Późnym wieczorem 30 października Hubert Hurkacz zakończył swój udział w turnieju ATP zorganizowanym w San Diego. Jego przeciwnikiem był Asłan Karacew. Z kilku powodów to właśnie Rosjanin był górą i przeszedł do ćwierćfinału rozgrywek.
Rywal był zbyt mocny
Tego dnia w grze Polaka nawarstwiło się wiele rzeczy, ale przede wszystkim dało o sobie znać zmęczenie. Po wygranych zawodach w Metz wrocławianin stawił się w Stanach Zjednoczonych w ostatnich chwili, nie udało mu się oszukać jetlagu, a do tego występował jeszcze w rywalizacji deblowej (wraz z Marcelo Melo odpadli po pierwszej rundzie). Hurkaczowi starczyło więc sił tylko na pierwszy set, który wygrał 7:5.
Później jednak nasz reprezentant ewidentnie opadł z sił i zaprzepaścił prowadzenie 3:1 w drugiej części spotkania. Gołym okiem dało się zauważyć, że w poszczególnych sytuacjach Polak reaguje coraz wolniej i nie jest w stanie sprostać narzuconej przez przeciwnika intensywności. Karacew doprowadził więc do remisu, a w trzecim secie poszedł za ciosem, przełamując naszego tenisistę. Mimo że w ostatniej fazie spotkania Hurkacz heroicznie bronił się przed porażką – obronił trzy piłki meczowe – to w końcu Rosjanin dopiął swego i zwyciężył 2:1 w całym starciu. W ćwierćfinale zmierzy się z Grigorem Dimitrowem.
Kolejne plany Polaka
Dla Hurkacza to jednak nie jest koniec rywalizacji w Stanach Zjednoczonych. Już niedługo, bo 4 października, rozpocznie się bowiem turniej Indian Wells, w którym wrocławianin również weźmie udział. Do tego czasu będzie jednak głównie odpoczywał.
Czytaj też:
Bramkarz Legii wzruszony wygraną z Leicester. „Zwycięstwo dedykuję kibicom”