Ogon kręci psem. Czy piłkarze reprezentacji Polski mogą robić w niej, co tylko chcą?

Ogon kręci psem. Czy piłkarze reprezentacji Polski mogą robić w niej, co tylko chcą?

Reprezentacja Polski
Reprezentacja PolskiŹródło:Shutterstock / Mikołaj Barbanell
Wydarzenia, które miały miejsce zarówno na mundialu w Katarze, jak i bezpośrednio po nim każą zastanowić się, czy w reprezentacji Polski nie doszło do sytuacji, że dziś największą władzę w kadrze mają sami piłkarze? Większą niż selekcjoner i większą nawet niż PZPN, który jest przecież właścicielem drużyny narodowej.

Reprezentacja Polski odpadła z mistrzostw świata w Katarze w 1/8 finału, po porażce 1:3 z Francją, ale nie ta przegrana była najgorsza. Cieniem na występie Biało-Czerwonych położyła się afera premiowa. Jak na dłoni było widać, że los został przesądzony wtedy, gdy przeciwko selekcjonerowi opowiedzieli się sami kadrowicze. Nie wprost, nie bezpośrednio, ale trochę z ukrycia, anonimowo sączyli do mediów i do ucha prezesa PZPN narrację, że oni już z Michniewiczem pracować nie chcą.

Przekaz okazał się skuteczny. Michniewicza już nie ma i choć jest to w pełni zrozumiała decyzja związku, nie może nie pojawić się tu jedno pytanie: czy w reprezentacji Polski to nie jest czasem tak, że to ogon kręci psem? Przecież Michniewicz nie jest pierwszym selekcjonerem, którego pogrążyli sami kadrowicze. Czy ich władza nie jest zbyt duża?

Zbigniew Boniek w jednym ze swoich ostatnich wystąpień medialnych wskazał, że potrzebny jest reset w sprawie stosunków PZPN z piłkarzami. Reset, czyli zmiana poczynionych wcześniej ustaleń, bo te nie wytrzymały próby czasu. Albo się zdezaktualizowały, albo po prostu szkodzą polskiej piłce.

Dał palec, wzięli całą rękę

Boniek, który zazwyczaj niechętnie bije się we własną pierś, teraz sam przyznaje, że już w czasach kiedy on był prezesem PZPN popełniony został błąd w stosunkach między federacją a piłkarzami. Że w negocjacjach związku z zawodnikami poczyniono zbyt wiele ustępstw na rzecz kadrowiczów i to na różnych polach.

Jeszcze na początku kadencji Bońka dyscyplinę wśród zawodników próbował trzymać Adam Nawałka, który do prowadzonej przez siebie reprezentacji wprowadził dryl znany z jego pracy w Górniku Zabrze. W tym klubie piłkarze mieli przykazane na przykład to, że gdy tylko sędzia odgwiżdże przerwę w meczu, zawodnicy mają biegiem zmierzać do szatni, żeby trener i jego sztab jak najefektywniej mogli wykorzystać ten czas. Co ciekawe, na początku Nawałka wprowadził tę właśnie regułę – i wiele innych ograniczających swobodę piłkarzy – także w kadrze, gdy został selekcjonerem. Długo to się nie utrzymało. Na jednym ze zgrupowań panowie piłkarze odbyli trudną rozmowę z Nawałką w stylu, że to nie jest klub z krajowej ligi, tylko jednak reprezentacja Polski, która składa się profesjonalistów i oni wymagają od trenera więcej swobody i luzu. Bo na to zasługują.

Boniek i Nawałka zgodzili się na pierwsze ustępstwa, lecz przeciąganie liny trwało nadal. Z czasem pozycja piłkarzy rosła, aż urosła do niemal dyktatu zawodników. Przecież żaden trener i żaden prezes PZPN nie mógł sobie pozwolić na otwarty konflikt z graczami pokroju Roberta Lewandowskiego czy Wojciecha Szczęsnego. Gniew kibiców byłby wielki, gdyby czołowi piłkarze rezygnowali z występów w kadrze, bo trudno im się dogadać z selekcjonerem czy prezesem.

Tymczasem atmosfera na zgrupowaniach luzowała się coraz mocniej. Niektórych zawodników już trudno było opanować. Sukces reprezentacji Polski na Euro we Francji przykrył problem dyscypliny w zespole, ale już jesienią 2016 roku, na jednym ze zgrupowań, mleko się wylało. W hotelu kadry doszło do tzw. afery dywanowej (alkoholowej), gdy podczas libacji w jednym z pokojów któryś z kadrowiczów zwymiotował na dywan, a w obiekcie dochodziło do dantejskich scen. Wtedy sprawę co prawda zamieciono pod dywan, aczkolwiek niektórzy piłkarze jak Łukasz Teodorczyk nie byli więcej powoływani, a Artur Boruc skończył reprezentacyjną karierę.

Nawałka wtedy raz jeszcze zaostrzył dyscyplinę w kadrze, ale wtedy też nie potrwało to długo. Okazało się, że piłkarze są już bardzo mocni i trudno im odebrać darowane wcześniej przywileje.

Po pierwsze: pieniądze za grę w reprezentacji

Boniek dziś wskazuje, że kwestia pieniędzy z dodatkowej premii w ogóle nie powinna być tematem, ponieważ kadrowicze jeszcze za jego kadencji wynegocjowali sobie znakomite warunki finansowe za osiągnięcia sportowe.

Sam były prezes wskazuje, że należałoby teraz tamte ustalenia renegocjować. Wydaje mu się, że wcześniej uzgodnione warunki nie są sprawiedliwe. – Z premii, które za udział i osiągnięcia w turnieju wypłacają FIFA (mundiale) i UEFA (mistrzostwa Europy), do piłkarzy trafia 40 procent, a do PZPN 60 procent kwoty. Tyle tylko, że związek ma jeszcze po swojej stronie do opłacenia wszystkie koszty. Czyli organizację zgrupowań, hotele, przeloty, utrzymanie biura itd. To pochłania wielkie kwoty. W efekcie mamy taką sytuację, że na tych premiach to najbardziej zarobieni są piłkarze. To jednak powinno zostać poddane negocjacji – mówi Zbigniew Boniek. Ale finanse to nie jedyna kwestia, jaką PZPN powinien renegocjować z zawodnikami. Bo wiele niepokojących rzeczy dzieje się także na zgrupowaniach.

„Cygański tabor” ciągnie za kadrą

Duża grupa żon i partnerek reprezentantów Polski jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Przede wszystkim na Instagramie, gdzie publikują zdjęcia swoje, swoich partnerów i oczywiście produktów lub usług, które reklamują.

Z pozoru wygląda to dość niewinnie. Ot, zdjęcia i filmiki promujące produkty kosmetyczne, diety, zdrowy tryb życia... Albo są to po prostu fotki, na których widzimy partnerki, czasem dzieci, a czasem dom lub ogród, gdzie mieszka nasz reprezentant. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że panie – co zrozumiałe – chcą być w ogniu wydarzeń. Więc dość gromadnie – łącznie z dziećmi, dalszą lub bliższą rodziną, znajomymi – jeżdżą za kadrą w miejsca, gdzie akurat rozgrywany jest turniej.

Po raz pierwszy na większą skalę miało to miejsce w 2016 roku. We francuskim La Baule rodziny zawodników mieszkały w innym skrzydle tego samego hotelu co kadrowicze. Co więcej, z niektórych meczów, które były rozgrywane w innych regionach Francji, cześć żon i dzieci, wracała do bazy w La Baule z drużyną tym samym samolotem. Na mundialu w 2018 roku w Rosji i na rozgrywanych w 2021 roku mistrzostwach Europy było podobnie. Nie zmieniło się to zasadniczo także w czasie tegorocznego mundialu w Katarze.