Szkoleniowiec przyznał, że po pojedynku z Czechami "musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę, chyba dlatego, że byliśmy zbyt pewni tego, że uda nam się z Czechami wygrać". - Nasi rywale rozegrali bardzo dobre spotkanie, a my nie wykorzystaliśmy swoich szans i mecz przegraliśmy. W drugiej połowie to Czesi nas zaatakowali, zagrali lepiej pressingiem. Chcieliśmy to skontrować, ale oni byli dobrze ustawieni - tłumaczył.
Było jak z Grecją...
Smuda przyznał, że sobotnie spotkanie można było porównać z inauguracyjnym meczem z Grecją, w którym gra w pierwszej połowie była bardzo dobra, a po przerwie już nie. - Wychodziliśmy z szatni i chcieliśmy zaatakować, ale co innego powiedzieliśmy w szatni, a co innego zawodnicy robili na boisku. Nie można im jednak zarzucić, że nie chcieli. Byli aż za bardzo umotywowani. Bardzo chcieliśmy awansować do kolejnej rundy, nie udało się. Trzeba to wszystko przeżyć - przekonywał Smuda.
"Spalonej ziemi nie zostawiam"
Oceniając trzy lata przygotowań trener przyznał, że powstał zespół, na który można liczyć w przyszłości. - Być może dojdzie jeszcze paru młodych piłkarzy. Nie jest tak, że gdy odchodzę, to zostawiam spaloną ziemię. Rozegraliśmy kilka dobrych spotkań, towarzyskich i tych na turnieju, które nie wyszły tak jak każdy sobie wyobrażał, ale taka jest piłka - podkreślił selekcjoner. W opinii Smudy drużyna zrobiła duże postępy, a jest w stanie zrobić jeszcze większe. - Za dwa miesiące zaczynają się mecze kwalifikacyjne do mistrzostw świata i myślę, że zespół jest w stanie zakwalifikować się z tej grupy - przekonywał.
Oceniając przeprowadzone zmiany Smuda powiedział, że przy pierwszej, gdy Kamil Grosicki zastąpił Eugena Polanskiego, było jeszcze dużo czasu, żeby wprowadzony zawodnik mógł pomóc zespołowi. - Eugen zszedł, ponieważ miał żółtą kartkę i dużo strat. Podobnie jak Murawski - tłumaczył.
Smuda pytany o to, czy zauważył jakieś pozytywne elementy w grze swojej drużyny szkoleniowiec odpowiedział, że podobała mu się pierwsza połowa i tego zawodnikom nie można odebrać. - Natomiast po przerwie graliśmy za bardzo zachowawczo, jakbyśmy się bali stracić bramkę i właśnie w takich momentach się ją traci - podkreślił.
PAP, arb