Nie tylko Iga Świątek i Magda Linette wystartowały w tegorocznej edycji WTA Montreal. Dość niespodziewanie tę przyjemność miała również inna reprezentantka Polski, a mianowicie Magdalena Fręch. Stało się tak, ponieważ skorzystała z przepisu znanego jako „lucky loser” (szczęśliwy przegrany – ang.), czyli awansowała do głównej drabinki z listy rezerwowej. 26-latka skorzystała na fakcie, iż z kanadyjskich rozgrywek wycofała się Paula Badosa i wskoczyła właśnie w jej miejsce. W starciu z Beatriz Haddad Maią nie dawno jej jednak większych szans i niestety to się potwierdziło.
Magdalena Fręch zmierzyła się z Beatriz Haddad Maią
Nie można jednak napisać inaczej niż stwierdzić fakt, że w pierwszym secie nasza rodaczka stawiała faktyczny opór w starciu z Brazylijką. Obie wygrały bowiem dwa swoje pierwsze gemy serwisowe, ale szybko doszło też do przełamania na korzyść 12. rakiety rankingu WTA.
Po wyjściu na prowadzenie przewagi już nie oddała, chociaż w szóstym, siódmym, dziewiątym i dziesiątym gemie oglądaliśmy zaciętą walkę na przewagi. Ten ostatni rozstrzygnął się dopiero za czwartym razem, niestety na korzyść Haddad Mai, która wygrała pierwszy set 6:4.
Bezradność Magdaleny Fręch
Druga partia nie była już tak udana w wykonaniu Fręch, ponieważ dała się przełamać już w pierwszym gemie, a następnie jej przeciwniczka poszła za ciosem także przy własnej zagrywce. Gdy zrobiło się 3:0, Polka stanęła pod ścianą i już nie była w stanie się odbić.
Dała radę odpowiedzieć dopiero w piątej części seta, gdy zrobiło się 1:4, patrząc z jej perspektywy. Przy 1:5 łodzianka była w stanie ugrać jeszcze jednego gema, lecz to było jej maksimum. Reprezentantka Brazylii zwyciężyła w drugiej partii 6:2, w całym meczu zatem 2:0 i wyrzuciła Biało-Czerwoną z turnieju w Montrealu.
Czytaj też:
Iga Świątek z zaskakującą propozycją polskiej federacji. PZT chce wykorzystać sukcesCzytaj też:
Iga Świątek nie do końca to rozumie. Pokusiła się o szczery komentarz