Przed meczem Zagłębia Lubin z Lechem Poznań było pewne, ze to goście są zdecydowanymi faworytami. Miedziowi po ośmiu porażkach niebezpiecznie balansują nad strefą spadkową, a w ostatniej kolejce odebrali surową lekcję futbolu od Rakowa Częstochowa (0:4). Kolejorz to z kolei lider Ekstraklasy, który prezentuje atrakcyjną, a co najważniejsze efektowną piłkę.
Ekstraklasa. Lech szybko objął prowadzenie
Zgodnie z oczekiwaniami, wynik spotkania otworzyli podopieczni Macieja Skorży. W 8. minucie po centrze Barry'ego Douglasa z rzutu rożnego do piłki doszedł Antonio Milić, który strzałem głową dał prowadzenie swojej drużynie. Sześć minut później zamieszanie w szesnastce wykorzystał Joao Amaral, a piłka po jego uderzeniu odbiła się od jednego z defensorów Zagłębia i wpadła do bramki obok bezradnego Dominika Hładuna.
Rozpędzony Kolejorz nie zadowalał się dwubramkowym prowadzeniem, a blisko podwyższenia wyniku był w 24. minucie Adriel Ba Loua. Iworyjczyk po centrze Jespera Karlstroma uderzył z woleja i trafił w poprzeczkę. Lech dalej dominował i zasłużenie prowadził do przerwy, na którą piłkarze schodzili przy rezultacie 2:0.
Ekstraklasa. Zagłębie Lubin zaskoczyło lidera
Krótko po przerwie gospodarzom udało się zaskoczyć defensywę Kolejorza. W 49. minucie po centrze z narożnika boiska do futbolówki dopadł Kamil Kruk, który głową skierował piłkę do bramki. Lech odpowiedział już pięć minut później. Ba Loua posłał piłkę w szesnastkę, gdzie dobrze ustawiony Jakub Kamiński strzałem głową przy długim słupku pokonał Hładuna.
W 59. minucie wiarę piłkarzy Zagłębia w korzystny wynik przywrócił Lorenco Simić, który wykorzystał złe wyjście Filipa Bednarka do piłki bitej z rzutu rożnego oraz błąd defensorów Lecha i wpakował piłkę do siatki z bliskiej odległości. Po stracie drugiej bramki lider Ekstraklasy wyglądał na zdezorientowanego i miał problem z odzyskaniem kontroli nad spotkaniem.
W 81. minucie blisko rozstrzygnięcia wyniku spotkania był Mikael Ishak, który dostał podanie w pole karne, obrócił się z piłką i z kilku metrów trafił w poprzeczkę. W kolejnej akcji w szesnastkę wpadł Michał Skóraś, ale Hładun poradził sobie z jego strzałem z ostrego kąta. W doliczonym czasie gry blisko postawienia „kropki nad i” był Pedro Tiba, który po zamieszaniu w polu karnym posłał piłkę do bramki. Trafienia jednak nie uznano, ponieważ Portugalczyk był na pozycji spalonej.
Mimo prób po obu stronach, wynik spotkania nie uległ zmianie. Lech Poznań wygrał 3:2, dzięki czemu umocnił się na pozycji lidera.
Czytaj też:
Manchester United znowu wygrywa. Udany debiut nowego trenera