Na początku czerwca podczas Grand Prix w Kopenhadze Hampel w pierwszym wyścigu zderzył się z Duńczykiem Kennethem Bjerre. Żużlowiec został zabrany do szpitala, a po badaniach w Polsce okazało się, że ma złamaną kość strzałkową oraz naderwane więzadła stawu skokowego. Trzy dni później przeszedł operację w Poznaniu.
Przed trzema tygodniami aktualny brązowy medalista mistrzostw świata wrócił na tor. W GP w szwedzkiej Malilli zajął dziesiąte miejsce. We wtorek poprowadził Elit Vetlandę do finału mistrzostw Szwecji, zdobywając 12 punktów i trzy bonusy.
- Myślę, że można to potraktować jako bardzo dobry prognostyk przed turniejem w Vojens. Byłem zadowolony ze swojej jazdy, a mój wynik też mnie bardzo mnie ucieszył, bo mecz był bardzo trudny, a stawka wysoka - powiedział Hampel.
Jak dodał, wciąż jednak odczuwa brak startów, ale z drugiej strony z każdymi kolejnymi zawodami czuje się coraz lepiej.
- Ten sezon zbliża się ku końcowi i nie ma zbyt wielu możliwości startu w różnych zawodach. Staram się trenować, ile się da. Po tak długiej przerwie nie jestem jeszcze w optymalnej dyspozycji i nie wiem, czy do końca sezonu zdążę do niej wrócić. To bardzo długa droga, by formą dogonić rywali, którzy w tym sezonie "odjechali" mnóstwo meczów i innych zawodów. Z każdym startem czuję się jednak coraz bardziej komfortowo. Z nogą na szczęście wszystko w porządku. Po tych kilku występach dochodzi do pełnej sprawności. Na szczęście nie muszę już o tym myśleć i mogę się skupić wyłącznie na rywalizacji na torze - podkreślił.
Najlepsi zawodnicy w sobotę o punkty Grand Prix walczyć będą w duńskim Vojens. Zdaniem żużlowca Unii Leszno, tamtejszy tor jest bardzo trudny technicznie.
- Najważniejsza rzecz, by poukładać sprawy sprzętowe, to będzie miało istotne znaczenie. Poza tym jest to dość trudny geometrycznie i technicznie tor i trzeba wiedzieć, którędy się poruszać - zaznaczył.
Hampel w klasyfikacji generalnej GP zajmuje 13. miejsce i do ósmej lokaty, gwarantującej start w przyszłorocznym cyklu, traci 40 punktów. W tej sytuacji jedyną szansą dla niego jest "dzika karta" przyznawana przez organizatorów czterem zawodnikom. Polak jest jednym z głównym kandydatów do jej otrzymania.
- Te ostatnie turnieje Grand Prix nie będą wykładnikiem mojej formy. Niemniej chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić, że należę do światowej czołówki. Myślę, że przyznawanie dzikich kart nastąpi tak naprawdę po finale Grand Prix Challenge, gdy będzie wiadomo, komu udało się zakwalifikować. Ja natomiast sygnalizowałem organizatorom, że będę gotowy na przyszły rok i jestem w stanie wrócić do wysokiego poziomu, jaki prezentowałem rok czy dwa lata temu. Oni doskonale o tym wiedzą i mam nadzieję, że nie będą się zastanawiać nad przyznaniem mi "dzikiej karty" - podsumował 30-letni żużlowiec.mp, pap