Jeszcze dekadę temu przebicie się do podstawowego składu „La Furia Roja” było niemalże niemożliwe. Żelazną jedenastkę stanowili sami gracze Barcelony oraz Realu Madryt, wspierani przez Davidów – Silvę i de Geę. Dziś o takim duopolu nie ma mowy – raz, że złote pokolenie niemal w całości przeszło do historii; dwa – sama skłonność Luisa Enrique do kombinowania przy składzie wyklucza tego typu historie. Ba, z obsadą paru pozycji Lucho ma nawet spory problem, na przykład ze znalezieniem godnego następcy dla Gerarda Pique. Niemniej nadal mówimy o zespole naszpikowanym wybitnymi indywidualnościami, które stać na naprawdę wiele.
Jordi Alba (FC Barcelona)
Nie ma kibica, który nie kojarzyłby jego typowej akcji z Messim, w której Argentyńczyk wypuszcza go prostopadle z lewej strony, a Hiszpan mu odgrywa i przeważnie rywale mają z tego tytułu spore problemy. Generalnie obrońca Barcelony nie jest zbyt lubiany, ponieważ zdarza mu się symulować czy wdawać w kłótnie z przeciwnikami. Nie ulega jednak wątpliwościom, że czysto piłkarsko mówimy o topowym defensorze, biorąc pod uwagę nieco ponad ostatnią dekadę. Ze względu na swą szybkość, w juniorach miał ksywkę „MotoGP”. Od sportów motorowych woli spokojniejsze szachy, w które często grywa ze swym ojcem. Zresztą, Jordi dopiero w 2020 roku zrobił prawo jazdy, wcześniej na treningi przeważnie podwoził go właśnie tata.
Koke (Atletico Madryt)
Kusiły go wszystkie największe kluby Europy, a on od 21 lat jest wierny Atletico. Uosobienie ducha „Cholismo”, czyli ciężkiej pracy oraz pokory, która cechuje go zresztą również w życiu prywatnym. Pomocnik Rojiblancos zdecydowanie nie jest futbolowym celebrytą – mimo bycia gwiazdą sportu wraz ze swą partnerką prowadzą skromne, rodzinne życie. Chwile grozy Koke jednak też przeżył – jak choćby w chwili, gdy został ofiarą napadu z bronią w ręku i ukradziono mu zegarek.
Thiago Alcantara (Liverpool FC)
Ma w CV Barcelonę, Bayern czy Liverpool, aczkolwiek zdaje się, że kontuzje i tak przyhamowały jego rozwój. Niemniej na swą karierę nie powinien narzekać, skoro wszędzie święcił wielkie triumfy. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko sukcesu z reprezentacją Hiszpanii, ponieważ regularnie zaczął w niej grywać już po jej czteroletniej dominacji na arenie międzynarodowej. Można się zastanawiać – szybciej myśli na boisku, czy jeździ samochodami? Ma bowiem drogie hobby, to jest ekskluzywne auta np. marki Ferrari.
Alvaro Morata (Juventus FC)
Mimo iż większość kibiców kojarzy go z Realem Madryt, gdzie wypłynął na szerokie wody, napastnik od dziecka miał karnet na Atletico. W Los Colchoneros grał niedawno oraz w czasach juniorskich. Nigdy nie był wybitnym strzelcem, co jednak nie przeszkodziło mu w sięganiu po liczne trofea z Królewskimi czy Juventusem. Rzeczywiście trudno jednak nie odnieść wrażenia, że pełni swego potencjału nigdy nie pokazał – zapewne głównie ze względu na presję i stres, nad którymi regularnie pracuje z psychologiem. Alvaro wielokrotnie dostał w kość od życia, na przykład kiedy jego przyjaciel zginął w wypadku samochodowym, albo gdy jego żona miała problemy zdrowotne podczas ciąży. Morata nie wstydzi się też okazywać wsparcia innym – na przykład w 2014 roku ogolił się na łyso, by w ten sposób pokazać solidarność z dziećmi chorymi na raka. Oprócz futbolu zajmuje się swoją firmą, produkującą „manolitos” - małe rogaliki, które zamawiał u niego sam Diego Simeone.
David de Gea (Manchester United)
Mimo że ma dopiero 46 meczów na koncie w reprezentacji Hiszpanii, i tak jest jednym z najbardziej doświadczonych kadrowiczów w kadrze złożonej przez Luisa Enrique. De Gea od 10 lat występuje w Manchesterze United i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości miał zmienić klub, choć w pewnym momencie wydawało, iż dołączy do Realu Madryt. Talent bramkarski odziedziczył po ojcu – Jose, który występował w Getafe, gdy klub ten jeszcze tułał się po niższych ligach hiszpańskich. Hiszpan jest genialnym bramkarzem, mimo że na co dzień zmaga się z dużą wadą wzroku – jest dalekowidzem, więc podczas treningów i meczów musi nosić soczewki kontaktowe. Koledzy często powtarzają, że jest oazą spokoju i muszą powstrzymywać się przed entuzjastycznymi krzykami po jego dobrych interwencjach, bo tego nie znosi.
Co ciekawe na początku pobytu w Manchesterze miał duże kłopoty z odpowiednim prowadzeniem się. – Spał trzy razy dziennie, obżerał się tacosami, a kiedy kazałem mu przychodzić na popołudniowe, dodatkowe sesje treningowe, zdziwiony spytał „Po co?”. Poza tym był tak leniwy w kwestii nauki angielskiego, że w końcu sam musiałem nauczyć się hiszpańskiego, by się z nim dogadać – opowiadał Eric Steele, ówczesny trener bramkarzy Czerwonych Diabłów. Prywatnie de Gea jest fanem muzyki rockowej. W kilku wywiadach przyznawał, iż jego ulubionymi zespołami są Metallica i Avenged Sevenfold.