Agnieszka Korneluk choć w październiku skończy dopiero 29 lat, od kilku sezonów należy do grona najbardziej doświadczonych w reprezentacji Polski siatkarek. Najlepsza środkowa mistrzostw Europy (2019), fazy zasadniczej włoskiej Serie A (2019) czy liderka rankingu blokujących sezonu 2022/23 Tauron Ligi (stan na 12 maja), ma na swoim koncie również mnóstwo medali drużynowych. Jak sama przyznaje, jednym z największych marzeń jest dla niej gra na igrzyskach olimpijskich. Polskie siatkarki były na tego typu imprezie po raz ostatni w 2008 roku. Tegoroczny turniej kwalifikacyjny, którego Biało-Czerwone będą gospodyniami, może jednak otworzyć nową kartę historii drużyny trenera Stefano Lavariniego.
Wywiad z Agnieszką Korneluk, siatkarką Chemika Police i reprezentantką Polski
Maciej Piasecki („Wprost”): W seniorskiej kadrze jesteś od 11 lat, a gdyby zebrać jeszcze młodzieżowe reprezentacje, ile jeszcze dozbieramy wiosen?
Agnieszka Korneluk (siatkarka Chemika Police i reprezentantka Polski): Oj sporo. Trochę tego czasu faktycznie minęło. A może nawet więcej niż trochę? (śmiech)
Szczyrk jeszcze zaskakuje?
Przyjechałam tu kilka dni temu i muszę przyznać, że cały czas tu się coś zmienia na plus. Kiedyś nie było przecież tej całej nowej części ośrodka, hotelu, w którym mieszkamy obecnie. Była jedna hala do trenowania, teraz są dwie, z czego ta druga jeszcze większa od swojej poprzedniczki.
Szczyrk rozwija się też jako miasto, całkiem fajnie to tu wygląda. Poza trenowaniem jest gdzie wyjść, żeby nie tylko cały czas siedzieć w jednym miejscu. Znajdzie się przestrzeń na wyskoczenie na dobre lody czy smaczną kawę.
Minusów brak?
Dojazdy, to na pewno. Kawałek drogi ma praktycznie każda z nas, ale to już klasyka w przypadku tego typu miejsc. Nie ma jednak co narzekać, warunki na miejscu mamy super.
Rozmawiamy w momencie, kiedy jesteście na zgrupowaniu w ósemkę. W takim zestawie raczej trudno o pracę na boisku. A jak gracie, to pewnie głównie w karty?
A lubimy pograć w karty, to prawda! Akurat jestem w pokoju z Martyną Czyrniańską, zatem zdarzy nam się jakaś karciana rywalizacja.
Siatkarsko zaczęłyśmy za to od mocnej pracy na siłowni. W otwierającym tygodniu codziennie mamy taką pracę w planie. Teraz zaczęłyśmy mocniej z siłownią, a z piłkami na razie jest nieco lżej, nie ma tego zbyt wiele. Mamy okres typowo adaptacyjny.
Tak szczerze to nie wiem, czy przez ostatnie ponad dziesięć lat byłam tak wcześnie na zgrupowaniu reprezentacji. I to jeszcze w ósemkę!
Inna sprawa, że to pierwszy mój sezon w polskiej lidze, kiedy nie byłam w czwórce. Człowiek uczy się jednak całe życie. Niestety nie ma tak, że wejdzie się na jakiś poziom i już zawsze tam będziesz. Trzeba mocno pracować, żeby utrzymywać się w ścisłym topie, bo konkurencja nie śpi.
Przetrawiłaś już to piąte miejsce na koniec sezonu?
Chyba tak. Trzeba sobie jasno powiedzieć, to nie był dobry sezon w naszym wykonaniu. Nie grałyśmy na poziomie, do którego przyzwyczaił Chemik Police w ostatnich latach. To nie była tylko jedna wpadka, która doprowadziła do ostatecznego przegrania ćwierćfinału. Przegrywałyśmy z zespołami, które były od nas niżej w tabeli. Opole, Bielsko, Budowlane w play-offach. Na ten kiepski wynik złożyło się wiele czynników.
Zmiana trenera też pokazała, że kolejny sezon w Chemiku są problemy pod względem sportowym, w trakcie rozgrywek. Patrząc na tę ostatnią kampanię, to była przeplatanka lepszych i słabszych momentów. Kiedy było dobrze, udało nam się sięgnąć po Puchar Polski. Później znowu było kiepsko, już do końca ligi. Nie wiem, czy grając tak na przestrzeni całego sezonu, zasłużyłyśmy na medal.
Gorzkie, ale szczere słowa. A zostajesz w Policach? Bo słyszałem, że w grę wchodzi ponowny wyjazd z Tauron Ligi.
Nie wiem, czy mogę to zdradzać tu i teraz. Dlatego chyba muszę tradycyjnie odpowiedzieć, że wstrzymam się do momentu ogłoszenia wieści przez klub.
Skoro nie o przyszłości, to pogadajmy o zagranicznej przeszłości. Dwa sezony spędzone we Włoszech to była słuszna inwestycja?
To na pewno była dobra szkoła życia. Wcześniej wszystko działo się w Polsce, czyli w realiach dobrze znanych, naturalnych. Postawiłam jednak mocno na siatkówkę w swoim życiu, dlatego spróbowałam wyjechać.
Nie było mi łatwo, bo byłam na miejscu sama. Dlatego życiowo to była duża lekcja (Trzeba to jakoś przeredagować). Przyznam jednak, że z perspektywy czasu mogę podobnie powiedzieć o sportowej stronie gry dla Chemika. Trzy sezony w Policach, żaden nie należał do w pełni udanych. Mam tu na myśli zdobycie wszystkich trofeów, jakie są do zgarnięcia w kraju. Cały czas się uczę.
Włochy to było granie na naprawdę wysokim poziomie. Żałuję, że pandemia pokrzyżowała plany. Z Savino wygrałyśmy potrafiłyśmy wygrać w Lidze Mistrzyń z VakifBankiem. To jest jeden z takich meczów, które pamięta się do końca kariery. Potęga ze Stambułu przegrała z nami i to jeszcze na swoim terenie. Grając w polskich klubach trudno jest myśleć o walce z takimi wielkimi firmami w europejskich pucharach.
Co do pandemii, te obrazki z Italii wyglądały porażająco. Na miejscu sytuacja faktycznie była aż tak dramatyczna?
Zdecydowanie tak. We Włoszech w okresie pandemii nie było ludzi na ulicach. Wychodziliśmy dosłownie tylko raz w tygodniu, żeby zrobić zakupy. Kolejki do wejścia do sklepów robiły się gigantyczne. Sytuacja była naprawdę trudna, na każdy polu.
W Polsce w tamtym czasie pojawiały zakazy, ale wychodzenia do lasu (śmiech). Ludzie pojawiali się jednak na ulicach. Ograniczono kontakty międzyludzkie, ale nie w takim stopniu, jak przeżyłam to we Włoszech.
Zostawiając koronawirusa za plecami, miejmy nadzieję na zawsze, co najbardziej polubiłaś we Włoszech?
Sporo się tego znajdzie! Pogoda, bo jesteś ciepłolubną osobą. Jedzenie? Również mogłabym opowiadać i opowiadać. Duży plus życia we Włoszech.
Mieszkałam też w fajnym miejscu. W pierwszym roku mojego pobytu w Casalmaggiore miałam świetną bazę wypadową do zwiedzania Italii. W drugim sezonie mieszkałam za to niecałe dziesięć kilometrów od centrum Florencji.
W drugim sezonie grałaś w drużynie z Magdą Stysiak. Trzymałyście się razem?
Na pewno było miło pogadać z Polką w innym kraju. Z Madzią miałyśmy bardzo dobry kontakt, teraz z resztą nie jest inaczej.
Co ciekawe, razem z Magdą również… uciekałyśmy z Italii. Nie chcę, żeby to jakoś źle zabrzmiało, ale w sytuacji coraz głębszej pandemii, chciałyśmy się wydostać do Polski. Pamiętam naszą wspólną podróż autem. To była duża przygoda. Na autostradach we Włoszech nie było praktycznie nikogo poza nami. Jak w jakimś filmie katastroficznym!
W niektórych regionach obowiązywał zakaz przemieszczania się, zatem nie do końca też wiedziałyśmy, czy w ogóle uda nam się dostać do granicy. Zresztą, żeby wyjść z domu, trzeba było wypisywać specjalny protokół. Jak sobie o tym wszystkim teraz myślę, to był jakiś zupełnie inny świat. A tej podróży z Magdą na pewno nie zapomnę do końca życia.
Zostając jeszcze na Półwyspie Apenińskim, jakbyś opisała trenera Stefano Lavariniego? Mam wrażenie, że pomógł drużynie rozkochać kibiców na nowo w występach żeńskiej reprezentacji siatkarek.
To może od początku…
VNL w wykonaniu drużyny był trudny. Granie nie układało się po naszej myśl. Zaczęło się całkiem nieźle, ale później pojawiły się różne problemy. Miałam jednak praktycznie od początku przeczucie, że w drużynie jest duże zaufanie do trenera Lavariniego. To jest właściwy człowiek na właściwym miejscu. Zna się na swojej pracy i to, co pokazałyśmy na mistrzostwach w ubiegłym roku, to nie był przypadek. Potrafimy grać z najlepszymi na świecie. Fajnie, że udało się zbudować zalążek już w pierwszym roku pracy trenera z kadrą.
Cieszy mnie to „rozkochanie” o którym wspomniałeś. Pamiętam swoje początki w reprezentacji seniorek, kiedy Atlas Arena w Łodzi na naszych meczach pękała w szwach. Wtedy w kadrze grały światowe gwiazdy pokroju np. Katarzyny Skowrońskiej. Cieszę się, że taki super klimat poczułyśmy również podczas grania w ubiegłym roku.
Ale dalej niewiele usłyszałem o naszym selekcjonerze.
Podam przykład. Od strony „kuchni” mogę powiedzieć, że poza treningiem mamy odpowiedni luz, który jest potrzebny, żeby odpowiednio funkcjonować jako drużyna. Możemy pożartować, pogadać, jest wesoło. Kiedy jednak przychodzi do roboty na treningach, trener Lavarini zwraca uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Kiedy trzeba pracować, naprawdę musimy się mocno przyłożyć. Czas na żarty jest poza treningiem.
Brzmi jak obranie dobrego kierunku.
Tak, zgadzam się. Podczas MŚ 2022 miałyśmy przebłysk, solidnie to wyglądało, ale pamiętajmy, że na razie to nie jest drużyna, która osiągnęła już światowy, najwyższy poziom. Musimy pracować bardzo mocno na każdej pozycji, żeby wskoczyć na ten pułap rywalizacji z siatkarską czołówką. Chcemy jednak o to walczyć, na dłużej pojawić się w gronie najlepszych. Do tego dążymy i mam przeczucie, że tak właśnie będzie.
Konkurencja na środku siatki w reprezentacji jest spora?
Odnoszę wrażenie, że tak. Mając trochę więcej doświadczenia od niektórych koleżanek z kadry, mogę dzisiejszy zespół porównywać do wcześniejszych. Obecnie mamy w składzie różne środkowe, jeśli spojrzymy na sposób grania, charakterystykę. To dobrze.
Czy obawiam się o swoją pozycję? Trener Lavarini ma w kim wybierać na poszczególnych pozycjach, to duża wartość. Konkurowanie z innymi dziewczynami jest codziennością, nie tylko reprezentacyjną. Rywalizacja raczej nakręca do jeszcze lepszego grania niż demotywuje. Cieszę się, że będzie ciekawie w walce o skład kadry.
Serbki śnią się po nocach? Pamiętam mecz kwalifikacyjny do igrzysk, przegrany we Wrocławiu. Ostatnio Gliwice i ten thriller w tie-breaku… Coś za często stają na drodze reprezentacji Polski.
Faktycznie tak się trafiało, że mamy z Serbkami kilka kiepskich wspomnień z ostatnich lat. Wiadomo jednak, o jakim zespole mowa. My jeszcze nie jesteśmy taką drużyną. Jesteśmy zespołem, który cały czas się buduje. Walczy o miejsce w czołówce światowej. Nie postrzegam Serbek jako koszmaru dla reprezentacji Polski.
Pamiętajmy, że sukces nie przychodzi z niczego. A niestety tak trzeba sobie szczerze określić to, co za plecami. Ile lat nie miałyśmy medalu w dużej imprezie rangi mistrzowskiej?
Czytaj też:
W pogoni za Khvichą Kvaratskhelią. Ann Kalandadze o rywalizacji z ŁKS-em i siatkówce w Gruzji
Okej, ale jak już złapiesz za palec, to chciałoby się chwycić za rękę.
Jasne, ale wydaje mi się, że wygrana z Serbią i późniejsze granie o medale na ubiegłorocznych mistrzostwach, to by było zbyt łatwe.
Wspominałaś o budowie w reprezentacji. Nie masz wrażenia, że kadra siatkarek, to jest plac budowy od kilku ładnych lat?
Na pewno tak było mówione przez parę sezonów, o procesie budowy drużyny, itd. My jeszcze niczego nie osiągnęłyśmy. Okej, byłyśmy w ósemce na mistrzostwach świata, co można określić sukcesem. Chcemy jednak więcej.
Jesteśmy młodą reprezentacją, mamy kilka bardziej doświadczonych, lecz – wracając do Serbek – nie ma tu takich zawodniczek, jak np. Tijana Bosković. Okej, Asię Wołosz można zestawić z Mają Ognjenović, spoglądając na klasę sportową i wyniki klubowe. Ale wyliczając dalej, trudno o równą walkę w każdym meczu ze ścisłym topem świata.
Z tego względu nie uważam, że jako drużyna czy indywidualnie, możemy mówić o ukształtowaniu od A do Z. Stąd bierze się opowiadanie o wspomnianej budowie. Pamiętajmy również, że drużyna najlepiej kształtuje się w meczach o najwyższą stawkę.
Malwina Smarzek wróciła do reprezentacji. Dobrze jest się zobaczyć ponownie?
Fajnie, że „Mali” znowu jest z nami. Nie widziałyśmy się już ładny kawałek czasu, bo ona grając w Brazylii, wypadła poza europejskie rozgrywki i szansę spotkania z nami. Jej powrót traktuję trochę tak, jak odpowiedź na twoje pytanie o środkowe. Mając taką siatkarkę w kadrze będzie to sprzyjać rozwojowi innych dziewczyn i całej drużyny.
Odwiedziłaś kiedyś Paryż?
Tak.
Podobało się?
Nie pamiętam, wiesz, chyba muszę zajrzeć jeszcze raz! (śmiech) A tak na poważnie, po prostu chętnie bym tam wróciła, już jako olimpijka.
Turniej kwalifikacyjny do igrzysk jest już w głowie?
Gdzieś tam z tyłu na pewno, ale mamy jeszcze przed sobą bardzo dużo grania. Musimy się skupiać nad tym, co jest tu i teraz. Każdy dzień trzeba odpowiednio wykorzystać, żeby potem nie mieć sobie nic do zarzucenia. Takie jest moje podejście.
Igrzyska i udział w tej najważniejszej dla każdego sportowca imprezie znajdują się na mojej liście marzeń praktycznie od zawsze. Kiedyś wydawało się to nieosiągalne dla naszej drużyny. Teraz ta droga nadal jest trudna, ale już bardziej realna. Sama perspektywa celu, który można osiągnąć, jest największą motywacją w kontekście całego sezonu i walki o bilety na igrzyska.
Kojarzysz jakkolwiek ostatni występ naszej kadry na igrzyskach w 2008 roku?
Nie, nie interesowałam się wtedy jeszcze na tyle siatkówką.
Miałaś wtedy 14 lat, mój błąd. Rozumiem jednak, że dzisiaj siatkówka funkcjonuje w życiu też poza treningami?
Oglądam wszystko! Żeńską, męską, co tylko pojawi się na horyzoncie. Nie odpuszczam sobie. Ale też nie zmuszam się, po prostu lubię oglądać siatkówkę.
Czyli finały Tauron Ligi i PlusLigi śledzone na bieżąco podczas zgrupowania?
Byłyśmy nawet w Bielsku, udało się wyrwać na mecz o brązowy medal. Priorytetem są treningi, to jasne, dlatego od ich układu wszystko zależy. Finał panów obejrzałyśmy w Szczyrku. Śledzimy na bieżąco to, co jeszcze dogrywa się w ligowej siatkówce na finiszu sezonu klubowego.
Czytaj też:
Piękne obrazki w Rzeszowie. ŁKS Commercecon Łódź zadedykował mistrzostwo Polski zmarłemu trenerowiCzytaj też:
Wilfredo Leon skomentował sezon Perugii. „Wynik znacznie poniżej moich oczekiwań”