Zbigniew Bartman ma bardzo bogatą siatkarską karierę, a w swoim dorobku ma złota mistrzostw Europy (Turcja 2009) i Ligi Światowej (Sofia 2012) oraz srebro Pucharu Świata (Japonia 2011). W ostatnim czasie zaliczył krótki epizod w lidze włoskiej. Po zakończeniu sezonu jednak postanowił z nią skończyć i dołączyć do nowo powstałej federacji Clout MMA, której twarzą jest Sławomir Peszko i Lexy Chaplin. Jego pierwszym rywalem będzie inny były reprezentant kraju – Tomasz Hajto.
Norbert Amlicki „Wprost”: Ostatnim klubem, w którym pan grał, była Siena, potem ogłosił pan w programie TVP Sport 5 lipca, że kończy pan karierę. To trochę zabrzmiało tak, jakby pan zrezygnował z siatkówki dla MMA. Czy można to tak odbierać?
Zbigniew Bartman, eks siatkarz, zawodnik Clout MMA: To jest trochę daleko idący wniosek nie do końca mający pokrycie w rzeczywistości. Ja nie byłem już zawodnikiem w sile wieku, czyli zbliżającym się do trzydziestki, który z dnia na dzień podejmuje takie decyzje i mówi: „a siatkówkę rzucam, idę się bić we freakach”. Tak to nie wyglądało.
Ja już jestem mocno zaawansowany wiekowo, jak chodzi o siatkówkę i z decyzją o zakończeniu kariery nosiłem się już jakiś czas. Zresztą sam powrót do gry w Sienie, to była 10-miesięczna walka, by wrócić po kontuzji i zakończyć siatkarską karierę na własnych zasadach, czyli na boisku, a nie poprzez kontuzję.
Jak doszło do tego transferu? Ktoś musiał pana na niego namawiać?
Bardzo długo wracałem do zdrowia po poprzednim sezonie. Od października trenowałem z Projektem Warszawa, za co jestem dotąd i myślę, że na zawsze będę im wdzięczny, bo przyjęli mnie w trakcie trwania rozgrywek i dali mi możliwość trenowania, mimo że na początku odstawałem sportowo od drużyny. Nikt na to nie zwracał uwagi, pomagali mi, wspierali, bym wrócił do siatkówki.
To się udało, pokazałem, że mogę grać jeszcze na wysokim poziomie w silnej lidze włoskiej, gdzie nie odstawałem i to był dobry moment, żeby z siatkówką się pożegnać.
Czytaj też:
Marcin Najman niczym gladiator. Hit na konferencji Clout MMA
Jest pan nazywany siatkarskim obieżyświatem, grał pan w krajach takich jak m.in. Polska, Włochy, Turcja, Arabia Saudyjska, Chiny, Argentyna itd. Gdzie się panu najbardziej podobało, czy grało najlepiej?
Ciężko się do tego odnieść, bo w każdym kraju były zalety i wady. Ale mimo wszystko najpiękniejszą ligą, mimo wszystkich moich podróży była PlusLiga ze względu na kibiców, organizację, profesjonalizm. Ona zawsze była wysoko w tym rankingu i na zawsze pozostanie w moim sercu.
Teraz przejdźmy do walki, jak bliscy reagowali na pański angaż we freakach?
Nie były to długie debaty, oczywiście powiedziałem, że jest taka możliwość i się nad tym zastanawiam. Mieliśmy, że tak powiem „krótką konsultację”. Wydaje mi się, że każdy wysłuchuje zdania swoich bliskich, czy im się ono podoba, czy też nie i dopiero potem podejmuje decyzję. W moim przypadku było to jak najbardziej pozytywne, mam wsparcie całej rodziny, najbliższych i przyjaciół, którzy zresztą byli ze mną na konferencji.
Czy nie czuje pan dodatkowej presji ze względu na kursy? Jak sprawdzałem, to na pana jest 1.07, a na pana rywala, którym jest Tomasz Hajto 5.66.
Nie, presji dodatkowej nie czuję, a raczej bardzo duże zdziwienie. Nie wiem, czym podyktowane są te kursy i wobec jakiego klucza zostało to dobrane. Ani ja, ani Tomek Hajto nie mamy doświadczenia w sportach walki. Wydaje mi się, że szanse są bardzo wyrównane. Jedyne co może przemawiać na moją korzyść, to jest różnica wieku.
Jak się panu w ogóle podoba MMA?
Bardzo, jestem zachwycony samymi treningami, bo jest to zupełnie inna specyfika, niż w siatkówce. Są one zdecydowanie krótsze, bardziej intensywne i to jest duża walka ze swoimi słabościami i samym sobą. Jak dotąd same pozytywy.
Skoro się pan w tym odnalazł, gdyby mógł się pan cofnąć do początków swojej kariery i podjąć decyzję siatkówka czy sporty walki, skłoniłby się pan ku temu drugiemu?
Tak naprawdę, to ciężko stwierdzić. Przeżyłem piękne chwile z siatkówką, która dała mi bardzo dużo i tego dobrego i tego złego. Również bardzo dużo nauki, ukształtowała mnie jako człowieka, więc chciałbym to przeżyć jeszcze raz.
Na koniec chciałem zapytać, jak przebiega rehabilitacja Zuzanny Góreckiej, jakie są rokowania i czy wiadomo, kiedy wróci do gry?
Rehabilitacja Zuzy przebiega bardzo dobrze, ale wydaje mi się, że na temat tego i swoich progresów powinna sama się wypowiadać. Ja mogę jedynie powiedzieć, że jestem z niej bardzo dumny, bo widzę ile bólu i cierpienia ta bardzo poważna kontuzja jej przynosi. Codziennie rano wstaje, ociera łzy i idzie na zajęcia, siłownie, by wrócić na boisko w jak najlepszej formie. Mam za to do niej ogromny szacunek.
Czy poczynania naszych reprezentantek pod wodzą Stefano Lavariniego w Lidze Narodów były dodatkową motywacją do pracy, by może chcieć więcej ćwiczyć i szybciej wrócić do grania?
Na pewno wyniki reprezentacji dały jej dużo radości. Mimo że z dziewczynami nie była na turniejach, ze wszystkimi miała kontakt. Wszystkie mecze oraz porażki przeżywała.
Nie sądzę, by to było dodatkową motywacją do szybszego powrotu, bo pośpiech w tego rodzaju kontuzjach nie jest wskazany. Jeżeli wróci zbyt szybko, uraz może się odnowić. Dlatego bardzo się cieszę, że Zuza ma zdroworozsądkowe podejście do tego, co ją spotkało. Ona zdaje sobie z tego sprawę, że przyspieszając swój powrót, może zrobić sobie krzywdę.
Czytaj też:
Mateusz Bieniek uhonorował polskiego siatkarza. Co za gest!Czytaj też:
Przejmujące słowa Wilfredo Leona. Tak się czuł w trudnym momencie