Nie ma w Polsce kibica piłki ręcznej, który nie elektryzowałby się na myśl o Świętej wojnie. Do niedzielnego spotkania jako niepokonane w lidze przystępowały oba kluby, a stawką tego spotkania było samodzielne prowadzenie w tabeli rozgrywek.
Emocje gwarantował również fakt, że naprzeciw siebie stanęła najlepsza defensywa i ofensywa w kraju. Orlen Wisła Płock słynie z żelaznej i nieugiętej obrony. Zawodnicy Łomży Vive Kielce to prawdziwi gladiatorzy, którym ręka nie drży zarówno w lidze, jak i w rozgrywkach Ligi Mistrzów.
Ostatecznie ze starcia w Hali Legionów zwycięsko wyszli gospodarze, którzy przez całe spotkanie nie pozwalali rywalom na objęcie prowadzenia. Choć goście kilkukrotnie dochodzili rywala na jedno trafienie. Nafciarze w ostatnich minutach robili wszystko, aby dogonić rywala. Niestety zabrakło im czasu.
PGNiG Superliga. Święta wojna zaczęła się bardzo nerwowo
Na parkiecie w kieleckiej Hali Legionów iskrzyło od pierwszej minuty spotkania. Emocje bardzo szybko ostudził duet macedońskich arbitrów, który specjalnie na to spotkanie został zaproszony przez PGNiG Superligę. Już w drugiej minucie spotkania karę dwóch minut otrzymał Leon Susnja, a w piątej minucie sędziowie na ławkę odesłali równocześnie Mirsada Terzica z Płocka i Igora Karacića z Kielc.
Pierwsze 10 minut gry toczyło się bardzo zacięcie, a na każde trafienie Vive bramką odpowiadała Wisła. W kolejnych minutach szczęście i większa skuteczność pozwoliły na wypracowanie kilkubramkowej przewagi po stronie gospodarzy. Już w 13. minucie po dwóch trafieniach Arkadiusza Moryty i jednej bramce Igora Karacića Vive prowadziło 7:4.
Zdobywanie kolejnych bramek Wiśle nie przychodziło łatwo. Miewali problemy z przedarciem się przez kielecką obronę, a jeżeli już minęli zawodników w żółto-niebiesko-białych strojach, to na ich drodze stawał świetnie dysponowany Andreas Wolf.
Mimo trudności Nafciarze nie zamierzali się poddawać. Stanęli mocniej w obronie, dzięki czemu już w 18. minucie spotkania po dwóch bramkach z rzędu Michała Daszka goście tracili już tylko jedną bramkę. Od stanu 9:8 Wiśle nie udało się dogonić rywala. Po pierwszych 30. minutach było 14:11 dla Vive.
PGNiG Superliga 2021/22. Orlen Wisła Płock w szalonej pogoni za Vive Kielce
Po przerwie Orlen Wisła Płock rzuciła się do odrabiania strat. To do nich należały dwie pierwsze akcje. Po trafieniach Daszka i Serdio było już 14:13, a Wisła była gotowa odzyskać kontrolę nad meczem. Wyniku nie udało się jednak wyrównać. W 40. minucie na tablicy widniał wynik 18:17.
Mimo starań Wisły, to Vive pozostawało na prowadzeniu. Przez dłuższy fragment spotkania na jedną bramkę Nafciarzy Kielczanie odpowiadali dwoma trafieniami, a prawdziwym koszmarem dla gości był świetnie dysponowany Andreas Wolf, który potrafił zamurować bramkę nawet w sytuacji sam na sam. W 49. minucie Adama Morawskiego pokonał Dylan Nahi i to Vive prowadziło 24:20. Chwilę później trener Wisły zagrał va banque i między słupkami stanął Krystian Witkowski.
Na 10 minut przed końcem Wisła przegrywała 25:21 i to goście byli o wiele bliżej kolejnej wygranej w lidze. W 52. minucie po raz ósmy na listę strzelców wpisał się Nahi, a Vive wyszło na pięciobramkową przewagę. W kolejnej akcji pomyliła się Wisła, ale po drugiej stronie rzutu karnego na bramkę nie zamienił Moryto.
W 56. minucie Vive, a dokładnie Karalek, ułatwił Wiśle pogoń, ponieważ po ataku na twarz kołowy gospodarzy otrzymał karę dwóch minut. Na 26:23 chwilę później trafił Serdio. Na 3 minuty przed końcem goście zatrzymali Sićkę i nie zmarnowali swojej szansy na zdobycie 24. bramki. Po trafieniu Karaleka na 27:24 pewne stało się, że to Vive będzie zwycięzcą tego spotkania. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 27:26.
Czytaj też:
Druga wygrana Polek na Mistrzostwach Świata. Szczypiornistki lepsze od Słowenii