Polscy tyczkarze nie dali rady przejść eliminacji do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Ani Piotr Lisek, ani Robert Sobera nie dali rady pokonać wysokości 5,70. Wcześniej, czyli na wys. 5,40 i 5,60 obaj poradzili sobie bezbłędnie. Niestety jesteśmy świadkami historycznej sytuacji, bo po raz pierwszy od 2004 roku żaden z polskich tyczkarzy nie zakwalifikował się do rywalizacji finałowej na igrzyskach olimpijskich.
Piotr Lisek po nieudanym występie: Chyba nie poradziłem sobie z problemami
Po zakończeniu rywalizacji Piotr Lisek udzielił wywiadu na antenie Eurosportu. – Zawsze myślałem, że jestem jak skała, ale chyba nie poradziłem sobie z problemami pozasportowymi. Bardzo jest mi przykro i przepraszam kibiców, którzy trzymali za mnie kciuki – wyznał.
– Mam nadzieję, że to nie jest koniec mojej przygody ze sportem. Znaczy się, wiem, że to nie jest koniec mojej przygody. Muszę sobie parę rzeczy poukładać. Byłem przekonany, że wejdę do finału. Tak się nie stało. Wiem, że są sportowcy, od których oczekuje się więcej i ja jestem w tym gronie, także pozdrawiam wszystkich hejterów. No i co? Trzeba dalej dawać radę... chyba – powiedział powątpiewająco.
Igrzyska olimpijskie. Piotr Lisek: To mnie najbardziej boli
Piotr Lisek spalił trzy próby na 5,70. Polak była bardzo blisko, ale niestety trzykrotnie strącił poprzeczkę i pożegnał się z rywalizacją. – Dwie ostatnie próby były dobre. Nie mam co się tłumaczyć. Nieważne, co się nie działo, skakałem 5,70-5,75 – podkreślił.
– Chyba trochę wstyd. Jestem rozżalony swoją postawą. Oczywiście walczyłem do końca i wiem, że jestem dobrze przygotowany. Najbardziej boli mnie to, że stać mnie na wysokości większe niż 5,80, ale nie mogę tego udowodnić – zakończył.
Czytaj też:
Ogromny pech polskiej lekkoatletki. Nie wytrzymała morderczego tempaCzytaj też:
QUIZ nt. Ewy Swobody. Myślisz, ze wiesz wszystko o naszej mistrzyni?