4 marca polscy skoczkowie narciarscy wzięli udział w ostatnim konkursie zaplanowanym w ramach mistrzostw świata. Była to rywalizacja drużynowa, w której Biało-Czerwoni mierzyli bardzo wysoko. Nawet Thomas Thurnbichler nie ukrywał, iż jego podopieczni są w stanie zdobyć złoto. Ostatecznie jednak nawet nie zajęli żadnego miejsca na podium. Skończyli zawody na 4. miejscu.
Aleksander Zniszczoł najsłabszym Polakiem w konkursie drużynowym MŚ
Najsłabszym ogniwem naszej drużyny narodowej był Aleksander Zniszczoł. Co ciekawe selekcjoner wyznaczył go jako trzeciego w kolejności po Kamilu Stochu i Piotrze Żyle. Niestety jednak nie zaprezentował się równie dobrze, co bardziej doświadczeni i utytułowani Biało-Czerwoni.
W pierwszej serii 28-latek skoczył tylko na 122 metry. Co prawda miał bardzo trudne warunki, aczkolwiek samo to nie było wystarczającym usprawiedliwieniem. Po zakończeniu konkursu drużynowego wskazywano, że to właśnie jego występ sprawił, iż podopieczni Thurnbichlera skończyli poza podium. Co prawda w drugiej części zawodów Zniszczoł się poprawił (131,5 metra), lecz to nie wystarczyło.
Aleksander Zniszczoł jest z siebie zadowolony
Sam zawodnik mimo wszystko nie uważa jednak, aby spisał się zbyt słabo. – W pierwszej serii nie skoczyłem zbyt daleko. Zabrakło powietrza w drugiej fazie lotu. Zabrakło szczęścia, które jest tak potrzebne w sporcie. Moje skoki były bardzo dobre i jestem z nich zadowolony. Z takim poczuciem kończę ten dzień. Tak naprawdę oba skoki były niemal identyczne, tylko w różnych warunkach – powiedział w rozmowie z Interią.
– Mój drugi skok był na wysokim poziomie, lecz nie wystarczył. Konkurs stał na naprawdę wysokim poziomie. Jeszcze przed nim wiedzieliśmy, że walka o medal będzie bardzo zacięta. Nie można się było pomylić. Nie ukrywam, że wysoka stawka mnie nie paraliżowała. Nie czułem stresu – zakończył.
Czytaj też:
Ta decyzja Thurnbichlera wywołała wielkie poruszenie. Wytłumaczył się z ruchu „va banque”Czytaj też:
Halvorowi Egnerowi Granerudowi puściły nerwy. „Co za g***o!”