Dla biało-czerwonych pierwszy dzień zawodów w Melbourne był najważniejszy. Aby nie roztrwonić zdobytej przez półtora roku w 11 imprezach przewagi punktowej i przypieczętować awans do igrzysk, nie mogli przegrać z Holendrami o więcej niż pięć miejsc.
Polacy nie zaprezentowali się najlepiej. Na pierwszej zmianie Maciej Bielecki narzucił tak mocne tempo, że zrobiła się "dziura" między nim a Damianem Zielińskim i Kamilem Kuczyńskim. Brak płynności jazdy był widoczny i na następnych dwóch okrążeniach. Podopieczni Grzegorza Krejnera przegrali bezpośredni pojedynek z Wenezuelczykami, uzyskali przeciętny wynik 44,819 s (o 0,3 s gorszy od rekordu kraju - red.) i z drżeniem serca czekali na start "Pomarańczowych". Holendrzy odwrotnie - rozpoczęli znakomicie, przez dwa okrążenia prowadzili z Nowozelandczykami, ale na ostatniej zmianie Teun Mulder wyraźnie osłabł. Ostatecznie Polacy zajęli dziewiąte, a ich rywale - siódme miejsce.
Sędziowie zdyskwalifikowali cztery drużyny: Niemców, Brytyjczyków, Amerykanów i Greków. Mistrzami świata zostali niespodziewanie Australijczycy, którzy w wyścigu o złoto wyprzedzili faworyzowanych Francuzów o jedną tysięczną sekundy. Gospodarzom, którzy powrócili na pierwsze miejsce na podium po 16 latach przerwy, drogę do finału utorowała dyskwalifikacja drugich w eliminacjach Niemców. W pojedynku o brąz Nowozelandczycy wyprzedzili Japończyków.
Ozdobą pierwszego dnia mistrzostw był finał wyścigu na 4 km na dochodzenie, który stał na fenomenalnym poziomie. Wygrali Brytyjczycy, bijąc wynikiem 3.53,295 własny rekord świata z igrzysk w Pekinie. Niewiele ustępowali im Australijczycy, którzy wykręcili czas 3.53,401.
W sprincie drużynowym pań Niemki Miriam Welte i Kristina Vogel dwukrotnie poprawiały rekord świata, w eliminacjach i finale. Za niespodziankę można uznać dopiero czwartą pozycję Brytyjek.
is, PAP