Real Madryt znowu nie pokonał Atletico - na Vicente Calderon zawodnicy Diego Simeone powstrzymali lokalnych rywali i pierwszy ćwierćfinałowy mecz Ligi Mistrzów zakończył się bezbramkowym remisem.
Dla Królewskich to już siódmy z rzędu mecz bez wygranej przeciwko Atletico. Początek meczu zapowiadał jednak zupełnie inne rozstrzygnięcie - goście rzucili się na Colchoneros od pierwszej minuty. Mecz na dobre się jeszcze nie rozpoczął, a Bale zdążył zmarnować stuprocentową sytuację i sam na sam nie pokonał Oblaka.
Dla słoweńskiego golkipera to był zresztą dopiero początek jego niesamowitego występu. Oblak praktycznie w pojedynkę w pierwszej połowie zatrzymał nawałnicę z Santiago Bernabeu.
Gospodarze do zmiany stron dotrwali bez straty bramki tylko dzięki postawie swojego bramkarza. A po zmianie stron zaczęli w końcu grać w piłkę.
TAK RELACJONOWALIŚMY
W miarę upływających minut i utraty sił po przerwie goście wyhamowali. Wtedy mistrzowie Hiszpanii, od początku spotkania nie radzący sobie w polu z Los Blancos, pokazali swoje największe walory - hart ducha i siłę fizyczną. Pod bramką Casillasa zaczęły się mnożyć rzuty rożne, które tym razem nie dały jednak graczom Simeone upragnionej bramki.
Zwyczajowo w derbach Madrytu nie zabrakło emocji. Obie drużyny grały dość brutalnie, a najbardziej poszkodowany był Mandżukić. Chorwat rozciął podczas jednego ze starć łuk brwiowy tak mocno, że sztab medyczny gospodarzy musiał go kilka razy opatrywać.
Ostatnie kilka minut to olbrzymia przewaga gospodarzy, którzy kilkakrotnie poważnie zagrozili bramce Casillasa. Jednak albo brakowało szczęścia, albo Hiszpan ratował swój zespół.
W końcu arbiter zakończył spotkanie. Trener Królewskich Carlo Ancelotti, który przed spotkaniem chciał remisu z uwagi na ostatnie upokorzenia w starciach z derbowym rywalem, może żałować - to jego drużynę stać było we wtorkowy wieczór na wygraną.
Kto faworytem?
Rewanż odbędzie się na Santiago Bernabeu. Z taką grą faworytem będą gospodarze - ale jedna stracona bramka może ich słono kosztować wobec braku zaliczki z Vicente Calderon.
Wprost.pl
Dla słoweńskiego golkipera to był zresztą dopiero początek jego niesamowitego występu. Oblak praktycznie w pojedynkę w pierwszej połowie zatrzymał nawałnicę z Santiago Bernabeu.
Gospodarze do zmiany stron dotrwali bez straty bramki tylko dzięki postawie swojego bramkarza. A po zmianie stron zaczęli w końcu grać w piłkę.
TAK RELACJONOWALIŚMY
W miarę upływających minut i utraty sił po przerwie goście wyhamowali. Wtedy mistrzowie Hiszpanii, od początku spotkania nie radzący sobie w polu z Los Blancos, pokazali swoje największe walory - hart ducha i siłę fizyczną. Pod bramką Casillasa zaczęły się mnożyć rzuty rożne, które tym razem nie dały jednak graczom Simeone upragnionej bramki.
Zwyczajowo w derbach Madrytu nie zabrakło emocji. Obie drużyny grały dość brutalnie, a najbardziej poszkodowany był Mandżukić. Chorwat rozciął podczas jednego ze starć łuk brwiowy tak mocno, że sztab medyczny gospodarzy musiał go kilka razy opatrywać.
Ostatnie kilka minut to olbrzymia przewaga gospodarzy, którzy kilkakrotnie poważnie zagrozili bramce Casillasa. Jednak albo brakowało szczęścia, albo Hiszpan ratował swój zespół.
W końcu arbiter zakończył spotkanie. Trener Królewskich Carlo Ancelotti, który przed spotkaniem chciał remisu z uwagi na ostatnie upokorzenia w starciach z derbowym rywalem, może żałować - to jego drużynę stać było we wtorkowy wieczór na wygraną.
Kto faworytem?
Rewanż odbędzie się na Santiago Bernabeu. Z taką grą faworytem będą gospodarze - ale jedna stracona bramka może ich słono kosztować wobec braku zaliczki z Vicente Calderon.
Wprost.pl