobył niedoceniany przez kilka lat w londyńskim klubie Scott Sinclair. Goście wyrównali już w doliczonym czasie gry po samobójczym trafieniu Neila Taylora.
PAP, arb