Wyścig Petkovicia z Bento. Kto lepiej pasowałby na selekcjonera reprezentacji Polski?

Wyścig Petkovicia z Bento. Kto lepiej pasowałby na selekcjonera reprezentacji Polski?

Paulo Bento
Paulo Bento Źródło:Newspix.pl / Piotr Kucza / FotoPyK
Na ostatniej prostej w wyścigu o posadę selekcjonera reprezentacji Polski zostało już tylko dwóch kandydatów – Vladimir Petković oraz Paulo Bento. Który z nich byłby lepszym wyborem dla Biało-Czerwonych? Analizujemy sylwetki obu szkoleniowców.

Cezary Kulesza stwierdził niedawno, że wybrał już selekcjonera reprezentacji Polski, złożył temu kandydatowi ofertę i czeka na odpowiedź. Wcześniej deklarował, iż sprawa powinna rozwiązać się do końca stycznia. W spekulacjach medialnych brakuje jednak konkretnej informacji, kogo dokładnie prezes PZPN miał na myśli. Na ostatniej prostej zostało dwóch kandydatów – Vladimir Petković oraz Paulo Bento, więc zapewne chodzi o jednego z nich.

Vladimir Petković i Paulo Bento głównymi kandydatami na selekcjonera reprezentacji Polski

To i tak duży postęp względem tego, o czym informowano nas w minionych tygodniach. W pewnym momencie w kontekście reprezentacji Polski wymieniano tyle nazwisk, że dało się zwątpić, czy PZPN ma jakikolwiek sensowny klucz doboru przyszłego selekcjonera. Kandydat numer jeden diametralnie różnił się od kandydata numer dwa, ten numer dwa był zupełnie inny niż numer trzy i tak dalej. Wyglądało to kuriozalnie.

W końcu wybór ma się ograniczyć do kogoś z dwójki Petković/Bento. To by się zgadzało, skoro Kulesza przyznał otwarcie, iż podstawowym kryterium wyboru było doświadczenie w pracy z inną reprezentacją. Obaj wymienieni wcześniej trenerzy mogą pochwalić się takimi wpisami w CV. Pierwszy przez 7 lat pracował w kadrze Szwajcarii, drugi najpierw przez 4 prowadził Portugalię, a ostatnio przez identyczny okres także Koreę Południową.

Obaj osiągali sukcesy z prowadzonymi ekipami narodowymi (w skali koreańsko-szwajcarskiej), ale choć mówi się, że wynik jest w piłce najważniejszy, to w przypadku ewentualnej pracy z Biało-Czerwonymi należy wziąć pod uwagę jeszcze szereg innych wymagań. Jakkolwiek spojrzeć Czesław Michniewicz z naszą kadrą oczekiwany wynik osiągnął, to znaczy wyszedł z grupy na mundialu, ale i tak podziękowano mu ze względu na wiele teoretycznie pobocznych kwestii. Pytanie brzmi – jak poradziliby sobie z nimi Petković i Bento?

Kibic reprezentacji Polski oczekuje rozrywki

Wyliczankę należy rozpocząć od stylu gry. W polskiej opinii publicznej toczy się debata pomiędzy estetami i pragmatykami, lecz zdaje się, że tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Na tej podstawie śmiało można wysnuć wniosek, że polski kibic oczekuje już nie tylko satysfakcji po wymęczonym 1:0 z kimkolwiek. Pragnie jeszcze, aby Biało-Czerwoni potrafili też narzucić przeciwnikowi swój styl, umieli przeprowadzić kilka składnych akcji, nie bali się piłki… Trudno się z tym nie zgodzić, skoro mamy w drużynie piłkarzy z FC Barcelony, Napoli, Juventusu, Wolfsburga, Lens, Brightonu, Aston Villi i jeszcze paru innych niezłych klubów. Krótko mówiąc: kibic oczekuje dobrej rozrywki. Jeśli jej nie dostanie, innym razem na stadion nie przyjdzie, nie włączy odpowiedniego kanału w TV.

Eksperci zaznajomieni ze szwajcarskim futbolem sugerują, że bardziej atrakcyjna gra byłaby możliwa, gdybyśmy zatrudnili Petkovicia. Szkoleniowiec ten zdaje się być elastyczny taktycznie, to znaczy raczej dostosowuje strategię do możliwości zawodników, a nie zawodników do strategii. To świetna wiadomość, bo i Czesław Michniewicz, i Paulo Sousa pracowali odwrotnie, a efekty bywały groteskowe.

Gdybyśmy zatrudnili Bośniaka, zapewne moglibyśmy liczyć na ofensywne nastawienie, chęć częstszego posiadania piłki i generalnie większą odwagę z przodu. – Ja sobie nie przypominam takiego meczu reprezentacji Szwajcarii, w którym ta drużyna grałaby z kontry […] To jednak wynikało też z kultury szkolenia piłkarzy w tym kraju. Petković musiałby ocenić, czy Polska ma potencjał do grania w podobny sposób – tłumaczył Mirosław Tłokiński w rozmowie z „Wprost”. Być może zatem początki byłyby trudne, ale w dłuższej perspektywie, o ile PZPN zachowałby cierpliwość, zmiana podejścia mogłaby się mocno opłacić.

Pod względem stylu gry Bento zdaje się wyznawać podobne wartości, to znaczy na pewno nie jest to szkoleniowiec, który myśli wyłącznie o defensywie, choć docenia tak zwaną „czarną robotę” wykonywaną przez swoich podopiecznych. Mowa tu o takich kwestiach jak ruch bez piłki przy nodze i czytanie gry. Choć obie te cechy kojarzą się stricte defensywnie, nie tylko tak należy je rozważać. Wystarczy przypomnieć sobie Grzegorza Krychowiaka, który w fazie rozegrania zazwyczaj stoi w miejscu lub chowa się za przeciwnikiem, jakby to właśnie wtedy miałby go kryć. Portugalczyk by na to nie pozwolił, więc nawet z tego tytułu Biało-Czerwoni mogliby uwolnić znacznie więcej swojego ofensywnego potencjału.

Można się zżymać na tę kwestię, aczkolwiek dzięki bardziej odważnej grze przyszły selekcjoner prawdopodobnie wypracowałby sobie także znacznie lepsze relacje z mediami. Teoretycznie jest to kwestia poboczna, która nie powinna definiować przydatności danego szkoleniowca do jego potencjalnego miejsca pracy. Z drugiej strony – niech rzuci kamieniem każdy, kto nie był zmęczony ciągłymi wojenkami Michniewicza z dziennikarzami albo obrażalskim nastawieniem Jerzego Brzęczka. Ile można żyć w oblężonej twierdzy?

Czytaj też:
Ile można żyć w oblężonej twierdzy? To idealny moment, aby pożegnać Czesława Michniewicza

Vladimir Petković, Paulo Bento i sztuka komunikacji

Przydałby się więc ktoś, kto nie dałby się zaszczuć. W tej kwestii granica jest jednak cienka. Nie od dziś wiadomo, że niewiele potrzeba, aby w naszym kraju wywołać konflikt na linii selekcjoner-media. Nie wiadomo, czy na przykład Petković by sobie z tym poradził. Kiedy bowiem odszedł z kadry Szwajcarii, zaczęto zwracać uwagę, że jego następca znacznie usprawnił komunikację i relacje z dziennikarzami.

Warto jednak pamiętać, iż w dużej mierze jego kłopoty na tym polu wynikały z kompetencji językowych. Bośniak doskonale mówi po włosku, nieco gorzej po francusku, a po niemiecku na poziomie komunikatywnym, lecz podstawowym, ograniczonym. Nie jest tak, że potrafi swobodnie wyrazić każdą swoją myśl w języku naszych zachodnich sąsiadów. Tym trudniej było mu na przykład tłumaczyć zawiłości taktyczne, a właśnie komunikacji po niemiecku oczekiwali od niego dziennikarze. Gdy Petković, z racji braku znajomości języka na wysokim poziomie, na konferencjach czy w wywiadach bywał lakoniczny, wypominano mu to. Zarzucano mu brak charyzmy czy niechęć wobec tłumaczenia własnych decyzji.

Gdzie leży prawda? To pewnie musiałby wyjaśnić on sam. Nietrudno wyobrazić sobie jednak, że i w Polsce urosłoby to do rangi problemu większego, niż byłby nim w rzeczywistości. Na tym polu pewnego rodzaju kłopot mógłby mieć również Bento. Podejście Portugalczyka znacznie różni się od tego, które prezentował jego rodak, czyli Paulo Sousa. Ten akurat mówił dużo i pięknie, lecz nie za umiejętności oratorskie mu płacono. Były trener Korei Południowej ma w tej sferze inne pryncypia – nie jest wylewny, nie zwykł wdawać się medialne dyskursy z mediami na temat swoich decyzji. W codziennej pracy jest bardzo merytoryczny i pokorny, ale ani na konferencji, ani w wywiadzie show nie zrobi.

Oczywiście to wszystko nie oznacza, że Bento czy Petković są konfliktowi. Wręcz przeciwnie, pytanie tylko, czy tak rozumiana oszczędność w słowach nie zaczęłaby być postrzegana jako buta i arogancja? Z perspektywy obu trenerów byłoby to absurdalne, z drugiej niezrozumiałe. Jest tu pole do potencjalnych nieporozumień. W najlepszym wypadku skończyłoby się raczej konferencjami nudnymi niczym flaki z olejem – jak za czasów Adama Nawałki.

Autorytet to kluczowa sprawa

W dyskusjach o kompetencjach poszczególnych kandydatów na selekcjonera reprezentacji Polski sporo miejsca poświęca się też na rozmowę o autorytecie. Tajemnicą poliszynela jest bowiem fakt, że największe gwiazdy drużyny Biało-Czerwonych potrafiły wchodzić na głowę poszczególnym selekcjonerom. Nawet za kadencji wspomnianego Nawałki liderzy wyrobili sobie tak mocną pozycję, że momentami trudno było utrzymać odpowiednią dyscyplinę na przykład pod kątem funkcjonowania grupy w trakcie zgrupowań.

Do tego trzeba wspomnieć o słynnych ośmiu sekundach milczenia Lewandowskiego w kontekście taktyki wybranej przez Jerzego Brzęczka czy jego niezadowolenie ze stylu gry za kadencji Czesława Michniewicza. Teoretycznie w obu przypadkach kapitan miał rację i nie tylko on, wszak obiekcje miało też wielu innych piłkarzy. W praktyce, skoro historia regularnie się powtarza, można odnieść wrażenie, że w ekipie Biało-Czerwonych ogon kręci psem.

Petković na coś takiego w Szwajcarii sobie nie pozwalał, chociaż też miał pod opieką paru niepokornych osobników. U Helwetów sprawdzało się podejście typowo z gatunku szef-pracownicy. Bośniak nie chciał być dla nikogo kumplem i wyszło mu to na zdrowie. Cieszył się szacunkiem, ale także ze względu na postawę tamtejszej federacji. Gdy go zatrudniano, otwarcie zapowiedziano, iż przyszedł trener na lata, a nie na chwilę. To na pewno pomogło szkoleniowcowi, który wiedział, że w razie kryzysu z miejsca nie stanie się kozłem ofiarnym.

Czy to on dostanie posadę selekcjonera Biało-Czerwonych, czy Bento – nie ma to znaczenia, wszak dobrze by było, gdyby PZPN wyszedł z podobnego założenia i również stał murem za trenerem. Tak, aby ułatwiać mu pracę, stwarzać do niej przyjazne warunki. Wcześniej raczej mieliśmy do czynienia z puszczaniem samopas, co wizerunkowo było fatalne. Tymczasem wspomniany Bento, który lubi jasno wyznaczyć granice swoim podopiecznym i bardzo zwraca uwagę na etos pracy, w kryzysowej chwili musiałby czuć, że za jego plecami stoją członkowie federacji. W innym wypadku nie będzie żadnego sensu w mówieniu o chęci zbudowania czegokolwiek trwałego w naszej kadrze.

twitter

Wyciągnąć wnioski po Paulo Sousie

Zakładając, że faktycznie któryś z tych dwóch kandydatów zdecyduje się na pracę z Polakami, zapewne znów zostanie podniesiony temat pojawiania się na stadionach Ekstraklasy podczas ligowych meczów. Gdybyśmy patrzyli krótkoterminowo, nie miałoby to sensu. Zawodnicy występujący na co dzień w rodzimych rozgrywkach pełnią marginalne role w seniorskiej kadrze.

Natomiast w dłuższej perspektywie ten aspekt może mieć nieco większe znaczenie. Zdaje się, że w ciągu dwóch-czterech lat w drużynie Biało-Czerwonych zajdzie poważna zmiana pokoleniowa. Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik, Wojciech Szczęsny, nawet Robert Lewandowski – każdy z nich może niebawem zadecydować o zakończeniu przygody z kadrą i trzeba będzie ich jakoś zastąpić. Wtedy bycie na bieżąco z Ekstraklasą faktycznie może okazać się przydatne.

Andrzej Juskowiak jest zresztą przekonany, że Bento w tym aspekcie wyciągnąłby wnioski z zachowania Paulo Sousy i znacznie chętniej rzucałby okiem na naszą ligę. – Wyznaje zasadę, że gdyby wszystko w piłce dało się zmierzyć w tabelkach oraz wyrazić we wzorach, trener byłby niepotrzebny – opowiedział były piłkarz w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. Portugalczyk oczywiście nie ma alergii na technologiczne nowinki w pracy trenera, ale ceni także swoją intuicję i to, co sam zobaczy na żywo.

W tym względzie nieco bardziej nowoczesny zdaje się o sześć lat starszy Petković, którego Mirosław Tłokiński porównywał do pewnego znanego szkoleniowca. – To inteligentny człowiek, który przypomina mi Arsene’a Wengera – powiedział w rozmowie z „Wprost”.

Reprezentacja Polski potrzebuje długodystansowca

Zdaje się więc, że Bośniak i Portugalczyk są szkoleniowcami w dużej mierze podobnymi do siebie. Oczywiście nie mówimy o trenerach idealnych, aczkolwiek na pierwszy czy drugi rzut oka zdają się spełniać większość kryteriów, dzięki których w przyszłości mogliby poprowadzić reprezentację Polski do sukcesów, a przy tym wyprowadzić ją z kompleksów, które trawią ją od lat. Pierwszego celu nie uda się osiągnąć bez drugiego, a drugiego bez pierwszego.

Dlatego ostatecznie, kogokolwiek ostatecznie wybierze Cezary Kulesza, ważne będzie jego bezgraniczne wsparcie i zaufanie do do selekcjonera. Tak, abyśmy za rok znów nie musieli szukać kolejnego szkoleniowca-zadaniowca, który uratuje nam eliminacje do Euro 2024. Aż strach pomyśleć, że moglibyśmy w nich zawieść, ale nie takie rzeczy piłka nożna widziała. Z drugiej strony nie będzie lepszego momentu na rozpoczęcie długofalowego projektu niż właśnie teraz, gdy trafiliśmy na tak łatwą grupę w kwalifikacjach do mistrzostw Europy. Zarówno Vladimir Petković jak i Paulo Bento wydają się być skrojeni, by poradzić sobie w (na przykład) czteroletnim maratonie.

Czytaj też:
Mielcarski chwali kandydata na selekcjonera. Miał okazję z nim pracować
Czytaj też:
Jan Urban zabrał głos ws. selekcjonera. Zdradził, czy PZPN się z nim kontaktował