Michał Szubarczyk jest na ustach całego świata. 13-latek z Polski wygrał ostatnio mistrzostwo świata U-21 w snookerze, pokonując w finale siedem lat starszego rywala. Tym samym chłopak stał się najmłodszym w historii MŚ do lat 21. To nie był pierwszy sukces nastolatka, który mimo młodego wieku ma już na swoim koncie wiele trofeów. W sezonie 2023/24 zdobył brązowy medal ME w do lat 16, brąz MŚ do lat 17, wywalczył mistrzostwo Polski do lat 12, 18 i 21 oraz srebro w mistrzostwach Polski do lat 16. Kolekcję tytułów uzupełnia tytuł mistrza Polski Shootout Junior oraz Juniorów Młodszych w Poolbilardzie.
Michał Szubarczyk: Największy talent polskiego snookera
Michał Szubarczyk ma również na swoim koncie pierwszy sukces seniorski – mistrzostwo Polski w snookerze 6 reds. Na temat historii 13-latka porozmawialiśmy z jego tatą i trenerem – Kamilem Szubarczykiem.
Norbert Amlicki, „Wprost”: Jak w ogóle zaczęła się przygoda Michała ze snookerem?
Kamil Szubarczyk, tata Michała Szubarczyka, utalentowanego polskiego snookerzysty: Michał i jego siostra w czasach przedszkolnych dostali szlaban na telewizję i jak to przebiegłe dzieci, które nie mogły oglądać bajek, zaczęły robić podchody i pytały, czy mogą ze mną oglądać sport. Akurat leciał mecz snookera, nie pamiętam, kto wtedy grał, ale córka szybko stwierdziła, że to nudne, a Michał zainteresował się i zaczął dopytywać, jakie są zasady, dlaczego ten zawodnik dostał tyle punktów, dlaczego tak zagrał i tym podobne.
Po mniej więcej dwóch miesiącach padło kolejne pytanie, czy poszlibyśmy zagrać. Najpierw podeszliśmy do stołu pool bilardowego, który jest 10 cm niższy. Po parunastu minutach przenieśliśmy się na snooker i właściwie tak zostało.
Kto był idolem Michała?
Ronnie O'Sullivan był pierwszym zawodnikiem, który przypadł mu do gustu ze względu na ofensywny sposób grania. Michał cały czas go rozwija, ale potrafi również grać defensywnie, co jest wartością dodaną. Brytyjczyk był jego idolem przez jakiś czas.
A teraz?
Teraz on jest swoim idolem (smiech). A tak serio mówiąc, przez to, że mamy tyle treningów i swoich wyjazdów, w zasadzie przestaliśmy śledzić turnieje rankingowe, które oglądaliśmy jeszcze rok, czy dwa lata temu. Skupiamy się na swojej pracy i nie ma, kiedy się zachwycać grą zawodowców.
Michał ma 13 lat, jest jeszcze młody, czy widzicie taki scenariusz, że w pewnym momencie powie, że odpuszcza i chciałby spróbować czegoś nowego?
Michał już kilka lat temu postanowił, że w tym kierunku idzie. Przeprowadzaliśmy wiele rozmów, że w każdej sytuacji może powiedzieć „basta”, jeśli nie będzie tym zainteresowany. On z kolei stanowczo zaprzeczał i mówił, że chce w to grać i się rozwijać.
Oczywiście, jak pojawiły się sukcesy Igi Świątek, albo oglądał NBA, to padały żartobliwe pytania, czy może powinien uprawiać tenis, albo koszykówkę. Jednym zdaniem odpowiadając na to pytanie, Michałowi nie grozi to, że przestanie mu się chcieć. To była jego świadoma decyzja.
Jedynym zagrożeniem jest to, że zacznie brakować pieniędzy, bo one w tym momencie są najważniejsze w jego dalszym rozwoju. Michał wymaga sparingów i turniejów na poziomie międzynarodowym. W związku z tym trzeba jeździć za granicę, a loty, hotele, czy wpisowe na turnieje sporo kosztują, np. po 100 funtów, czy euro.
W sezonie jest np. 20 turniejów, w których moglibyśmy wziąć udział, więc wystarczy sobie przemnożyć. Samo przewiezienie kija samolotem do Anglii czy Belgii to jest dodatkowy koszt około 250 – 300 zł w jedną stronę. Nawet licząc siedem takich rozgrywek, mamy 3,5 tysiąca za sam kij.
Jak sobie radzicie finansowo? Skąd udaje się wam pozyskać te środki? Jak pojawiły się sukcesy, to sponsorzy pewnie się zainteresowali. Jednak od czegoś trzeba było zacząć, a w ciemno pewnie nikt nie postawił.
Tytuły, to jest jedno, ale zanim jeszcze się one pojawiły, było mnóstwo turniejów, na które trzeba było się przemieścić do Warszawy, czy Poznania. Jeździliśmy po Polsce, gdzie Michał się ogrywał. W pewnym momencie zaczęły się pojawiać medale młodzieżowych mistrzostw Polski, w tym roku zdobyliśmy seniorski medal mistrzostw Polski.
Do tej pory jakoś radziliśmy sobie własnymi środkami. Od jakichś dwóch lat, kiedy Michał zaczął dużo bardziej się rozwijać, przeszedł na męskie granie. Jeszcze tego zawodowstwem nie można nazwać, bo do tego daleka droga, ale Michał jest już w czołówce Polski seniorskiej, jeśli chodzi o grę. Już w tym momencie łatamy finanse za pomocą różnych źródeł. To nie jest tak, że mamy jednego dużego sponsora, który da nam spokojną głowę do treningu i zapewni występy, tylko wciąż musimy się starać o drobne środki, by uzupełnić budżet na turnieje, w których Michał powinien wziąć udział.
Polski Związek Snookera finansuje wyjazdy mistrzowskie Michała np. do Indii, gdzie sięgnął po mistrzostwo świata U-21, czy nasz kolejny wylot do Mongolii na World Cup Snooker, więc jesteśmy o tyle spokojni. Dzięki zwycięstwu w U-21 Michał dostał się do turnieju głównego – Mistrzostw Świata w Snookerze, który odbędzie się w Katarze w dniach 2-9 listopada 2024.
Pomaga nam Fundacja Rozwoju Sportu w Lublinie oraz Fundacja Lotto, która w tamtym sezonie umożliwiła nam startowanie w Q Tourach. Te starty przyczyniły się do zdobycia medalu mistrzostw Europy i mamy uruchomioną zbiórkę, stworzoną przez Stowarzyszenie Lubelska Akademia Sportu. Pieniądze z niej pozwolą nam na więcej wyjazdów na turnieje Q Tour, które również są przepustką do Main Touru. Do tego wspierają nas przedsiębiorcy. To de facto jest kropla w morzu, bo potrzeba wielu środków, by nie zaprzepaścić talentu i pracy, którą włożyliśmy w ostatnie siedem lat.
Celem zbiórki „Uwolnij snookerowy talent” jest 20 tysięcy złotych. Dotychczas udało się zebrać 5070. To jest minimum, by Michał mógł spokojnie trenować i mieć pieniądze na wyjazdy?
Oszacowaliśmy taką kwotę na podstawie wszystkich kosztów, w tym lotów, hoteli i czasu, który jest potrzebny na uczestnictwo w turniejach Q Tour. To nie jest tak, że w przypadku niezrealizowania tego celu, nic się nie da z tym zrobić. Trzeba będzie z któregoś turnieju zrezygnować albo może uda się w inny sposób znaleźć finansowanie.
Wyznaczyliśmy minimum, które pozwoli nam na uczestnictwo w siedmiu turniejach Q-Tour, a jeśli uda się przekroczyć cel, Michał będzie mógł wyjechać do Sheffield, gdzie na co dzień trenują najlepsi zawodowi snookerzyści.
Czy określenie „wielki talent” w kontekście 13-latka nakłada dodatkową presję?
Może gdybyśmy się tego nie spodziewali, byłby to jednorazowy strzał, może i faktycznie tak by było. Myślę, że presję mamy za sobą. Sam trenuję Michała, więc zawsze jak ojciec uczy syna, to są zgrzyty. Natomiast były one w momencie, kiedy walczyliśmy o pierwszy medal mistrzostw Polski. W tym momencie po przyjacielsku współpracujemy i nie odczuwamy żadnej presji.
Jak obserwuję jego grę z trybun, zastanawiam się, co się dzieje w jego głowie, czy buzuje, ale pewnie to ja się bardziej stresuję niż Michał.
Rozwój kariery syna to poświęcenie nie tylko dla niego, ale również dla całej rodziny. Wspomniał pan, że trenuje syna. Czy tym się teraz pan zajmuje, czy godzi treningi z pracą zawodową?
Jestem zawodowym trenerem i zostałem nim dzięki pracy z synem. Rozwijał się i potrzebował wsparcia, więc postanowiłem zacząć robić coś w tym kierunku. Tak zostałem trenerem europejskiej federacji snookera i bilarda angielskiego. W Polsce jest raptem 15 osób z takimi uprawnieniami.
Dzięki temu, że Michał jest moim synem, mogłem rozwijać swoje umiejętności trenerskie o rzeczy, których się nie nauczyłem na kursach. Musiałem to udoskonalać, skoro chcemy iść po najwyższe cele. To wymagało wywrócenia trochę życia do góry nogami pod karierę Michała. Zdecydowanie więcej czasu spędzam z Michałem, niż z jego siostrą, czy żoną. Wszystkie nasze wspólne weekendy są dostosowane pod wyjazdy na turnieje.
Ciężko jest w takiej sytuacji, kiedy mamy wyjazd do Indii na 10 dni, czy do Mongolii na 14 dni, później Portugalia – dla Michała tydzień, a dla mnie dwa, bo będę tam również sędziował mistrzostwa Europy. Potem są jeszcze mistrzostwa świata, więc nie da się wszystkiego pogodzić z tak zwaną normalną pracą. Pracuje dorywczo, robię, co mogę, by Michał doszedł jak najszybciej do zawodowstwa.
Wcześniej miałem działalność gospodarczą, byłem pośrednikiem finansowym przez 10 lat. Współpracowałem z wieloma dużymi podmiotami. W tym momencie działalności nie mam i skupiam się na rozwoju siebie i syna.
Wiele świata zwiedzacie podczas różnych turniejów. Zwiedzanie świata jest dodatkową nagrodą, czy nie da się tego pogodzić?
Są dwie strony medalu. Z jednej strony, gdyby nie snooker, nie polecielibyśmy w kilka ciekawych miejsc na świecie, ale z drugiej stronie, jeśli się komuś wydaje, że to jest wycieczka krajoznawcza, to jest w błędzie. Teraz gdy mieliśmy lot do Indii z przesiadką w Dubaju, tak naprawdę siedzieliśmy cztery godziny na lotnisku i z jednego samolotu przechodziliśmy na drugą odprawę, więc nie wiem, czy to można to określać, że byliśmy w Dubaju.
W samych Indiach Michał miał granie, a ja sędziowałem. Nie mieliśmy nawet czasu wyjść do parku, by zobaczyć fontanny. To nie jest nigdy turniej krajoznawczy. Coś zobaczymy, jakiś wycinek, np. to, co się dzieje na drogach w Indiach, jest przerażające, a zarazem fascynujące. Na trzypasmowej jezdni stoją obok siebie trzy auta, trzy motocykle i autobus. Wszyscy jadą, przecinająca droga również jedzie, bo tam nie ma świateł. Tego typu rzeczy tam się dzieją. Przejście przez taką ulicę, gdzie nie ma przejść, a samochody się nie zatrzymują, jest wyzwaniem. Albo trzeba szybko iść, albo zatrzymywać się na środku jezdni i przepuszczać jeżdżące pojazdy.
Czy ciężko jest być snookerzystą w Polsce?
Z polskich nazwisk przebiły się trzy osoby – Kacper Filipiak, który niedawno zakończył karierę. Wszedł do main touru dwukrotnie i nikt nie rozumiał tej decyzji. Był także Adam Stefanów, który również zakończył karierę. A obecnie mamy Antka Kowalskiego, który jest w Main Tourze i zaczął w nim wygrywać pojedynki. Jest szansa, że ten chłopak pociągnie polski snooker. No i my na to pracujemy, więc liczymy, że w ciągu trzech lat wejdziemy do main touru.
W Polsce jest bardzo mało grających osób na przyzwoitym poziomie. Też jest mało osób grających w ogóle. Snooker jest bardzo wymagającym sportem, to nie jest to samo, co gra w poolu przy piwie. Nie każdy też chce tracić czas na rozwijanie się do tego poziomu, bo nie da się snookera nauczyć, grając dwa razy w tygodniu po jednej godzinie. Trzeba mieć bardzo otwarty umysł do tego sportu.
Nie każdy się do tego nadaje, a jak się nadaje, to nie każdy chce, albo może sobie na to pozwolić. Na przykład moja córka też jest uzdolniona i mogłaby grać w snookera, ale nie ma z tego przyjemności. Michał ma inne podejście, był utrzymywany w lekkim niedosycie i nigdy nie było tak, że go cisnąłem, że powinien grać. Zawsze były pytania, dlaczego tak wcześniej kończymy, czemu nie możemy dzisiaj pojechać. To też był przepis na sukces.
Przerwy, które nakazuje po imprezach, są przyjmowane przez niego jako kara, bo już chciałby potrenować i pograć. Była też sytuacja, że Michał złamał rękę, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy i był na proszkach przeciwbólowych. Mimo to pytał, czy pojedziemy na trening. Odpowiedziałem mu, że najpierw musimy jechać na prześwietlenie. Dopiero na nim okazało się, że ręka jest złamana.
Jak doszło do tego złamania?
To jest ciekawa historia, bo jak byliśmy na turnieju w Anglii, nocowaliśmy u kuzynów, by było taniej i jeden z nich wskoczył na Michała, który trzymał rękę niefortunnie. Następnego dnia Michał zagrał mecz. Kiedy już dowiedzieliśmy się, że jest złamana, była miesiąc w gipsie, a później w ortezie. Co ciekawe, w trakcie rehabilitacji zagrał jeden turniej dla TVP Sport, gdzie pokonał medalistę mistrzostw Europy.
A macie w ogóle stół do snookera w domu?
Nie, korzystamy z klubu w Lublinie. Tam mamy fajne warunki. Mieliśmy swoją akademię. To nie jest tak, że Michał wyjdzie do garażu i już sobie gra. Był taki epizod, że musiał przejechać 10 km autobusem, następne busem 50 km i w sąsiednim mieście dwa kilometry jeszcze szedł pieszo, czyli dotarcie na trening zajmowało mu około 2,5 godziny. Mnóstwo wyrzeczeń kosztowało tego chłopaka, by znaleźć się w tym miejscu, w jakim się znajduje.
To uczy również wytrwałości, bo gdyby dostał wszystko pod nos, mogłoby nie dać takiego efektu, jaki widzimy obecnie.
Takie pytanie, które może zainteresować rodziców. Niedawno rozpoczął się nowy rok szkolny, jak pogodzić naukę z turniejami i wszystkimi wyjazdami?
Do tej pory radziliśmy sobie, bo mieliśmy tylko jeden dłuższy wyjazd – młodzieżowe mistrzostwa Europy. W tym sezonie doszły kolejne turnieje, jeden z nich pokrył się z feriami zimowymi w Lublinie, więc nic nie straciliśmy. Kilka było takich turniejów, które trwały od czwartku, czasem do poniedziałku i w tym zakresie radziliśmy sobie, nadrabiając zaległości. Nigdy z tym nie było problemu, Michał miał świadectwo z paskiem, w ubiegłym roku też miał bardzo dobre oceny na świadectwie.
Jednak od ósmej klasy stwierdziliśmy, że przejdziemy na edukację domową. Dzięki niej mamy więcej czasu na trening, a ponadto okres od września do listopada wiąże się z dziesięciodniowymi wyjazdami, więc i tak nie byłoby go w szkole, a dzięki temu nauczaniu nie musimy robić w szkole zamieszania. Szkoła też nigdy nie robiła zgrzytów z tego powodu, ale też pewnie dlatego, że nie było problemów z nadrabianiem lekcji.
Niedawno Michał został mistrzem świata do lat 21. Czy starsi zawodnicy patrzyli na niego jakoś inaczej, bo ta różnica wieku między 13-latkiem a np. 20-latkiem jest bardzo duża. A on ich jeszcze pokonywał.
Spotykamy się z niedowierzaniem, że w takim wieku można tak grać i osiągać takie wyniki. Natomiast to nie była pierwsza impreza, na której Michał się pojawił. Był zauważony wcześniej, więc nazwisko jest znane, zdobywał m.in. brąz U-17. Dzięki temu zdobył to złoto.
Jakie macie cele, marzenia w związku ze snookerem, oprócz wejścia do Main Touru? Michał ma jeszcze coś do udowodnienia?
Udowadniać nic nie musi, ale zawsze fajny smaczek, kiedy jesteś pierwszy w czymś, albo najmłodszy w czymś. Michał zdobył w jednym sezonie mistrzostwo Polski do lat 12., 18. i 21. Do lat 16. zdobył srebro, a na sześciu czerwonych bilach jest pierwszym nastolatkiem, który zdobył otwarte mistrzostwo Polski.
Jakie macie najbliższe cele do końca tego roku?
W tym roku przed Michałem jest wiele dużych międzynarodowych imprez reprezentacyjnych – we wrześniu pojedziemy na World Cup Snooker oraz MŚ 6 REDS do Mongolii, w październiku weźmiemy udział w mistrzostwach Europy w Portugalii, a w listopadzie polecimy do Kataru na mistrzostwa świata. Ta ostatnia impreza jest moim zdaniem najciekawszą, w której weźmiemy udział.
W Mongolii będzie wyższy poziom, niż teraz na tych ostatnich mistrzostwach świata, więc trzeba będzie zagrać swój najlepszy snooker, by coś osiągnąć, a chcemy zagrać o coś więcej, niż samo wyjście z grupy.
W międzyczasie są Q Toury, na które się wybierzemy, w grudniu będziemy na pewno w Wiedniu, a jeśli nic się nie rozjedzie, udamy się w październiku do Manchesteru.
Powoli myślimy też o eliminacjach do Main Touru, który odbędzie na przełomie maja i czerwca 2025. To jest najdroższy turniej, w którym będziemy brali udział i już postanowiliśmy, że weźmiemy w nich udział. Może nie uda się od razu wejść do ligi zawodowej, ale na początek, by nabrać doświadczenia, będzie idealnym sprawdzianem.
Czytaj też:
Szokujące wyznanie Ronniego O'Sullivana. Zrobił to, bo „przygotowuje się na śmierć”Czytaj też:
Zaskakujące sceny na mistrzostwach świata. Happening aktywistów na stole do snookera