Grupa Azoty Chemik Police zanotował najgorszy sezon w lidze od czasu awansu w 2013 roku. Zespół po raz drugi w ostatnich dziesięciu sezonach nie zdobył mistrzostwa. Teoretycznie każdy inny klub dałby się pokroić za podobną skuteczność, lecz w województwie zachodniopomorskim, gdzie od lat nie szczędzono funduszy na dobre transfery, piąte miejsce było potężnym rozczarowaniem.
Rozmowa z Marco Fenoglio, trenerem Chemika Police
Brak medalu sprawił, że Chemika nie zobaczymy w nadchodzącej edycji Ligi Mistrzów. Zamiast tego klub dostanie szansę walki w Pucharze CEV. W międzyczasie 10-krotny mistrz Polski przeprowadził rewolucję kadrową. Do klubu trafiła znana z gry w Radomiu i Rzeszowie Bruna Honorio, polska MVP Tauron Ligi 2022/2023 Monika Fedusio, mistrzyni olimpijska z 2016 roku Ding Xia czy jedna z gwiazd tureckiej siatkówki, Saliha Sahin. Pieczę nad zespołem ma trzymać nowy trener, Marco Fenoglio.
W CV Włocha zobaczymy Ligę Mistrzyń, a także dwa mistrzostwa Włoch. Urodzony w 1970 roku szkoleniowiec pracował zarówno w żeńskiej jak i męskiej odmianie. Doskonale poznał byłego selekcjonera polskiej kadry, Andreę Anastasiego, a także Katarzynę Zaroślińską czy Katarzynę Gujską.
W rozmowie z „Wprost” nowy szkoleniowiec opowiada o dotychczasowych przygodach trenerskich, oczekiwaniach względem polskiego rozdziału pracy, inspiracji Giovannim Guidettim czy włoskich kadrach narodowych.
Michał Winiarczyk, „Wprost”: Coś pana zaskakuje w Polsce?
Marco Fenoglio: Nic a nic. Szczecin to dobre miasto do życia. Miałem kilka dni, by odwiedzić kilka miejsc i zaznajomić się z miastem. Z natury jestem człowiekiem, który nie ma wielkich wymagań. Dostałem świetne warunki do pracy, a to jest najważniejsze.
Nie wiem czy ludzie w całej Polsce mają taką samą mentalność jak ci w Szczecinie, ale naprawdę się z nimi polubiłem. To miasto leży blisko Niemiec, więc nie czuje dużej różnicy między kulturami obu państw.
Oglądał pan mecze Tauron Ligi przed podpisaniem kontraktu z Chemikiem?
Nie lubię wracać do przeszłości, bo być może od tego czasu coś się zmieniło. Siatkówka w Polsce, Włoszech czy gdziekolwiek indziej na świecie to ten sam sport. Tauron Liga to mocne rozgrywki, gdzie o tytuł może walczyć parę zespołów, ale tak jest także w Serie A. Organizacja w Chemiku stoi na wysokim poziomie. Miałem przyjemność prowadzić w ubiegłym sezonie Kasię Zaroślińską. Otrzymałem od niej wiele pozytywnych opinii na temat Polski, jak i klubu z Polic.
Chemik zanotował najgorszy sezon od czasu awansu do ekstraklasy w 2013 roku. Zdaje pan sobie sprawę, że oczekuje się od pana szybkiego „uzdrowienia” klubu?
Z jakim rodzajem presji mam się zmierzyć? Jestem trenerem z 20-letnim doświadczeniem, pracującym w czołowych klubach Europy. Byłem selekcjonerem czterech reprezentacji narodowych. Dla mnie takie oczekiwania, jakie mam w Polsce są od zawsze czymś normalnym.
Pańskie zatrudnienie spotkało się z mieszanym przyjęciem fanów polskiej siatkówki kobiet. Jedni wskazywali na fakt, że zdobył pan Ligę Mistrzów z Formapedretti Bergamo. Inni mówili, że było to dawno, a w Policach pracowali kiedyś bardziej znani szkoleniowcy.
Znam swoje doświadczenie i umiejętności. Każdy ma prawo do swojej opinii, ale ja się czyimiś głosami nie przejmuje. Jestem walczakiem z charakteru – to najważniejsze. Swoją waleczność chce przełożyć na zespół. Nie po to przyjechałem do Polski, by tłumaczyć komuś kim jestem. Nazywam się Marco Fenoglio i wiem, jaka jest moja praca – trenowanie Chemika Police. To, co mówią inni ludzie czy kluby, nie ma dla mnie znaczenia.
Ma pan już w głowie wizję swojego Chemika?
Nie, jest na to za wcześnie. Myślę, że dokładny pomysł na grę zacznie krystalizować się w połowie października. Nie miałem okazji jeszcze popracować ze wszystkimi zawodniczkami (rozmowę przeprowadzono w trakcie kwalifikacji olimpijskich kobiet – przyp. M.W). Zawodniczka z Chin (Ding Xia – przyp. M.W) późno dołączy do zespołu, więc nawet nie miałem okazji do sprawdzenia zespołu w treningowej gierce sześć na sześć. Mam kontakt z każdą siatkarką, ale preferuję rozmowy twarzą w twarz, więc najlepiej cierpliwie zaczekać na rozwój wydarzeń.
Miałem już okazję dobrze poznać się z zawodniczkami, które są tu dostępne niemal od początku przygotowań. To bardzo fajna grupa dziewczyn. Nie chodzi mi tu tylko o umiejętności siatkarskie, ale o ludzki charakter. Mam pozytywne odczucia i z wielką nadzieją podchodzę do sezonu ligowego.
Ostatnio pracował pan w Grecji, teraz w Polsce. Nie tęskni pan za ojczyzną?
To zależy, w jakim kontekście pytasz. To, że nie pracuję we Włoszech, nie ma dla mnie dużego znaczenia. Trenowałem w ojczyźnie, ale i wiele kilometrów od niej. W zespołach męskich i żeńskich – to jest moje życie. Nigdy nie przewidzę, gdzie zaprowadzi mnie los. Teraz trafiłem do Chemika Police, więc na nim tylko skupiam uwagę.
Wspomniał pan o doświadczeniu pracy zarówno w żeńskiej, jak i męskiej siatkówce. Zmiany łatwo przychodziły?
To nigdy nie jest prosta sprawa. Musisz wiedzieć, że moja praca zaczęła się od męskiego volleya. Pracowałem tam przez pierwsze dziesięć lat, później przeszedłem do żeńskiej odmiany. Jeśli zaczynasz pracę od prowadzenia kobiet, a później chcesz przejść do trenowania facetów? Dla mnie to chyba niemożliwe. Z powodu różnic fizycznych i mentalnych to są różne sporty.
Ostatnio sił w siatkówce żeńskiej próbował Emmanuele Zanini.
I zwolnili go szybko z Cuneo.
Teraz za pracę z paniami wziął się Lorenzo Bernardi, obejmując Novarę.
Zobaczymy co czas pokaże. Znam dobrze Lorenzo. To prawdopodobnie jeden z 2-3 najlepszych siatkarzy w historii tej dyscypliny. Mieliśmy okazję razem ze sobą współpracować w kadrze Włoch. Wiem jaki ma charakter i przyznam się szczerze, trochę boję się jego pracy z kobietami.
Najtrudniejszym wyzwaniem przy przechodzeniu z siatkówki męskiej do żeńskiej i odwrotnie są relacje międzyludzkie. Facetowi z facetami łatwo jest się dogadać. Do kobiet nie należy stosować takich samych słów. Trzeba się przestawić, a dla kogoś, kto przez lata pracował z mężczyznami nie jest to łatwe.
Jako asystent miał pan okazje pracować z Andreą Anastasim, szkoleniowcem doskonale znanym w Polsce.
To mój wielki przyjaciel, pracowaliśmy ze sobą wiele lat. Tak naprawdę to przy nim wchodziłem do siatkówki. Początkowo byłem trenerem przygotowania fizycznego, a po chwili także asystentem, podczas gdy on prowadził reprezentację Włoch. Później pracowaliśmy razem w Cuneo. Andrea to dziś jeden z najlepszych trenerów męskiej siatkówki na świecie. Zawsze mówił dobre słowa na temat Polski. Pracował wiele lat w Gdańsku i Warszawie, więc miał okazje świetnie zaznajomić się z waszym krajem. Nie zdziwię się jak w przyszłości jeszcze będzie pracować w PlusLidze.
Miał trudny ostatni sezon z Perugią.
Z tym zespołem nigdy nie pracuje się łatwo. Perugia ma największą presję spośród wszystkich klubów we Włoszech. Tam są duże pieniądze, ale i oczekiwania. Andrea robił świetną robotę. Wygrał Klubowe Mistrzostwa Świata, a także fazę zasadniczą Serie A bez porażki, co stanowiło ewenement. Po Pucharze Włoch coś się tam zepsuło. Takie rzeczy dzieją się w klubach. Jeden moment, drużyna pęka i po sezonie.
Druga znana postać, z którą współpracował pan w siatkówce męskiej, to Stelian Moculescu.
Oczywiście, wspaniały człowiek. Wymieniłeś dwie fantastyczne postacie siatkówki. Współpracowałem ze Stelianem w VfB Friedrichshafen, a także w reprezentacji Niemiec. Musisz mi uwierzyć, ci faceci to najlepsi ludzie, jakich spotkałem w karierze zawodowej. Bez nich nie byłbym w tym miejscu, w którym teraz jestem.
Wracając do pańskiej kariery. Czas w Bergamo to najlepszy okres pańskiej kariery?
Miałem też inne fajne okresy. Zdobyłem mistrzostwo Serie A nie tylko z Bergamo, ale i z Novarą kilka lat temu. To był pierwszy tytuł w lidze w historii tego klubu. Mam jeszcze powód do dumy z pracy w drugiej lidze mężczyzn. Awansowałem do Superlegi z klubem, którego nikt nie znał. Do tego dochodzi fajny czas z żeńską kadrą Słowacji. Po raz pierwszy w historii drużyna przeszła do kolejnej fazy mistrzostw Europy w 2019 roku.
Łatwo panu łączyło się świat siatkówki klubowej i reprezentacji?
Bez problemu. Dla mnie to taka sama praca.
Nie czuł pan różnicy?
Nie.
Większość trenerów, z jakimi rozmawiałem, zwracało mi uwagę na fakt, że to są różne prace m.in. ze względu na natężenie spotkań i braku czasu na przygotowania.
Masz więcej spania w hotelu i podróżowania. Poza tym jakoś nie widzę różnic.
Serie A czy turecka Sultanlar Ligi?
Liga włoska to najwyższy poziom, bo masz tu dwanaście świetnych zespołów. W Turcji pierwsza czwórka też jest niesamowita, ale reszta ekip od nich odstaje. Na dziś, jeśli pytasz się mnie o ogólną opinię, to powiem, że to Serie A jest najlepszą ligą świata. Nie zmienia to faktu, że kluby ze Stambułu same w sobie są topowe i mogą pokonać każdego.
A co jeśli chodzi o reprezentacje Włoch? Męska walczy z Polską o miano najlepszej kadry świata. Z kolei żeńska boryka się z wewnętrznymi problemami.
Mężczyźni od 30 lat próbują zdobyć olimpijskie złoto. Kobiety też mają mocny zespół, lecz jak wspomniałeś, tego lata mierzyły się z poważnymi problemami. Niezależnie od formy, wydaje mi się, że mogą spać spokojnie. Mają tak wysoką pozycję w rankingu, że nie potrzebują heroicznych wysiłków, by zgarnąć kwalifikację. Podejrzewam jednak, że trzeba rozwiązać parę spraw, aby ten zespół dobrze współgrać. Nie mam zbytnio dokładnej wiedzy. Myślę, że ty wiesz więcej ode mnie.
Siatkówka to nadal popularny sport we Włoszech? Gdy kadra Ferdinando De Giorgiego zdobyła mistrzostwo świata, to nie zajęła zbyt wiele miejsca w gazetach. Skupiono się na zwykłej kolejce piłkarskiej Serie A.
Chcemy porównywać Perugię czy Lube do Juventusu lub Interu? Takie Lube ma budżet na poziomie kilku, kilkunastu milionów euro, a Juve ponad pół miliarda. To przepaść finansowa. Dodatkowo każdy mecz tych klubów piłkarskich ogląda na trybunach po kilkadziesiąt tysięcy widzów. Siatkówka nie ma podejścia do futbolu we Włoszech.
Pomówmy o pana polskich potyczkach.
Lata temu grałem w Szczyrku z kadrą Słowacji. To był mecz towarzyski przeciwko Polsce. Wygraliśmy 3:1. Byłem przeszczęśliwy. Niby to tylko sparing, ale dla takiego zespołu jak Słowacja wygrana nad Polkami była czymś historycznym.
Wspominał pan o Katarzynie Zaroślińskiej, a w Bergamo prowadził pan także Katarzynę Gujską.
Fantastyczna dziewczyna, mam dobre wspomnienia z naszej wspólnej pracy. Osiedliła się już na stałe we Włoszech i żyje z moim dobrym przyjacielem. Gdy z nią pracowałem, to była drugą rozgrywającą. Trudno się dziwić, gdy w zespole występowała Eleonora Lo Bianco, prawdopodobnie najlepsza zawodniczka na tej pozycji w historii siatkówki. Zapamiętałem, że Kasia zawsze była gotowa na wszystko, biła od niej wielka koncentracja. Potrzebowałem w trudnych momentach zmiany zadaniowej, a od niej biło odpowiednie nastawienie i chęć pomocy.
Z kolei Kasia Zaroślińska to jedna z najlepszych do współpracy zawodniczek, jakie kiedykolwiek prowadziłem. Może nie grała bardzo dobrze pod względem technicznym i miała wahania formy, ale na boisku była waleczna jak żołnierz. Poza nim jest fantastyczną, mega profesjonalną, punktualną osobą. Dzięki niej mam w głowie pozytywny stereotyp o polskich siatkarkach. Jeśli zapytasz się mnie, jakiego zachowania i podejścia oczekuje od zawodniczek, to zamiast udzielać odpowiedzi polecę ci spojrzeć na Kasię.
Czy po tylu latach pracy ma pan jeszcze jakieś trenerskie inspiracje?
Dużo czerpałem od człowieka, którego teraz mogę nazwać przyjacielem, choć ze względu na odległość nie mamy ze sobą częstego kontaktu. Mam na myśli Giovanniego Guidettiego. Wziąłem sobie sporo z jego filozofii siatkówki. Myślę, że to człowiek, który globalnie zmienił pracę trenera w siatkówce kobiet. Po raz pierwszy tak odważnie zaczął stosować nawyki z siatkówki męskiej w żeńskiej odmianie. Jego osiągnięcia mówią same za siebie – to najlepszy szkoleniowiec świata.
Dzisiaj wielką furorę robi wasz rodak, Daniele Santarelli.
Guidetti jest na topie od dwudziestu lat. Daniele też robi świetną pracę, ale dopiero od kilku sezonów. To wynika z oczywistej kwestii – wieku. Jest młodszy od Giovanniego. Również mogę powiedzieć, że znam się dobrze z Santarellim. Odnosi wielkie sukcesy z Imoco Conegliano i kadrą Turcji. Giovanni jednak kolejną dekadę potrafi zdobywać medale nie tylko z klubem, ale także z różnymi reprezentacjami.
Zbliżając się do końca, czego należy oczekiwać po Chemiku w tym sezonie?
Mógłbym powiedzieć ci tu wiele pięknych dla ucha słów. Dla mnie jest jasne, że ten zespół ma wygrywać i chcę, aby Police nie schodziły ze zwycięskiej ścieżki. W sporcie chwałę i puchary zgarnia tylko jeden, reszta to przegrani.
Mamy cel, aby dobrze pokazać się nie tylko w lidze, ale i w Pucharze CEV. To nie będzie łatwe zadanie, bo w tych rozgrywkach z pewnością w końcowej fazie będzie czekać klub z Turcji lub Włoch. Wychodzę z założenia, że chcemy wygrywać z każdym, niezależnie od tego, kto będzie stać po drugiej stronie siatki.
Znajduje pan czas na życie poza siatkówką? Znam trenerów oddychających tym sportem 24 godziny na dobę.
Na co dzień jestem maksymalnie skoncentrowany na pracy trenerskiej, ale potrafię oddzielić karierę zawodową od zwykłego życia. Poza siatkówką Marco to zwykła osoba, która skupia się na swoich pasjach. Jestem wielkim fanem aktywności fizycznej. Lubię mocno poćwiczyć – na rowerze albo na siłowni. Nabieram wtedy energii do działania i odpoczywam mentalnie.
Czytaj też:
Historia owiana ogromnym cierpieniem. Bartosz Kurek nie został obojętnyCzytaj też:
Tak polscy siatkarze świętowali urodziny Grzegorza Łomacza. Rozgrywający ujawnił szczegóły