Stanisław Czerczesow ostatnimi czasy często pojawia się w różnych doniesieniach medialnych. Gościł też na stadionie Legii Warszawa podczas jej meczu z Leicester City w Lidze Europy. Od razu ruszyła fala spekulacji na temat tego, czy Rosjanin mógłby ponownie przejąć stołeczną drużynę. W rozmowie z Sebastianem Staszewskim trener odniósł się do tych sugestii, a także plotek łączących go z reprezentacją Polski.
Czerczesow ucina plotki dotyczące powrotu do Legii
– Czesław Michniewicz to fajny facet, dobry trener. On wie, jak przygotować zespół, szczególnie w obronie. Pamiętam, jak pracował z młodzieżówką, bo oglądałem ich mecze z rosyjską reprezentacją. Ale jeszcze raz powtórzę, żeby nikt nie zrozumiał, że nasz wywiad ma jakiś cel. Bardzo kibicuję klubowi, z którym zostaliśmy mistrzami, ale dziś zostawmy to tak, jak jest – powiedział Czerczesow.
Dlaczego więc pojawił się przy Łazienkowskiej? Spotkanie miało charakter stricte towarzyski. –Dariusz Mioduski zaprosił mnie na drugi mecz ze Spartakiem, ale on będzie dopiero w grudniu. Nikt nie wie, co będę robił w grudniu, dlatego pomyślałem, że przyjadę teraz, póki mam czas – powiedział trener.
Nie było kontaktu z PZPN
Rosjanin został zapytany również o to, czy mógłby poprowadzić Biało-Czerwonych. W pewnym momencie polskie media rozpisywały się na ten temat, sugerując, że zwolennikiem takiego rozwiązania był sam Cezary Kulesza, nowy prezes PZPN. – Przede wszystkim nie było żadnej oferty – wyznał eks selekcjoner Sbornej.
– Prowadzenie kadry Polski na pewno byłoby interesujące. Rozumiem waszą mentalność. Nie było jednak żadnego kontaktu, ze strony związku. Nigdy – stwierdził jasno. – Kiedyś udzieliłem wywiadu, w którym powiedziałem, że nie lubię, kiedy pisze się o mnie nieprawdę. Bo tam też jest trener, który czyta. A powinna być trenerska solidarność... Ale nie, ani razu nie było kontaktu. To prawda. Wiesz, z kim był kontakt? Ja ci teraz powiem: z Turcji zadzwonili, oficjalnie. Tam były rozmowy – zdradził, kończąc temat.
Czytaj też:
Sławomir Peszko podał wynik meczu Polski z San Marino. „Wieczystą też byśmy ich ograli”