"Polacy, nic się nie stało". Mimo porażki kibice się bawią

"Polacy, nic się nie stało". Mimo porażki kibice się bawią

Dodano:   /  Zmieniono: 
Spore grupy Polaków, którzy cieszyli się mimo porażki swojej reprezentacji - to obraz kibiców na ulicach stolicy, fot. PAP/EPA/BRIAN STEWART 
Przygnębieni Rosjanie, radośni Czesi i Grecy, a przede wszystkim spore grupy Polaków, którzy cieszyli się mimo porażki swojej reprezentacji - to obraz kibiców na ulicach stolicy w nocy z soboty na niedzielę po meczach Polska-Czechy i Rosja-Grecja.

W sobotnich spotkaniach awans do ćwierćfinałów mistrzostw Europy w piłce nożnej zapewniły sobie reprezentacje Czech i Grecji. Współgospodarze turnieju Polacy oraz faworyci grupy Rosjanie pożegnali się z mistrzostwami. Mecze - na Stadionie Narodowym, w Strefie Kibica i wielu innych punktach Warszawy - oglądało ponad 100 tys. widzów, którzy po zakończeniu spotkań tłumnie wylegli na ulice w centrum miasta.

Sporo polskich kibiców, mimo porażki swojej reprezentacji, wcale nie wydawało się smutnych. Reporterzy, którzy bezpośrednio po spotkaniu byli na Trakcie Królewskim oraz ul. Marszałkowskiej widzieli, że grupy fanów, które dobrze się bawiły, były niemniej liczne od tych, którzy wracali do domów z przygnębionymi minami. Ludzie w centrum miasta skandowali i śpiewali. Można było usłyszeć hymn narodowy oraz okrzyki, m.in. "Jesteśmy z wami", "Ole, ole", "Polska, biało-czerwoni". Było też tradycyjne przy porażkach "Polacy, nic się nie stało" oraz ironiczne "Polska mistrzem Polski". Część - wbrew faktom - śpiewała "Biało-czerwone to barwy niezwyciężone".

Koło pomnika Kopernika, przy ustawionej na czas turnieju syrence w barwach naszych południowych sąsiadów fotografowała się grupa czeskich kibiców. Podchodzili do nich Polacy, gratulowali, razem pozowali do zdjęć. - Oglądaliśmy mecz w barze nad Wisłą. Było nas czterech Czechów, reszta Polacy. Atmosfera fajna, chociaż myślałem, że polscy fani będą mocniej kibicować - powiedział David, który do Warszawy przyjechał z miasta Przerów koło Ołomuńca.

Pytany o grę swojej reprezentacji ocenił: - Pierwszy mecz był po prostu trochę słabszy, Rosja jest zawsze silna, nie tylko w hokeju, ale i w piłce nożnej, no i udało się. Jesteśmy zadowoleni, że wygraliśmy grupę, ale nie myślimy o finale. Co będzie, to będzie.

- Bez komentarza - tak z kolei reagowali niektórzy Rosjanie wracający ze Stadionu Narodowego. Wśród kibiców Sbornej wyraźnie było widać ponure nastroje. Nikołaj z Moskwy, na pytanie o wynik meczu, machnął ręką. - Rosjanie za mało biegali, ale czemu się dziwić, to nie są młodzi zawodnicy - powiedział.

- No cóż, jesteśmy dobrzy np. w hokeju - ironizował z kolei Aleks, Rosjanin z estońskiej Narwy. - To już rosyjska tradycja: jeśli pierwszy mecz przegramy, potem walczymy coraz lepiej. Gdy pierwszy mecz wygramy, czujemy się królami świata, nie trenujemy i jest coraz gorzej - powiedział. - Wy zostajecie, my jedziemy do domu - dodał.

Natomiast Grecy mówili, że zamierzają świętować całą noc. - To był wspaniały mecz, świetna gra. Mamy nadzieję dojść do finału i wygrać jak w 2004 r. - powtarzali greccy kibice, którzy przyjechali do Warszawy z regionu Evros przy granicy z Turcją. W dobrych nastorjach chwalili też Polskę, mówiąc, że "mieszkają tu piękni ludzie, piękne kobiety, wszyscy są bardzo przyjaźni". - Miałam przeczucie, że wygramy - powiedziała z kolei Elena, Australijka o greckich korzeniach.

Natomiast Grek o imieniu Sakis, który do Warszawy przyjechał ze Szwecji, pytany o ćwierćfinał, w którym Grecy najprawdopodobniej zmierzą się z bardzo silną reprezentacją Niemiec, ocenił, że to będzie ciężki mecz. - Nie boimy się, możemy wygrać jeszcze raz, możemy dokonać cudu - powiedział. - Oczywiście przed meczem z Rosją mieliśmy nadzieję na awans, w futbolu wszystko może się zdarzyć - podkreślił.

W centrum Warszawy zarówno przed meczem, jak i po nim widać było liczne oddziały policji - radiowozy oraz gdzieniegdzie grupki funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku. Mimo tłumów na ulicach funkcjonariusze praktycznie nie musieli interweniować.

Na warszawskie lotnisko Chopina po meczu, w nocy z soboty na niedzielę przyjeżdżali uradowani greccy kibice, którzy radośnie skandowali imiona swoich piłkarzy. Z kolei Rosjanie ze smutnymi minami w ciszy czekali na samoloty do swojego kraju.

mp, pap