Legia Warszawa czekała na ten triumf dziewięć lat. Widzew Łódź poległ w hicie Ekstraklasy

Legia Warszawa czekała na ten triumf dziewięć lat. Widzew Łódź poległ w hicie Ekstraklasy

Lindsay Rose, Fabio Nunes i Mattias Johansson w meczu Widzew – Legia
Lindsay Rose, Fabio Nunes i Mattias Johansson w meczu Widzew – LegiaŹródło:PAP / Grzegorz Michałowski
W hicie piątej kolejki Ekstraklasy emocji nie brakowało. Widzew Łódź oraz Legia Warszawa stworzyły świetne widowisko, ale po końcowym gwizdku cieszyć mogli się tylko przyjezdni. Cichym bohaterem stołecznej drużyny został Ernest Muci, a w spotkaniu nie obyło się bez kontrowersji.

Rywalizacja Widzewa Łódź i Legii Warszawa w skali polskiego futbolu uchodzi za „świętą wojnę”. Dziś, 12 sierpnia, obejrzeliśmy pierwszą od 2013 roku ekstraklasową bitwę tych zespołów – z tarczą wyszli z niej Wojskowi.

Legia Warszawa szybko przejęła inicjatywę w meczu z Widzewem Łódź

Ostatni raz, kiedy Widzew Łódź i Legia Warszawa miały przyjemność rywalizowania w Ekstraklasie? Dawno temu, bo w sezonie 2013/14. Nic więc dziwnego, że oba kluby były spragnione tej rywalizacji, a jeszcze bardziej ich kibice.

Efektowne oprawy, głośny doping i donośne śpiewy w pierwszej połowie poniosły jednak tylko jedną drużynę. Co prawa pierwszą groźną akcję przeprowadzili podopieczni trenera Niedźwiedzia (Letniowski minął się piłką o centymetry), ale później inicjatywę przejęli przyjezdni. W efekcie chwilę później Josue i Baku podjęli się efektownej akcji kombinacyjnej, lecz zanim Portugalczyk oddał strzał, zablokował go jego rodak Nunes.

Ernest Muci cichym bohaterem w meczu Widzew Łódź – Legia Warszawa

Podopieczni Kosty Runjaica pierwszy raz zaskoczyli rywali w 30. minucie. Akcję bramkową rozpoczął Josue od podania typu „no look pass” do Wszołka. Ten dostrzegł Muciego w polu karnym, który z kolei przytomnie oddał piłkę nadbiegającemu Johanssonowi, bo sam nie miał pozycji do strzału. Szwed – wręcz przeciwnie, więc idealnie przymierzył lewą nogą po ziemi i pokonał Ravasa.

twitter

Przesadą byłoby napisanie, że trafienie podcięło skrzydła RTS-owi, który i tak atakował z rzadka, aczkolwiek faktem jest, iż w kolejnych minutach gospodarze zagrozili bramce Tobiasza zaledwie raz. Wtedy, kiedy z lewej strony pola karnego niecelnie uderzył Shehu, bo niewystarczająco dokręcił piłkę w kierunku bramki. I czego Widzew nie wykorzystał, to się na nim szybko zemściło. Jeszcze pod koniec pierwszej części spotkania warszawianie wyszli na dwubramkowe prowadzenie za sprawą gola Kapustki. Pomocnik strzelił z bliskiej odległości po kolejnej asyście Muciego.

Widzew Łódź obudził się w drugiej połowie

Widzew obudził się dopiero po rozpoczęciu drugiej połowy. Wówczas w ciągu kilku minut gospodarze stworzyli sobie kilka okazji do zdobycia bramki, lecz brakowało im skuteczności. Szczególnie obiecująca była akcja, po której słabszą, prawą nogą uderzał Nunes. Niedługo potem niecelnie uderzał Pawłowski, a Lipski został zablokowany przez Johanssona.

Na początku drugiej części starcia mało brakowało również, aby to Legia sama sobie narobiła problemów. W jednej z akcji Tobiasz próbował wybić futbolówkę byle dalej od własnej bramki, lecz nastrzelił nadbiegającego Sancheza. Na jego szczęście piłka poszybowała wysoko w górę i po chwili młody golkiper naprawił swój błąd.

Patryk Stępiński i Patryk Lipski trafili, ale...

Jak się później okazało, wspomniane wyżej akcje nie były zaledwie ostrzeżeniem przed tym, co miało nadejść na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem. Wtedy to kontaktową bramkę zdobył Stępiński. Był to efekt idealnego dośrodkowania Lipskiego z prawego skrzydła oraz fatalnego krycia ze strony defensywy warszawian. Inna sprawa, że Łodzianie cieszyli się z trafienia krótko, ponieważ kilkuminutowa analiza VAR wykazała pozycję spaloną jednego z widzewiaków. Jako że absorbował on uwagę Tobiasza i uniemożliwił mu interwencję, bramka nie została uznana.

Po tej decyzji Szymona Maricniaka mecz został przerwany, ponieważ fani RTS-u zaczęli rzucać na murawę różne przedmioty, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę wobec anulowania gola Stępińskiego. Arbiter zagroził nawet przedwczesnym zakończeniem spotkania, jeśli zaśmiecanie murawy nie ustanie, ale na szczęście nie musiał uciekać się do tak drastycznych kroków.

Mecz zakończył się więc w normalnym trybie, a 2:1 zwyciężyła Legia, bo w ostatnich sekundach spotkania bramkę zdobył jeszcze Lipski. Widzewowi zabrakło jednak czasu, aby wyrównać.

Czytaj też:
Robert Podoliński dla „Wprost”: Albo nie mamy pieniędzy na kupienie lepszej jakości piłkarskiej, albo transfery Lecha są nietrafione

Źródło: WPROST.pl