W środę 5 maja mężczyźni pod wodzą Thomasa Tuchela, w niedzielę 2 maja kobiety trenowane przez Emmę Hayes. Obie drużyny Chelsea FC w odstępie zaledwie kilku dni zapewniły sobie grę w finale prestiżowej Ligi Mistrzów. Obie nie miały łatwego zadania: panowie musieli pokonać Real Madryt, a panie Bayern Monachium.
Finał Ligi Mistrzów kobiet odbędzie się 16 maja w Goeteborgu. Zawodniczki Chelsea zmierzą się w nim z FC Barceloną. Z kolei finał Champions League w wydaniu mężczyzn zaplanowano na 29 maja. W Stambule zagrają dwaj przedstawiciele angielskiej Premier League: wspomniana Chelsea oraz Manchester City. Działacze londyńskiego klubu już teraz mogą mówić o historycznym sukcesie. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, by jeden klub miał w finale tych najważniejszych rozgrywek zarówno męską, jak i żeńską reprezentację.
Chelsea lepsza od Realu
Przypomnijmy, że pierwsze spotkanie pomiędzy Realem Madryt a Chelsea, rozegrane 27 kwietnia, zakończyło się remisem 1:1. The Blues przed rewanżem mieli więc na koncie cenną bramkę na wyjeździe, która w przypadku bezbramkowego wyniku w drugim meczu dawała londyńczykom bezpośredni awans do finału Ligi Mistrzów.
W pierwszych dwudziestu minutach rewanżu Real Madryt odnotował 70-procentowe posiadanie piłki. Zawodnicy Chelsea byli ewidentne bardziej skupieni na obronie i pilnowaniu swoich pozycji. W końcu, w 28. minucie Kai Havertz podjął próbę przerzucenia piłki nad bramkarzem Królewskich. Ta odbiła się od poprzeczki, a Timo Werner, zaledwie z odległości metra od linii końcowej boiska, skierował ją do bramki. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 dla gospodarzy.
The Blues mieli całkowitą kontrolę nad przebiegiem spotkania. Potwierdzili to w 85. minucie i podwyższyli prowadzenie na 2:0. Strzelcem bramki był Mason Mount. Asystował mu Christian Pulisic. To trafienie zupełnie podcięło skrzydła Realowi.
Czytaj też:
Jeszcze w marcu walczył z malarią, dziś zagra o finał LE. „To był najgorszy okres w życiu”