O szansach Biało-Czerwonych porozmawialiśmy z Sebastianem Chmarą, czyli halowym mistrzem świata i Europy w siedmioboju, a obecnie ekspertem, komentatorem telewizyjnym oraz wiceprezesem PZLA ds. marketingu i promocji. Były lekkoatleta w rozmowie z „Wprost” ocenił zakończone niedawno mistrzostwa świata, przeanalizował słabsze występy Polaków i wytypował, którzy zawodnicy powinni powalczyć w Monachium o medale mistrzostw Europy.
Katarzyna Gurmińska, „Wprost”: Cztery medale mistrzostw świata można uznać za rozczarowanie czy to dobry wynik?
Sebastian Chmara: Zakładaliśmy, że Polacy mogą wywalczyć cztery lub pięć medali, więc nie było to zaskoczeniem. To był całkiem dobry występ, szczególnie że jesteśmy rok po igrzyskach olimpijskich, podczas których osiągnęliśmy historyczny sukces w lekkoatletyce. A taki mały regres i kryzys w roku poolimpijskim jest czymś normalnym, więc zdobycie czterech medali można uznać za zrealizowanie planu. Zaskoczeniem jest natomiast to, kto te krążki zdobył. Kasia Zdziebło wywalczyła dwa srebra i była to ogromna niespodzianka, bo o ile medale Pawła Fajdka i Wojciecha Nowickiego były przewidywalne, o tyle ona zrobiła coś nieoczekiwanego.
Słabe występy Konrada Bukowieckiego i Michała Haratyka na MŚ mogą martwić w kontekście zbliżających się ME?
Bukowiecki miał problemy z odcinkiem lędźwiowym kręgosłupa, więc w jego przypadku absolutnie nie mogliśmy myśleć o medalu. Finał był w zasięgu, ale niestety Konradowi zabrakło centymetra. On ciągle jest w dobrej dyspozycji i jeśli poprawi błędy techniczne, to będzie kandydatem do medalu. Co do Haratyka, to Michał ciągle nie potrafi złapać formy. Jednak jestem przekonany, że jest w stanie pchnąć powyżej 21 metrów, a taki wynik dałby medal.
A co z Malwiną Kopron i Piotrem Liskiem? Oni również nie kwalifikowali się do finałów w Eugene.
Z tego, co mówił dziadek Malwiny, a jednocześnie jej trener, ona jest dobrze przygotowana. Potrafi rzucać daleko i spodziewaliśmy się, że już w trakcie Diamentowej Ligi pokaże wysoką formę. Pogoda jednak pokrzyżowała plany, bo nie wszyscy zawodnicy potrafią rzucać w wodzie. Ziółkowski potrafił, Fajdek potrafi, a Kopron nie czuje się pewnie w kole, w którym zalega woda. Malwina jest jednak w stanie rzucać w granicach 74-75 metrów, a to na pewno zagwarantuje medal na ME.
Jeśli chodzi o Piotrka Liska, to w jego przypadku może być trudno o medal. Z rozmów z trenerem Marcinem Szczepańskim i samym Piotrkiem wiem, że na treningach wszystko wygląda przyzwoicie. Używa tyczek takich, jakich powinien używać, o odpowiedniej twardości, na których można wysoko skakać. Natomiast coś powoduje, że Piotrek ciągle nie potrafi się odblokować. Śledząc jego starty, byłem przekonany, że po występie u siebie w Dusznikach, gdzie skoczył najwyżej w tym sezonie, wszystko się odblokowało. Skakał zupełnie inaczej i był pewny tego, co robi. W kolejnych startach było już jednak widać, że czegoś brakuje. To chyba nie jest jakiś problem z formą, tylko raczej z tym, by pewne niuanse poprawić, poukładać i złożyć w jedną całość. Myślę, że on może skakać na poziomie 5.80-5,85 i jeśli podczas ME będzie osiągał takie wysokości w pierwszych próbach, może liczyć na dobre miejsce.