Poza ostatnim dniem reszta była bardzo fajna, kosztowała mnie najmniej energii, najlepiej zniosłam wszystko fizycznie i psychicznie. Podbieg był jednak bardzo trudny, ale wynikało to chyba z tego, że cały Tour biegłam sama - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" o ostatnim Tour de Ski Justyna Kowalczyk. Polka zgodziła się ze swoim trenerem, Aleksandrem Wierietielnym, że było to najłatwiejsze zwycięstwo w cyklu.
Kowalczyk przyznała jednak, że przed ostatnim etapem - podbiegiem pod Alpe Cermis - była zdenerwowana. - To był jedyny bieg podczas tej imprezy, kiedy się denerwowałam. W nocy ciągle się budziłam. Rano sobie podśpiewywałam. Nerwy były, ale na tej górze nie chodzi o przewagę, a o to, żeby dobiec. Człowiek nie obawia się rywali, ale o możliwość utrzymania normalnego tempa - wyjaśniła Polka.
Zwyciężczyni Tour de Ski po zakończeniu cyklu nie zwalnia tempa. - Chcę jechać do Liberca, bo może zahaczę o Polskę, choćby na sekundę. Poza tym tam zaplanowano sprint klasykiem, który znalazł się również w programie mistrzostw świata. Oczywiście, trasy się różnią, ale to sprint i trzeba startować - stwierdziła Kowalczyk.
Polka dodała ponadto, że Pucharu Światu jeszcze nie wygrała, ale jest "bardzo blisko".
pr, "Przegląd Sportowy"
Zwyciężczyni Tour de Ski po zakończeniu cyklu nie zwalnia tempa. - Chcę jechać do Liberca, bo może zahaczę o Polskę, choćby na sekundę. Poza tym tam zaplanowano sprint klasykiem, który znalazł się również w programie mistrzostw świata. Oczywiście, trasy się różnią, ale to sprint i trzeba startować - stwierdziła Kowalczyk.
Polka dodała ponadto, że Pucharu Światu jeszcze nie wygrała, ale jest "bardzo blisko".
pr, "Przegląd Sportowy"