Karol Osiński „Wprost”: Kiedy byłeś jeszcze w GKS-ie Tychy, otrzymałeś zaproszenie do szkółek Anderlechtu i Borussii Dortmund. Wybrałeś tę pierwszą i przypadł Ci tam pseudonim „polski Roberto Carlos”? Skąd wzięło się takie określenie i dlaczego zdecydowałeś się na Belgię kosztem Niemiec?
Jakub Kiwior: Zaproszenie z Anderlechtu przyszło nieco wcześniej. Ustaliliśmy, że chcemy tam przejść, a oferta z Borussii przyszła nieco później. Co do pseudonimu to dokładnie nie pamiętam, z jakiego powodu on wyniknął, ale myślę, że chodziło o ułożoną lewą nogę, jaką miał Roberto Carlos. Natomiast, co do gry w ataku, to uważam, że jako dziecko każdy chce zdobywać, jak najwięcej bramek. Obrońcą stałem się, kiedy trenowałem ze starszymi chłopakami, nawet jeszcze w Gromie Tychy. W sumie to wyszło z tego, że zamieniłem się z kolegą pozycjami i tak już zostało.
Uważam, że bardzo dobrze prowadzisz swoją karierę. Wspinałeś się szczebel po szczeblu, aż z ligi słowackiej trafiłeś do Serie A. Miałeś poczucie, że początkowo może to być dla Ciebie za trudne?
Nigdy nie pomyślałem, że mógłbym nie dać sobie rady. Lepiej nie mogłem sobie wyobrazić swojej kariery. Wiem, że każdy krok i zmiany klubu, to były bardzo dobre decyzje. Nawet, jak odchodziłem z Belgii, to ludzie wypytywali mi się, dlaczego do Słowacji, skąd ta Podbrezova? A jednak dało mi to naprawdę bardzo dużo. Byłem tam pół roku, spadliśmy z ligi, ale od razu dostałem szansę i zobaczyłem inną piłkę nożną. Jest duża różnica pomiędzy juniorską a seniorską piłką. To mnie denerwowało i sprawiło to, że z Anderlechtu odszedłem przed końcem kontraktu. Nigdy też nie powiedziałem, że polska liga jest lepsza od słowackiej. Zdarzały się mecze pomiędzy klubami z tych krajów i przeważnie słowackie wygrywały. Też sugerowałem się tym, że pod względem kibiców, ośrodków i pieniędzy Słowacja gorzej wypada na tle Polski, ale miałem 19 lat, a wiedziałem, jak w tamtym czasie wyglądał młodzieżowiec w polskiej lidze.
A czy to nie było tak, że po prostu poczułeś się bezpieczniej, bo miałeś blisko do domu?
Tak, też. Z Podbrezovej miałem bardzo blisko, a później w Żylinie jeszcze bliżej i to był plus, bo ja wtedy po raz pierwszy mieszkałem sam, wynajmowałem mieszkanie i kiedy coś było mi potrzebne, czy np. rodzice mieli mi pomóc, czy też mogłem wrócić w każdej chwili. To pod tym względem to było naprawdę super, że wybraliśmy taką drogę. Zwracaliśmy uwagę na każdy detal, bo w Belgii nie mieszkałem sam, bo mieszkał ze mną tata. W wieku 19 lat mieszkałem w hotelu w Podbrezovej, ale byłem sam, musiałem zwracać uwagę na wiele rzeczy, a w Żylinie na mieszkaniu. To było super przeżycie, bo w bezpiecznym miejscu zaczynałem własne życie. Wszystko było zaplanowane.
Zastanawiam się, jak ogólnie oceniasz swój pobyt w Spezii, który trwał niespełna półtora roku? Na początku miewałeś problemy, ale później na stałe zagościłeś w pierwszym składzie. Arkadiusz Reca pomógł Ci w adaptacji?
W Spezii grałem pół sezonu na pozycji szóstki, a to była dla mnie pozycja, której nie znałem i musiałem nauczyć się wielu rzeczy i na pewno mi to dużo dało w przebiegu dalszego rozwoju piłkarskiego. Natomiast Arek zawsze bardzo mi pomagał i robił to z miłą chęcią w każdej chwili, nawet jeśli chodziło o językową barierę. Zawsze był przy mnie, kiedy tego potrzebowałem.
Powiedz mi, jaka była Twoja pierwsza reakcja, kiedy dowiedziałeś się, że interesuje się Tobą Arsenal?
Super. To było coś wyjątkowego, ale ciężko mi to przedstawić. Bardzo się cieszyłem, bo od zawsze najlepszą liga dla mnie było Premier League i bardzo chciałem tam grać, a jeszcze jak dowiedziałem się, że Arsenal, to nie dowierzałem.
To Twój ulubiony klub z dzieciństwa?
Nie, bardziej chodziło o ligę. Miałem już wcześniej ofertę od West Ham United, którą odrzuciłem. Nie była na stole, ale się pojawiła. Potem przyszedł właśnie Arsenal i to było dla mnie coś wyjątkowego.
Jakim trenerem jest Mikel Arteta? Objął Arsenal cztery lata temu, będąc wcześniej asystentem Pepa Guardioli w Manchesterze City. Nie grałeś pod skrzydłami Guardioli, jednak zastanawiam się, czy Ty lub Twoi koledzy z drużyny, tj. Oleksandr Zinchenko lub Gabriel Jesus, których trenował wiele lat, dostrzegacie podobieństwo w jego systemie szkoleniowym do tego, który wykorzystuje Guardiola?
Oni pracowali ze sobą przez kilka lat i chociaż mało się tym interesowałem, to na pewno było tak, że się ze sobą wymieniali spostrzeżeniami, przygotowywali taktykę, czy jeden od drugiego coś podpatrzył. Jednak widzę podobieństwo, bo są rzeczy, które robimy tak, jak oni. Nam to pasuje, bo widać, że Manchester City jest teraz jedną z najlepszych drużyn, więc też bardzo dobrze są taktycznie przygotowani. Ciężko mi określić, czy faktycznie ktoś, coś od drugiego podebrał, ale jestem pewien, że Arteta wiele nauczył się od Guardioli.
Jak wyglądało Twoje wejście do Arsenalu?
Tam wszyscy są super kontaktowi. Mi jest obojętne z kim rozmawiam, bo wiem, że ta osoba chce rozmawiać, jest dla mnie otwarta i samą chęcią pokazują, że chcą mi pomóc i porozmawiać i interesują się, co się u Ciebie dzieje, jak jedna wielka rodzina. Bywa tak, że siadam przy innych osobach i jest to samo. Jesteśmy tak zgraną drużyną, że nie ma żadnych grupek.
Zadebiutowałeś w Premier League 19 marca w meczu przeciwko Crystal Palace. Potem na boisku pojawiłeś się w meczu z Liverpoolem. Powiedz mi, jakie to uczucie, uświadamiając sobie, że „przed chwilą” odpierałeś ataki zawodników drugiej ligi słowackiej, a teraz muszę powstrzymywać Mohameda Salaha i inne gwiazdy ze szczytu światowej piłki?
W drugiej lidze słowackiej zagrałem dwa mecze, większość to była pierwsza liga, ale to i tak inny poziom. Myślę, że to Spezia mi bardzo dużo dała, bo znalazłem swój sposób i podejście do meczu i innych zawodników. To mi pozwoliło, żebym tak samo wyszedł na mecz w Premier League, grać na takich zawodników i sobie radzić. Wydaje mi się, że to też bardzo dużo zależy od zaufania samemu sobie. To bardzo ważne, żeby mieć tą pewność siebie, ufać we własne umiejętności, że możesz wejść w ten kontakt z lepszymi zawodnikami.
Można powiedzieć, że przełom maja i czerwca indywidualnie jest dla Ciebie jednym z najlepszych momentów w karierze. Pierwsza bramka w Premier League oraz reprezentacji Polski.
Tak, wydaje mi się, że jestem w odpowiednim wieku na najlepszy moment w karierze i żeby iść do przodu. Cieszę się, że zmieniłem klub i dostałem szansę i kończyłem w podstawowych składach. To mi dało bardzo dużo pewności siebie i poczułem się znacznie lepiej jako piłkarz i jako człowiek.
Zostając przy temacie reprezentacji. Po mundialu w Katarze całkowicie zasłużenie zostałeś okrzyknięty jednym z największych odkryć polskiej piłki nożnej. Wcześniej nie miałeś wielu okazji do gry w seniorskiej kadrze. Czułeś presję związaną z wyjazdem na tak dużą imprezę mimo małego doświadczenia?
Nie czułem żadnej presji. Ona pojawiła się dopiero, kiedy wyszedłem na boisko. Wcześniej czułem się bardzo dobrze i byłem spokojny. Starałem też nie narzucać na siebie żadnej presji, ani nic z tych rzeczy. Zdawałem sobie sprawę dopiero na boisku jaki to jest turniej. Z powołania bardzo się cieszyłem i nie było żadnego napięcia z mojej strony.
Czesław Michniewicz w większości przypadków stosował system z trzema obrońcami, ale rotował, podobnie, jak robi to teraz Fernando Santos. W Arsenalu grasz w dwójce. Preferujesz jedną z tych formacji?
Nie ma dla mnie naprawdę żadnej różnicy. Grałem w obu tych systemach i wiem, jak się poruszać na tych pozycjach. Dla mnie to nie jest żaden problem.
W jednej z wypowiedzi Fernando Santos zasugerował, że nie widzi w naszej kadrze bocznych obrońców, którzy umieją dobrze bronić. W meczu z Albanią w eliminacjach do Euro 2024 zagrałeś jako lewy obrońca. Gdyby przyszło Ci grać na stałe na tej pozycji zaakceptowałbyś to?
Mi już wcześniej zdarzało się grać na lewej obronie. Każdy zawodnik ma ochotę wybiec do przodu, żeby wspomóc ofensywę, dośrodkować, podać w pole karne, asystować czy oddać strzał. Nie mam z tym problemu, dla mnie najważniejsze jest żebym grał. Dla mnie nie ma różnicy, czy wyjdę na środku, lewej czy prawej obronie. Przygotowałbym się odpowiednio i dostosował tak, żebym dobrze wyglądał na boisku i pomagał drużynie na pozycji, na której mam grać. Owszem, pozycje stopera i bocznego obrońcy różnią się od siebie, ale dałbym radę tu i tu.
A jak wyglądają Twoje relacje z Fernando Santosem?
Problem jest przede wszystkim z barierą językową, bo ani nie rozmawia po polsku ani po angielsku, ale na szczęście mamy tłumacza. Nie było za wiele indywidualnych kontaktów. On jest bardzo otwarty i zawsze mówi nam, że jeśli potrzebujemy czegoś, czy to się doradzić, czy pomocy z czymkolwiek, to żebyśmy przychodzili. Ja dotychczas nie miałem takiej konieczności, bo rozumiem, czego od nas oczekuje i czego chce. Starałem się też zawsze ogarniać jego odprawy i treningi. Mam nadzieję, że zawsze będzie tak, że my będziemy rozumieć trenera, a on nas i na boisku złapiemy jedną więź i że będziemy wygrywać pozostałe mecze. Uważam, że jest bardzo dobrym trenerem.
Zastanawiam się jak postrzegasz obecną reprezentację Polski? Czy w Twojej opinii ta ekipa odpowiednio funkcjonuje jako kolektyw, bo wiele osób twierdzi, że ma braki pod względem mentalnym. Jest coś, co byś zmienił już teraz?
Dla mnie wszystko jest w porządku, bo starsi zawodnicy, tj. Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny czy Arek Milik chcą pomagać i są bardzo otwarci. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy uważają, że jest inaczej. W kadrze jest bardzo dobra atmosfera. Umiemy się dogadać i lubimy ze sobą rozmawiać. Nie widzę żadnego problemu w kontaktach czy porozumiewaniu się. Pod względem sportowym nie ma dużej różnicy pomiędzy Arsenalem a reprezentacją, no ale oczywiście w klubie jest trochę inaczej, bo tam widzimy się ze sobą codziennie, gramy i ćwiczymy. Na kadrę trzeba przyjechać i szybko się zgrać ze sobą, zrozumieć chłopaków na boisku, ale jak już trochę ze sobą pogramy, to pamiętamy, kto i jak gra. Dla mnie to nie ma dużej różnicy.
W takim razie, do czego doszło w przerwie meczu z Mołdawią? Po prostu nie da się powiedzieć, że wszystko było w porządku, bo byłoby to nieprawdą. Do czego doszło, że ta różnica w grze pomiędzy pierwszą a drugą połową była tak widoczna?
Mogę zapewnić, że w przerwie nic się nie wydarzyło. Wydaje mi się, że ten wynik i to, że graliśmy naprawdę dobrze wywołało pewne rozluźnienie, do którego nie dało się już wrócić. Chcieliśmy bardzo, ale już po stracie bramki Mołdawia wyszła na nas wyżej i odważniej. Złapali drugi oddech, którego nam zabrakło. Przestało nam wychodzić z przodu. Mieliśmy sytuację, którą mogliśmy zamknąć mecz i nie wykorzystaliśmy tego, to się zemściło i na koniec przegraliśmy. To było naprawdę ciężkie. Nigdy nie byliśmy tak przybici po tym spotkaniu. Ludzie mogą mówić różne rzeczy, ale my naprawdę nie mogliśmy się z tego otrząsnąć i żaden z nas nie potrafił powiedzieć, co się wydarzy i ochoty rozmawiać. Widać było po każdym, że jakby chciał płakać, to by płakał. Bolało, że takie coś zrobiliśmy. Niewykorzystane okazję się na nas zemściły.
Czytaj też:
Jacek Gmoch dla „Wprost”: Z taką grą reprezentacja Polski nie powinna się nigdzie pokazywaćCzytaj też:
Fernando Santos zdradził, co stało się w szatni Biało-Czerwonych. Krajobraz po klęsce