Martyna Łukasik dla „Wprost”: Stefano Lavarini od początku w nas wierzył. Pokazałyśmy, że Polski też trzeba się obawiać

Martyna Łukasik dla „Wprost”: Stefano Lavarini od początku w nas wierzył. Pokazałyśmy, że Polski też trzeba się obawiać

Martyna Łukasik
Martyna Łukasik Źródło:Newspix.pl / Anna Klepaczko
Rok temu zabrakło jej na najważniejszej imprezie sezonu. Teraz oprócz brązowego medalu Ligi Narodów 2023, odebrała nagrodę za znalezienie się w najlepszym składzie turnieju. Martyna Łukasik, przyjmująca reprezentacji Polski i Grupa Azoty Chemika Police opowiada „Wprost” o życiu w kadrze z perspektywy introwertyka, sposobach pracy Stefano Lavariniego czy lekcjach z porażek.

Polskie siatkarki mają za sobą fenomenalną Ligę Narodów 2023. Zespół, który rok wcześniej nie dotarł do ćwierćfinałów, wygrywając zaledwie cztery mecze, teraz prowadził po fazie zasadniczej i zakończył turniej finałowy z brązowymi medalami. Stefano Lavarini już podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata sprawił, że zawodniczki rywalizowały jak równy z równym z najlepszymi kadrami świata, lecz sukces z Arlington stanowił materialny dowód na potwierdzenie tezy.

Od kontuzji do nagrody

Jedną z kluczowych postaci w układance selekcjonera Biało-Czerwonych jest obecnie Martyna Łukasik. Przyjmująca pomimo 23 lat na karku może poszczycić się ogromnym doświadczeniem reprezentacyjnym. Jest jedną z zawodniczek, która za kadencji Jacka Nawrockiego często występowała w drużynie narodowej. Zawodniczkę Chemika Police ominął ubiegłoroczny turniej w Polsce i Holandii. Na przeszkodzie stanęły względy zdrowotne.

W tym roku od początku znalazła się w składzie Lavariniego. Zaufanie Włocha póki co wykorzystuje w stu procentach. Po meczu z Amerykankami o brąz. Ligi Narodów, Łukasik jako jedyna Polka znalazła się w najlepszym zespole turnieju. Podobnie jak reszta składu urodzona w Gdańsku zawodniczka skupia się już na nadchodzących mistrzostwach Europy oraz kwalifikacjach olimpijskich do igrzysk w Paryżu.

Rozmowa z Martyną Łukasik

Dlaczego łatwiej jest jej odnaleźć się w sporcie zespołowym? Jak przeżyć na zgrupowaniu, gdy dzień w dzień widzi się te same twarze? Czym zaimponował siatkarkom Stefano Lavarini i czy można zachować w siatkówce dystans? Odpowiedzi na te i inne pytania udziela czołowa przyjmująca nie tylko polskiej, ale już także i światowej siatkówki.

Michał Winiarczyk, „Wprost”: Skoro spotyka się dwójka introwertyków, to muszę zapytać o to, jak osoba tego typu odnajduje się w siatkówce, sporcie zespołowym?

Martyna Łukasik: O dziwo wydaję mi się, że dużo lepiej, niż gdybym miała uprawiać sport indywidualny. Jestem introwertykiem, ale to nie oznacza, że nie lubię ludzi (śmiech). Po prostu potrzebuję więcej czasu, by się do nich przekonać. Jak już wszystko zaskoczy, to się lubimy. Tutaj w kadrze mamy super atmosferę, więc nie mogę na nic narzekać. Zawsze mam kogoś z kim mi się dobrze rozmawia niezależnie od tego czy chodzi o poważne tematu, czy o żarty. Sądzę, że dziś lepiej odnajduję się w grupie niż dawniej. Początki nie były łatwe.

Z biegiem lat otworzyłaś się na ludzi?

Tak, ale zwróciłabym uwagę na fakt, że od lat przebywam w podobnym towarzystwie. Z niektórymi dziewczynami grałam w klubie, a z innymi widzę się co roku w kadrze. Po takim czasie łatwiej jest mi się odnaleźć w zespole. Doświadczenie to na pewno w tej kwestii duży plus.

Ostatnie sukcesy reprezentacji Polski zwiększyły twoją popularność?

Tego jeszcze na dobre nie odczułam, choć parę osób zaczepiło mnie w Gdańsku, gdy siatkarze rozgrywali finały Ligi Narodów. Sukces, bo nie mam oporów w nazwaniu naszego brązu VNL tym słowem, cieszy tym mocniej, że każda z nas występowała w finałach będąc w najlepszej formie. Już potrafimy dużo, a wciąż mamy wiele do poprawy. Cieszę się, że czasem jesteśmy w stanie zmienić swoją grę z dnia na dzień. Obecna forma to skutek długiej pracy, a nie efekt przypadku.

Gdy zapytałem się w maju Stefano Lavariniego o najtrudniejsze zadanie, które miał do wykonania po objęciu pracy z kadrą, powiedział: „Myślę, że najtrudniejszym zadaniem było pokazanie dziewczynom jak wiele potrafią zdziałać, jeśli chodzi o swoje umiejętności. Że mogą marzyć o sukcesach, a później realnie powalczyć o ich spełnienie w koszulce reprezentacji Polski”. Jak trener „dotarł” do waszych głów?

Zacznijmy od tego, że trener Lavarini od samego początku chciał do nas dotrzeć. Chęci w tej kwestii są bardzo istotne. Kolejna sprawa to zwracanie uwagi nie tylko na błędy, ale i na dobre zagrania. Potrafi zaznaczyć coś, co zrobiłyśmy dobrze, a jeśli coś nam nie wyszło, ale miałyśmy dobry pomysł, to również potrafi takie coś pochwalić. Podoba mi się, że cały czas uświadamiał nam, że jesteśmy w stanie walczyć z najlepszymi. To od początku nie było jakimś tam marzeniem, tylko konkretnym, realnym celem, do którego miałyśmy dążyć. Jasne, to nie jest tak, że on nam tylko słodzi i mówi, że jesteśmy najlepsze na świecie. Tak nie jest. Do tego dopiero dążymy.

Trener dobrze komunikuje to, czego od nas oczekuje, więc nam pozostaje tylko solidnie pracować i dawać z siebie 100 procent. To w konsekwencji powoduje, że nasza pewność siebie i umiejętności z każdym tygodniem rosną. Każda z nas myślała sobie: „Okej, skoro ten gościu we mnie wierzy, to rzeczywiście coś jednak umiem”. Nie mówił nam tego byle kto, tylko trener z sukcesami, człowiek, który zna się na rzeczy.

Czy w siatkówce jest miejsce na odrobinę egoizmu?

Trudno w tym sporcie znaleźć indywidualne pobudki. Ktoś musi przyjąć, ktoś musi wystawić i ktoś musi to skończyć. Nie ma miejsca na jednoosobową armię. Na wynik składa się zespół złożony z 14 zawodniczek oraz sztabu szkoleniowego. Każda osoba, która tworzą drużynę, musi najpierw myśleć o niej, a dopiero później o własnym „ja”. Na przestrzeni lat wielu trenerów mówiło mi o tym, jak myślenie nacechowane na zespół zmienia grę i wpływa na wynik meczu. Mieli rację, bo dziś sama widzę, jak duże benefity ma to gdy drużyna jest naprawdę drużyną, a nie zbiorem indywidualności.

instagram

Nie bez przyczyny zadałem to pytanie. Wybór do najlepszego składu Ligi Narodów 2023 ma dla ciebie znaczenie?

W tym przypadku oczywiście, że tak. Znaleźć się w siódemce najlepszych zawodniczek VNL 2023 to olbrzymie wyróżnienie. Cieszę się, że moja gra została doceniona. Muszę jednak wspomnieć, że nie byłoby tej nagrody, gdyby nie dziewczyny i sztab wokół mnie. Na każdym treningu ciągnęłyśmy siebie nawzajem do mocniejszej pracy. Tak samo było podczas spotkań – jedna popychała drugą, by zmierzać ku wspólnemu celowi.

Jak się wytrzymuje, widząc przez kilka tygodni dzień w dzień te same twarze niemalże w każdym momencie dnia?

Taki przesyt, gdy codziennie widzisz te same osoby, jest chyba czymś naturalnym. Podejrzewam, że każda z nas w pewnym momencie miała taki moment, że gdy się budziła i spotykała koleżankę z kadry, to sobie myślała: „Kurde, znowu was widzę”. Mimo wszystko miałyśmy wspólny cel, który górował nad wszystkim. Dodatkowo dobrze się rozumiałyśmy. Nie było sytuacji, gdzie jedna z dziewczyn by powiedziała, że ma nas gdzieś i zamknęła się sama w pokoju. Na treningach pracujemy razem, ale jak jest czas wolny, to czasem ktoś woli się na moment odciąć, ewentualnie poświęcić kawałek dnia np. na regenerację czy oglądanie seriali. To normalna sytuacja. Czasem jednak nawet wolne spędzałyśmy razem. Każda z każdą doskonale się dogaduje. Mamy dobry „vibe”.

Z perspektywy tej lekko wycofanej osoby – kto jest największą duszą towarzystwa w reprezentacji?

Chyba wszyscy znamy Magdę Stysiak? (śmiech) Z zasady jej wszędzie jest pełno, ale w dobrym znaczeniu. To dziewczyna, która, a to gdzieś zagada, a to tam się pośmieje. Jeśli jest potrzeba, to na treningu potrafi powiedzieć również mocniejsze słowa. Najważniejsze, że nie mamy problemu ze sobą przebywać. Nikt nie ma z nikim konfliktu.

Co czułaś po zakończeniu meczu o brąz Ligi Narodów?

Z jednej strony ulgę, z drugiej wielką radość. Z pewnością po ostatniej piłce spadł nam kamień z serca, bo wiedziałyśmy, że prezentujemy poziom godny medalu. Ten tie-break był bardzo emocjonujący. Cięłyśmy się z Amerykankami punkt za punkt. Raz one prowadziły, a raz my. Zdawałyśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie zrobić coś historycznego. Miałyśmy furę szczęścia. Nasza praca i gra przez dwa miesiące przyniosła wymierny efekt. Pokazałyśmy, że Polski też trzeba się obawiać.

Przez lata wypominano wam porażki w spotkaniach o najwyższą stawkę pokroju ćwierćfinału mistrzostw świata 2022 – gdzie ciebie nie było – czy półfinału turnieju kwalifikacyjnego 2020, gdzie wielki awans był tak blisko, a w ostatnich piłkach wkradał się niepokój i sukces w dramatycznych warunkach uciekał. W Internecie mówiło się nawet o „frajerskich” porażkach.

Trudno wracać do tamtych spotkań, gdyż my jako reprezentacja cały czas rośniemy. Wciąż mamy dużo do poprawy, ale czujemy się znacznie pewniej niż wcześniej. Na sposób, w jaki odpadałyśmy we wspomnianych przez ciebie meczach, składały się nie ostatnie akcje, a całe spotkania. Na końcowy wynik pracuje się od pierwszego gwizdka. Oczywiście, są momenty, gdzie jedną, dwiema piłkami można odwrócić losy spotkania. Tamtych sytuacji nie nazwałabym frajerstwem, ale raczej skutkiem braku ogrania w meczach o podobną stawkę. Za każdym razem przegrywałyśmy z rywalkami, które od lat znajdują się na topie. My dopiero do tego topu dochodzimy.

Praca z trenerem Lavarinim sprawiła, że twardniejemy jako zespół w trudniejszych momentach. Czasem wydaje mi się, że w tych newralgicznych sytuacjach radzimy sobie lepiej niż przy kilkupunktowym prowadzeniu. Jakby łatwiej nam było kogoś gonić niż utrzymać przewagę. Dalej będziemy pracować nad tym, by w końcówkach zachowywać zimną krew. Nie chcemy, by drżała nam ręka w tie-breakach.

Czujesz, że los ci oddał to co zabrał w ubiegłym roku? Z powodu kontuzji nie zagrałaś na mistrzostwach świata?

Możliwe, że masz rację. W ubiegłym roku przydarzyła się przykra sytuacja. Nie mogłam być z zespołem, ale dziewczyny świetnie się spisały. Z drugiej strony, gdyby ktoś rok temu powiedział mi, jak będzie wyglądać sezon 2023, to odpowiedziałabym: „Nie, nie wydaje mi się” (śmiech). Cieszę się, że mogłam wrócić do kadry.

W poprzednikach latach obok twojego nazwiska zawsze widniały dwie pozycje – przyjmująca i atakująca. Dziś już chyba jesteś tylko tą pierwszą.

Wydaje mi się, że tak. Dobrze się odnajduję na przyjęciu. Dalej będę pracować nad tym, aby doskonalić grę na tej pozycji.

Porażka w ćwierćfinale Tauron Ligi była dla ciebie dużym ciosem? Od czasu powrotu do Ekstraklasy, Chemik Police nigdy nie zakończył rywalizacji na tak wczesnym etapie rozgrywek ligowych.

To nie była dla mnie łatwa sytuacja. Potrzebowałam czasu, aby spojrzeć na tę porażkę z innej perspektywy. Budowlani świetnie zagrali. Trudno się to mówi, ale dziewczyny z Łodzi bardziej niż my zasługiwały, by awansować do półfinału i bić się o medale Tauron Ligi. Nie będę ukrywać, ta porażka wciąż mnie boli. Uważam, że to będzie jednak dodatkowy kopniak na nadchodzący sezon, by Chemik Police wrócił do tego, o co grał w poprzednich latach.

instagram

Czyli należy rozumieć, że był to wypadek przy pracy?

Cały sezon był bardzo trudny, ale tak. Liczę na to, że będzie to dla nas mocny kop.

Wspomniałaś o innej perspektywie na siatkówkę.

Staram się zachowywać dystans do siatkówki, ale wiem, że to jest bardzo trudne. W zasadzie to chyba się nie da, bo ten sport to olbrzymia część mojego życia. Każdy sportowiec mniej lub bardziej analizuje porażki. To wielkie wyzwanie odciąć się od tych myśli. Próbuję z tym walczyć, bo ważne jest, by od tego wszystkiego nie zwariować.

Czytaj też:
Daniele Santarelli dla „Wprost”: Nie jestem Midasem siatkówki. Musiałem zapracować na swoje szanse
Czytaj też:
Zuzanna Górecka dla „Wprost”: Na boisku siatkarskim zobaczycie mnie dopiero wtedy. Nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne

Źródło: WPROST.pl