Zastanawiam się, czy to już dorosłość mnie dopada (czytaj – zdziadzienie), czy niezbyt dobrze dobierałem sobie idoli we wczesnej młodości. Jako że od zawsze pasjonowała mnie piłka, jednym z nich stał się Artur Boruc. Muszę przyznać, że kiedy ogłoszono jego powrót do Legii Warszawa, byłem pod wrażeniem i wywołało to we mnie spory entuzjazm. Niestety sam bramkarz zgasił go jak peta.
Artur Boruc, idol pokolenia
Dawniej jednak Boruc był zdecydowanie jednym z tych gości, których w skali „polska piłka nożna” miałem niemal za bohaterów narodowych. W głowie mam dwie klisze dotyczące wspomnień związanych z naszymi bramkarzami. Jedna to oczywiście wyczyny Jerzego Dudka w finale Ligi Mistrzów z 2005 roku. Druga – mecz z Austrią na Euro 2008, kiedy ówczesny golkiper Celticu bronił tak znakomicie, jakby był ośmiornicą, a nie człowiekiem.