Po nieudanej przygodzie z Flamengo Rio de Janeiro Paulo Sousa wrócił na ławkę trenerską. Portugalczyk podjął się niełatwego zadania, którym jest utrzymanie się US Salernitany 1919 w Serie A. Cavalucci Marini obecnie zajmują 16 miejsce z 21 punktami na koncie. Bordowi ostatnie zwycięstwo zanotowali 27 stycznia przeciwko Lecce. Od tamtej pory klub przegrał trzy spotkania z rzędu z Juventusem (0:3), Hellas Werona (0:1) i z Lazio (0:2).
Nieudany debiut Paulo Sousy
Meczem z Lazio Paulo Sousa przywitał się z kibicami Salernitany. Podopiecznych portugalskiego szkoleniowca skarcił Ciro Immobile, który dwiema bramkami pogrążył ekipę Cavalucci Marini.
W Salernitanie występuje reprezentant Polski – Krzysztof Piątek, który w tym spotkaniu grał do 75. minuty. Po formie „El Pistolero” z Genoi pozostało tylko wspomnienie. W tym sezonie Serie A napastnik, póki co zdobył tylko trzy gole (z czego jeden z karnego), a ostatnią bramkę zdobył 5 listopada.
Paulo Sousa o Krzysztofie Piątku: Musi się poprawić
Po spotkaniu Paulo Sousa wypowiedział się na temat reprezentanta Polski. Zdaniem Portugalczyka Piątek i Botheim muszą się poprawić w grze w ataku pozycyjnym. – Chodzi o zajmowanie przestrzeni. Potrzebują czasu, aby zrozumieć wszystkie schematy – powiedział trener, cytowany przez mediagol.it.
Musimy poprawić szybkość na małej przestrzeni. Musimy się rozwijać i musimy pracować nad naszym nastawieniem, zaczynając od treningów – zakończył.
Przygoda Paulo Sousy w reprezentacji Polski
Paulo Sousa był selekcjonerem reprezentacji Polski od 21 stycznia 2021 roku. Portugalczyk nie dał rady wyjść z grupy na Euro 2020, a w eliminacjach do mistrzostw świata awansował tylko do baraży.
Tuż przed najważniejszymi meczami, które decydowały o być albo nie być w turnieju Paulo Sousa postanowił odejść. 29 grudnia 2021 szkoleniowiec odszedł do drużyny Flamengo Rio de Janeiro, z którego po serii przegranych spotkań został zwolniony 10 czerwca 2022 roku.
Czytaj też:
Fernando Santos ma już konkretne plany. Wszystko zdradził Cezary KuleszaCzytaj też:
Jacek Gmoch dla „Wprost”: Fernando Santos nie da sobie w kaszę dmuchać. Oby nikt mu się nie wtrącał