6 sierpnia rozpoczęła się trzecia seria gier w Ekstraklasie. Jako pierwsi do boju ruszyli Górnik Łęczna i Warta Poznań. Kibice mogli obawiać się o poziom gry w tym spotkaniu, ponieważ oba zespoły preferują defensywny styl gry i to dzięki niemu odnoszą różne, małe sukcesy. Przed rozpoczęciem sezonu pisano nawet, że w wielu aspektach – organizacyjnych i sportowych – drużyna z województwa lubelskiego powinna wzorować się na tej z Wielkopolski. Rzeczywiście to ten drugi zespół okazał się lepszy.
Dobry początek gości
Właściwie Warta powinna prowadzić praktycznie od samego początku starcia. Jakóbowski zgrywał piłkę głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, ale Grzesik nie zdążył dobiec do piłki.
Prowadzenie Zielonym dała kapitalna akcja z 17. minuty. Jej bohaterem został Zrelak, który niespodziewanie zastąpił Kuzimskiego w wyjściowym składzie Zielonych. Nie upilnował go Baranowski po tym, jak świetnym prostopadłym podaniem popisał się Corryn. Gostomski nie miał szans przy plasowanym strzale. Do końca pierwszej części meczu wynik nie zmienił się, mimo że to Górnik dominował.
Czy powinien być rzut karny?
Kapitalna była natomiast interwencja Gostomskiego tuż na początku drugiej połowy, po strzale Czyżyckiego zza szesnastki. Niedługo potem tym bardziej powinno być 2:0. Kolejne świetne podanie zaliczył Corrym. Wystarczyło jedynie właściwie dostawić stopę, aby pokonać bramkarza, aczkolwiek Zrelak nawet nie trafił w futbolówkę.
Wydawało się, że około 50. minuty Górnik powinien dostać rzut karny, po tym jak strzał jednego z łęcznian zablokował Kupczak. Defensywny pomocnik ewidentnie poszerzył obrys ciała i został trafiony w łokieć. Sędzia skonsultował się jednak z VAR-em i o dziwo postanowił, że „jedenastka” nie należała się łęcznianom.
Corryn bohaterem Warty
Chwilę później Corryn pokonał Gostomskiego. Najpierw odebrał piłkę Midzierskiemu, ostatniemu obrońcy, a potem pomknął w kierunku bramki i strzelił pewnie po ziemi wprost do siatki. Później ten sam ofensywny pomocnik jeszcze podwyższył wynik spotkania. Stało się to wskutek rzutu rożnego wykonanego przez Zrelaka. Później obrońcy gospodarzy tylko patrzyli na to, co się dzieje w ich szesnastce. Warciarze zdołali wykonać jeszcze dwa podania, aż w końcu piłka trafiła do Corryna, który trafił do siatki. W samej końcówce Górnika dobił jeszcze Grzesik po dużym zamieszaniu w polu karnym.
Jedyną odpowiedź, na którą było stać podopiecznych Kamila Kieresa, była akcja z 67. minuty, kiedy Krykun oddał niesygnalizowany strzał z lewej strony pola karnego prosto w słupek. Górnik przegrał więc z Wartą 0:4.
Czytaj też:
Dokąd pójdzie Leo Messi? Tylko jeden kierunek wydaje się możliwy