Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Czy pan również, tak jak wielu kibiców i ekspertów, jest rozczarowany poziomem sportowym klasyku ligowego Lech Poznań – Legia Warszawa? Podkreślam, że nie chodzi mi o walkę na boisku, o ambicję piłkarzy, o ich zaangażowanie, ale o to, dlaczego było tak mało piłki w piłce?
Marek Jóźwiak: Każdy, kto oglądał to spotkanie, musiał być rozczarowany jego poziomem. Trzeba mówić szczerze, że wszyscy spodziewali się, iż zobaczymy trochę więcej jakości piłkarskiej, po prostu więcej dobrego futbolu. A obejrzeliśmy mecz szarpany, bez jakiejkolwiek płynności w grze, ze znikomą liczbą sytuacji bramkowych. Chyba można było spodziewać się lepszego widowiska, bo przecież grały dwa najsilniejsze do niedawna kluby w Polsce.
To od kogo powinniśmy więcej wymagać? Od Lecha, który wystąpił w roli gospodarza i wydawał się być drużyną, która kryzys z początku sezonu ma już z sobą, co potwierdzały zarówno mecze „Kolejorza” w Ekstraklasie, jak i dobre występy w Lidze Konferencji z Villarrealem i Austrią Wiedeń? Czy może jednak należało wymagać od Legii, która przyjeżdżała do Poznania jako lider Ekstraklasy?
Myślę, że można było mieć większe oczekiwania w stosunku do obu drużyn. Lech miał pełne trybuny za sobą i rzeczywiście w ostatnim czasie pokazywał zwyżkę formy, więc mieliśmy prawo liczyć, że pokaże na boisku trochę więcej jakości. A Legia zagrała bardzo poprawnie w defensywie, umiejętnie się broniła, ale kompletnie zawiodła w ofensywie, miała olbrzymie kłopoty z kreowaniem akcji pod bramką Lecha. Natomiast zespół z Warszawy chyba był zadowolony z remisu, wyglądało to tak, jakby po taki wynik przyjechał. A piłkarze z Poznania schodzi z boiska z poczuciem, że bardziej stracili dwa punkty, niż zyskali jeden.
Trener Legii, Kosta Runjaić, powiedział po meczu, że jest zadowolony z tego jednego punktu i z tego, że jego piłkarze zepsuli Lechowi imprezę. Tylko czy drużyna z taką marką jak Legia, nie powinna sama rozkręcić dobrej piłkarskiej imprezy? Czy musimy się w tym sezonie zadowalać tak minimalistyczną Legią?
Jak widać ze słów trenera Runjaicia, zespół przyjechał do Poznania po remis i taki rezultat osiągnął. Natomiast ja, jako kibic, chciałbym zobaczyć Legię trochę bardziej aktywną w ofensywie, która gra przyjemnie dla oka. Jednak w tym sezonie jest to zespół, który gra bardzo pragmatycznie. Legia dobrze punktuje, więc trudno się czepiać o styl, kiedy w tabeli wszystko się zgadza.
Myślę, że w Warszawie jeszcze dobrze pamiętają ten poprzedni sezon, kiedy drużyna musiała się bronić przed spadkiem i dlatego najważniejsze jest to… ciułanie punktów. Bo Legia te punkty naprawdę ciuła. Wygrywa mecze nieznacznie, najczęściej jedną bramką, a styl gry nie jest porywający. Być może na Łazienkowskiej uznano, że ten sezon będzie przejściowy i trzeba dać trenerowi oraz drużynie czas, żeby wypracowała swój własny styl. Ale na dzisiaj kibice Legii przyzwyczajeni do tego, że ich drużyna gra widowiskowo, że potrafi zdominować rywala, mogą być rozczarowani.
W Poznaniu Kosta Runjaić wystawił dwóch defensywnych pomocników Bartosza Slisza i Rafała Augustyniaka, żeby zaryglować dostęp do własnej bramki. A ci zawodnicy, którzy mieli odpowiadać za ofensywę, nie mają tyle jakości, by sobie poradzić z tak silnym rywalem jak Lech. Dla mnie osobiście rozczarowaniem jest Makana Baku, który jako skrzydłowy powinien dawać drużynie dużo więcej. Aczkolwiek spodziewałem się, że on może mieć kłopoty w Warszawie, bo grać w Warcie Poznań, a w Legii – gdzie jest w każdym meczu ogromna presja – to jest jednak spora różnica.