Raków Częstochowa was obnaża. Polski futbolu, to ty masz powody do wstydu

Raków Częstochowa was obnaża. Polski futbolu, to ty masz powody do wstydu

Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa
Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa Źródło:PAP / Waldemar Deska
Uniwersum polskiej piłki jest wspaniałe. Raków Częstochowa właśnie zdobył mistrzostwo Polski, ale w mediach społecznościowych kibice innych klubów jadą z nim z jak z furą gnoju, bo spontanicznie świętował tak, a nie inaczej. A to przecież nie Raków powinien się wstydzić, tylko cała reszta polskiej ligi. Mistrzostwo Medalików powinno być wyrzutem sumienia całej Ekstraklasy.

7 maja 2023 już na zawsze zapisze się w historii polskiej piłki i Rakowa Częstochowa. Właśnie tego dnia zespół Marka Papszuna zdobył swoje pierwsze mistrzostwo kraju i zebrał internetowe cięgi za to, w jaki sposób spontanicznie świętował. Tytuł dla Medalików został bowiem przyklepany poprzez porażkę Legii Warszawa, o której częstochowianie dowiedzieli się podczas drogi powrotnej z Kielc do Częstochowy. W międzyczasie więc Raków z tej drogi na chwilę zjechał wstąpił na piwo i spontanicznie bawił się, robiąc pociąg niczym na tradycyjnym polskim weselu. Twitter to oczywiście bańka, która zazwyczaj ma się nijak do świata rzeczywistego, ale co się naczytałem, iż częstochowianie powinni czuć wstyd, to moje. Moim zdaniem jednak wstyd powinna odczuwać raczej cała reszta Ekstraklasy z zupełnie innego powodu.

Raków Częstochowa błyskawicznie podbił Ekstraklasę

Już nawet pominę fakt, że to nawet nie była oficjalna feta Rakowa, bo tę zaplanowano na sam koniec sezonu. No ale błagam, przecież większość z tych, co sączyli internetowy jad na Raków za tę ich zabawę kibicuje dużo gorzej prowadzonym klubom, które albo od lat tkwią w absolutnym marazmie, albo koncertowo marnują swój potencjał mimo znacznie większego potencjału – finansowego, kibicowskiego, stadionowego.

Wjechał jednak Raków do Ekstraklasy i w trzy lata zrobił tyle, co inni nie potrafili przez dekady. Tu wyrzuty sumienia powinna czuć co najwyżej cała reszta polskiej piłki. Można przelecieć praktycznie klub po klubie i wytknąć im, że nie potrafiły urzeczywistnić tych ambicji, o których ich właściciele, prezesi i inni dyrektorzy tak pięknie mówili przez lata.

Wielka trójca z problemami

Na przykład Legia Warszawa za kadencji Dariusza Mioduskiego dotarła do fazy grupowej Ligi Mistrzów jako pierwszy polski klub od lat 90. Zarobiła z tego tytułu mnóstwo pieniędzy, ale zamiast mądrze jje zainwestować, wszystko przepuściła. Rządy tegoż biznesmena przy Łazienkowskiej bynajmniej nie zaowocowały ligową hegemonią, za to w poprzednim sezonie mało brakowało do spadku na zaplecze Ekstraklasy. Dziś Wojskowi są w tak kiepskiej sytuacji finansowej, że muszą wzmacniać się głównie zawodnikami z kartą w ręku.

Lech Poznań ostatnio doszedł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, gratulacje, aczkolwiek wcześniej przez lata marnotrawił swój wielki potencjał i gigantyczne pieniądze (w polskiej skali naturalnie) zarabiane na sprzedaży wychowanków. Ktoś mu bronił inwestować odważniej i przede wszystkim mądrzej przez poprzednią dekadę? Ktoś nakazywał przegrywać z Żalgirisami Wilno i innymi Stjarnanami?

Wisła Kraków – niegdyś potęga, a dzisiaj klub, który zaciska pasa w I lidze. Do tego wcześniej zarządzany był tak kuriozalnie, że najpierw dostał się w łapy takiego oszusta jak Jakub Meresiński, a potem prawie przechwycił go Vanna Ly, czyli uzurpator z Kambodży. Następnie zaś Białą Gwiazdę przejął gang, a ze skraju upadku zawrócili go Jarosław Królewski, Jakub Błaszczykowski i Tomasz Jażdżyński. Zanim jednak Wisła wyjdzie z długów, minie wiele lat.

Czytaj też:
Kiko Ramirez dla „Wprost”: Tego brakowało Wiśle Kraków. Czułem, że mnie wzywa, a ja wiem, jak jej pomóc

Obiecanki-cacanki

Po sąsiedzku mamy Cracovię, której właściciel może i jest znakomitym biznesmenem, lecz jego sportowe zapędy kończą się jedynie na zapowiedziach. Profesor Filipiak regularnie mówi o walce o najwyższe cele, a potem do Pasów przez lata trafiają głównie Floriany Loshaje i Bojany Cecaricie, z którymi nie da się nic osiągnąć.

Lechia Gdańsk? Wielkie miasto, piękny i nowoczesny stadion, ogromny potencjał kibicowski i kolejny spadek do I ligi. A może nawet do IV? Jeszcze nie wiadomo. Co chwilę zaś słyszało się o zaległościach finansowych, które ostatnio sięgnęły takiego poziomu, że klub nie miał z czego zapłacić firmie ochroniarskiej obsługującej mecze. Do tego na jaw wyszły historie zakrawające o mobbing w wykonaniu byłego prezesa Biało-Zielonych (o czym powstał obszerny reportaż na weszlo.com). Struktury organizacyjne Lechii niemalże nie istnieją, więc wypada jej tylko życzyć powodzenia.

Śląsk Wrocław to w sumie podobny przykład, choć nie aż tak skrajny. W dolnośląskim po prostu palą miejskimi pieniędzmi w kominku. W 2012 roku klub ten zdobył mistrzostwo Polski, a od tamtego czasu powoli zjeżdżał równią pochyłą. Teraz centymetry dzielą go od spadku z Ekstraklasy, ponieważ przez lata zatrudniano tam niekompetentnych działaczy, a oni ściągali jeszcze mniej kompetentnych piłkarzy. Podobny zjazd właśnie zalicza właśnie Piast Gliwice, mistrz z 2019.

Przechwałki i folwarki

Po sąsiedzku ze Śląskiem Zagłębie Lubin regularnie chwali się znakomitą akademią, ale na tych przechwałkach się kończy. Decyzje sportowe często podejmowano tam niczym na ślepo. Szczytem szaleństwa było stworzenie wewnętrznego przepisu o młodzieżowcach, zobowiązującego trenera, by w każdym meczu wystawiał kilku zawodników z kategorii U-23, byleby tylko promować młodzież. Miedziowi to dziś ligowy dżemik. Od sezonu 2015/16, gdy jako beniaminek zajęli trzecie miejsce, potem były lokaty: 9., 7., 6., 11., 8., 13. Obecnie Waldemar Fornalik ratuje Zagłębie przed spadkiem do I ligi. W tej chwili Lubinianie zajmują 14. miejsce z przewagą 6 „oczek” nad strefą spadkową.

Górnik Zabrze to z kolei prywatny folwark Małgorzaty Mańki-Szulik, prezydent miasta zwanej też carycą. Śmieszno i straszno zarazem, ale coś w tym jest. Ma ona bowiem decydujący głos we wszystkich sprawach dotyczących funkcjonowania klubu, który w szerszym ujęciu służy jej jako karta przetargowa, by utrzymywać się przy władzy. A że przy okazji dochodzi do kuriozalnych historii takich jak zwalnianie trenera Urbana w ramach politycznych gierek i desperackie błaganie go o pomoc w wywalczeniu utrzymania kilka miesięcy później… Oczywiście przy tym wszystkim klubowa kasa od kosztowności w niej schowanych nie błyszczy. I tak to się żyje w Zabrzu z dnia na dzień, bez większych perspektyw na lepszą przyszłość. Wielka historia i potencjał Górnika marnuje się koncertowo.

Czytaj też:
Niepewna przyszłość Jana Urbana. Uratował Górnik Zabrze, a teraz stawiają mu warunki

Swoje pięć minut w Ekstraklasie kilka lat temu miała Jagiellonia Białystok, aczkolwiek w momencie, gdy Cezary Kulesza zapragnął rządzić PZPN-em, zaczęło się w niej dziać źle. Coraz gorsze decyzje sportowe, zmiany trenerów co kilka chwil, fatalne transfery i inne tego typu kwestie sprawiły, że ostatnio Jagiellonia też musiała drżeć o ligowy byt. Do tego obecne władze Dumy Podlasia, zwłaszcza prezes Pertkiewicz, nie ukrywają, iż pod kątem finansowym nie jest najlepiej.

Korona Kielce swego czasu zrobiła dużo, by ugruntować swoją pozycję w Ekstraklasie na wysokim poziomie – oczywiście nie w czołówce, bez przesady – ale wtedy Złocisto-Krwistych przejął niepoważny inwestor z Niemiec. Historia była typowa: ładne słówka, a potem zjazd, długi i fatalni piłkarze zwożeni do stolicy województwa świętokrzyskiego na tony. Legendą obrosły już absurdalne rządy prezesa Zająca, po których to Korona wpadła w ogromne długi. Cud, że w miarę szybko wróciła do Ekstraklasy i powoli się odbudowuje, ale znowu – wiele lat i mnóstwo pieniędzy poszło na marne.

Łódzkie i chorzowskie cierpienia

W Łodzi też nie działo się najlepiej, skoro przed laty zbankrutował i ŁKS, i Widzew. A przecież jeszcze niedawno ci pierwsi znów mieli poważne kłopoty finansowe, przez które zawodnicy rozwiązywali swoje kontrakty, a sprawy dotyczące zaległości w wypłatach wobec nich ciągnęły się i ciągną od nastu miesięcy. Do dziś w pełni nie podniosła się też Polonia Warszawa.

Ruchu Chorzów patologia również nie ominęła. Klasyka tematu – zadłużenie, wypłaty dla piłkarzy będących na fikcyjnych etatach w fundacji, szeroko rozumiane życie ponad stan, którego sternicy zupełnie nie kontrolowali. Skończyło się zjazdem do III ligi. Obecnie Niebiescy to czołówka zaplecza Ekstraklasy, za chwilę mogą do niej wrócić, ale gdyby nie pospolite ruszenie kibiców, pewnie Ruch padłby jak swego czasu Widzew czy ŁKS.

Stal Mielec krezusem nigdy nie była i nikt nie spodziewał się, że nastąpi w niej jakiś finansowy boom i nagle poczyni szybki i ogromny progres. Nie, na Podkarpaciu nie przelewało się i przed awansem do Ekstraklasy, i po nim. A jednak włodarze Stali szastali forsą niczym amerykański raper, do tego stopnia, że w pewnej chwili mielczanie mieli na kontraktach 56 ludzi związanych tylko z pierwszą drużyną (piłkarze, eks-piłkarze, ówczesny i dawny sztab szkoleniowy). Z niektórymi trzeba było podpisywać ugody co do spłat należności, aby ratować budżet. Inaczej byłoby źle, bardzo źle.

twitter

Gdy zaczynałem pisać ten tekst, była mniej więcej północ. W tej chwili dobijamy do 2 w nocy i właśnie zdałem sobie sprawę, że analogicznie można byłoby przeskanować wszystkie scentralizowane polskie ligi. Przecież taka Arka Gdynia czy GKS Katowice też różne dziwne historie za uszami mają. A jeszcze niżej mamy tak skrajne historie jak ta Stomilu Olsztyn czy Motor Lublin, gdzie oprócz futbolu uprawia się nowatorską dyscyplinę lekkoatletyczną – rzut kuwetą na dokumenty w prezesa.

Zaledwie delikatnie liznąłem temat każdego z klubów, a podobne patologie można byłoby wymieniać godzinami. Kartki w Wordzie by mi się skończyły.

To nie Raków Częstochowa powinien się wstydzić

I na tym tle sukcesy Rakowa to powód do wstydu? W trzy lata jedno mistrzostwo, dwa wicemistrzostwa, dwa Puchary Polski, jeden finał PP i dwa Superpuchary to powód do wstydu?

Oczywiście że w Częstochowie też były pomyłki transferowe, żeby chociaż wspomnieć takich ananasów jak Bryan Nouvier czy Aleksandyr Kolew. W skali polskiej piłki to jednak kropla w morzu przykładowych Dejanów Szrotowiciów sprowadzanych do nas całymi wagonami. Tak, Medalikom zdarzało się też przepłacać i nie dowozić wyników (jak w poprzednim sezonie w lidze) do samego końca. Niemniej jednak z sezonu na sezon Raków jako klub rósł, rozwijał się i osiągał sukcesy. Zbudował między innymi znakomity, obdarzony świetnymi kompetencjami pion sportowy i bardzo dobry dział skautingu. To wszystko dało owoce w postaci wielu trofeów zdobytych w krótkim czasie. Mówimy więc nie o powodzie do wstydu, lecz do naśladowania.

Od dawna nikt nie osiągnął tyle co częstochowianie w tak krótkim czasie, licząc od momentu awansu z I ligi. Jasne, w związku z tym wszystkim szklany sufit znajduje się coraz bliżej, aczkolwiek to w ogóle nie neguje wszystkich dotychczasowych osiągnięć Rakowa, jego zarządców i właściciela.

Wręcz przeciwnie, jeśli ktoś tu powinien mieć wyrzuty sumienia z powodu sukcesów Medalików, to… W zasadzie cała reszta polskiej piłki, że przez lata, a nawet dekady nie potrafiła stworzyć tak efektywnego projektu, co Michał Świerczewski i jego świta w Częstochowie.

Polski futbolu, wstydź się, bo masz czego, ale na pewno nie powinieneś wstydzić się Rakowa, tylko czerpać od niego know-how.

Czytaj też:
Polski trener wygrał Ligę Mistrzów! Ten kuriozalny gol przesądził o wszystkim
Czytaj też:
Transferowy hit z udziałem Piotra Zielińskiego. Gigant chce sięgnąć po Polaka