Thomas Thurnbichler przywrócił wiarę w polskie skoki. „Właściwy człowiek na właściwym miejscu”

Thomas Thurnbichler przywrócił wiarę w polskie skoki. „Właściwy człowiek na właściwym miejscu”

Thomas Thurnbichler
Thomas ThurnbichlerŹródło:PAP / Grzegorz Momot
Po fatalnym sezonie 2021/22 kibic mógł zwątpić w polskie skoki narciarskie – nie tylko samych zawodników, ale dyscyplinę jako taką. Rok później, po pierwszych 12 miesiącach kadencji Thomasa Thurnbichler trzeba postawić sprawę jasno – Austriak tę wiarę przywrócił.

Sezon 2021/22, ostatni za kadencji Michala Doleżala, był bowiem fatalny pod każdym względem. Jak zwykle przystąpiliśmy – i sportowcy, i fani, i eksperci, wszyscy – z wielkimi nadziejami, a skończyło się największym do kilkunastu lat niedosytem. Okej, gdzieś po drodze był medal olimpijski Dawida Kubackiego, ale w skali makro wyglądał niczym wypadek przy pracy – w odwróconym rozumieniu tego znaczenia. I jeszcze ta wojenka między skoczkami a federacją na koniec… Napisać, że Thomas Thurnbichler nie zaczynał pracy w warunkach cieplarnianych, to jak nie napisać nic. A jednak po roku nie sposób ocenić efektów jest pracy inaczej niż pozytywnie.

Niekonwencjonalne metody Thomasa Thurnbichlera

Co się w tym wszystkim może podobać najbardziej to to, w jaki sposób Austriak sprawił, iż reprezentanci Polski znów zaczęli osiągać dużo lepsze rezultaty. Metaforyczne określanie tego „wpuszczeniem świeżego powietrza do szatni” jest zdecydowanie właściwie. Bo to nie tak, że młody szkoleniowiec jednemu kazał przyjąć inną pozycję najazdową, drugiego zmusił, by inaczej układał się w locie i to wystarczyło. Nie. Śledząc wszystko, co działo się w naszej drużynie znacznie celniejszym będzie stwierdzenie, iż Thurnbichler niejako zmienił sposób myślenia o skokach narciarskich i dopiero to zaowocowało w odpowiedni sposób.

To subtelna, ale kluczowa różnica w rozumieniu jakości pracy wykonanej przez 34-latka, który momentami wręcz szokował swoimi pomysłami. Przykłady? Śpiewanie piosenek podczas skoków treningowych, albo wykonywanie działań matematycznych, będąc w powietrzu. Albo jeszcze inna rzecz, czyli zajęcia pozasportowe w trakcie zgrupowań typu: pomóż przepłynąć jajku przez basenik, ale nie używając rąk. Skończyło się wtedy budowaniem tratw i statków z przedmiotów typu soniczna szczoteczka do zębów.

Skoki narciarskie znowu dają radość

Ktoś powie – no nieźle się tam chłopaki bawili, dobry cyrk. Z jednej strony rzeczywiście, momentami człowiek może się za głowę złapać. Łapali się też sami skoczkowie. – Myślałem, że się przy tym zabiję – mówił na przykład Dawid Kubacki na antenie Eurosportu, komentując kolejny szalony pomysł treningowy dotyczący tego, by w trakcie lotu wykonywać różne wygibasy. Z drugiej strony jednak w szaleństwie była metoda, ponieważ okazało się, że skokami narciarskimi zwyczajnie można się bawić.

Jakże odmienne były to obrazki od tych, które widzieliśmy podczas ostatniego sezonu za kadencji Michala Doleżala. Wtedy nasza kadra funkcjonowała w błędnym kole. Po każdym nieudanym konkursie zawodnicy wychodzili przed kamery i wygłaszali formułkę nudną jak flaki z olejem. „Tak, wiemy nad czym mamy pracować. Tak, pracujemy. Tak, wierzymy, że zaraz będzie lepiej. Tak, ciężko pracujemy. Tak, zdajemy sobie sprawę, co musi poprawić”. A potem przychodził kolejny konkurs, słabe rezultaty się powtarzały, a następnie ta sama śpiewka w wywiadach. Czasem skoczkom wtórował sam Doleżal.

Jeśli to nie były książkowe przykłady wypalenia zawodowego, to nie wiadomo, co się powinno pod tę definicję kwalifikować.

Thomas Thurnbichler dostał znakomite referencje od polskich skoczków

Zresztą, niejako na potwierdzenie tej tezy dostaliśmy wywiad udzielony przez Pawła Wąska portalowi skijumping.pl, w którym padły dość wymowne słowa.

– Zmiany w sztabie szkoleniowym na pewno nas zmotywowały, tchnęły w nas nowego ducha walki. U poprzednich trenerów mieliśmy przez wiele lat monotonię. Robiliśmy w kółko to samo, to się wszystko człowiekowi w końcu nudzi. Fajnie, że mogliśmy robić coś innego. Trener Thomas wprowadził dużo rzeczy, o których ja wcześniej w ogóle nie myślałem pod kątem treningowym. Także fajnie to funkcjonowało, a mam nadzieję, że będzie funkcjonować jeszcze lepiej – stwierdził.

Podejście Thurnbichlera chwalił też Stefan Hula, który co prawda w sezonie 2022/23 był w kadrze A jedynie przez chwilę, lecz również miał okazję załapać się na całe to odświeżenie. – Mieliśmy świetną atmosferę, a z trenerem i jego sztabem świetnie się rozmawiało i pracowało. Myślę, że jest to odpowiedni szkoleniowiec dla naszych skoczków z kadry A. Sądzę, iż rozwinie nasze skoki jako całość – stwierdził w rozmowie z „Wprost”.

– Jest bardzo otwarty na nowe pomysły i możliwości w treningu. Nie zamyka się na własną wiedzę, tylko cały czas próbuje korzystać z nowych opcji. Trener Thurnbichler ma otwartą głowę i wie czego chce – dodał Hula, gdy nieco pociągnęliśmy go za język.

Mało? Trenera komplementował również Kamil Stoch, który już latem chwalił Austriaka i podkreślał, iż tchnął w zespół nowego ducha. Jeśli ktoś obawiał się, czy nasi najbardziej doświadczeni skoczkowie będą w stanie zaakceptować młodszego od nich Thurnbichlera, bardzo szybko mógł te zmartwienia odrzucić.

Wyniki bronią trenera Polaków

W ten dość pokrętny sposób dowiedzieliśmy się też, że w pewien sposób mniej znaczy więcej, co najlepiej da się opowiedzieć przy pomocy wcześniej już wspomnianych jajecznych zabaw. Odbywały się one głównie podczas zgrupowań w trakcie Turnieju Czterech Skoczni, a wiadomo, jak to bywa na zgrupowaniach. Człowiek siedzi w hotelu, nudzi się. Również dobrze w tym czasie nasi skoczkowie mogliby leżeć na kanapach i rozmyślać: „aaa może tu powinienem zrobić coś inaczej. A w tamtym aspekcie to muszę robić tak, czy inaczej? O, jeszcze tamto mi nie wychodzi…” Krótko mówiąc, nabijaliby sobie głowy. Zamiast tego zajęli się czymś zupełnie ze sportem niezwiązanym, co jednak właśnie w sporcie mocno im pomogło.

Czytaj też:
Stefan Hula dla „Wprost”: Czasem czułem zazdrość wobec innych skoczków. Niektórzy dawno by odpuścili

Bo, krótko rzecz ujmując, od pracy też trzeba odpoczywać, aby wracając do niej, podchodzić na świeżo. Działało? Działało, nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na statystyki:

Dawid Kubacki 2021/22:
27. miejsce w generalnej, 231 punktów
+ Brązowy medal olimpijski
Dawid Kubacki 2022/23:
4. miejsce w generalnej, 1592 punkty (a pewnie byłoby 2. miejsce, gdyby nie wycofał się spod koniec sezonu z powodów zdrowotnych)
+ Brązowy medal mistrzostw świata

Kamil Stoch 2021/22:
19. miejsce w generalnej, 397 punktów
Kamil Stoch 2022/23:
14. miejsce w generalnej, 608 punktów
+ 4. miejsce w mistrzostwach świata

Piotr Żyła 2021/22:
14. miejsce w generalnej, 480 punktów
Piotr Żyła 2022/23:
6. miejsce w generalnej, 984 punkty
+ Złoty medal mistrzostw świata

Paweł Wąsek 2021/22:
43. miejsce w generalnej, 61 punktów
Paweł Wąsek 2022/23:
31. miejsce w generalnej, 190 punktów

Aleksander Zniszczoł 2021/22:
66. miejsce w generalnej, 8 punktów
Aleksander Zniszczoł 2022/23:
32. miejsc, 181 punktów

Pokora selekcjonera

Oczywiście, w trakcie ostatnich miesięcy nie wszystko poszło idealnie. Lepiej mogło pójść nam między innymi w drużynówce w trakcie mistrzostw świata w Planicy. Średnio udane w naszym wykonaniu było Raw Air i występy na skoczniach mamucich. Czasem ktoś wpadał w kryzys, na przykład Kamil Stoch tuż przed MŚ i wtedy trzeba było się ratować planem B (w tym wypadku wycofaniem z dwóch konkursów, odpoczynkiem i spokojnym treningiem w Zakopanem).

Albo po prostu przeprosinami. Po bardzo słabych występach w Bad Mitterndorf Thurnbichler zdobył się na krok, który widujemy niezwykle rzadko. – Wydaje mi się, że popełniłem pewne błędy w swoim debiucie w lotach. Zbyt skupiłem się na szczegółach, drobnych detalach. W lotach takie podejście nie działa dobrze (…) Wykonywanie zadań przez zawodników powinno być bardziej naturalne. Chyba byłem zbyt krytyczny wobec chłopaków po wczorajszym konkursie – mówił nasz selekcjoner na łamach skijumping.pl.

Przyznający się do błędów, autokrytyczni wobec siebie trenerzy? Nie, to zjawisko w przyrodzie występujące równie często co przelot Komety Halleya nad ziemią. A jednak Austriak nie miał problemu z tym, aby winą za słabe występy w Kulm obarczyć siebie.

Połączenie pokory z otwartą głową to coś, co może zresztą zaowocować w polskich skokach bardziej, niż wydawało się jeszcze kilka miesięcy temu. Nie bez powodu władze PZN na czele z Adamem Małyszem postanowiły zaufać Thurnbichlerowi na tyle, by powierzyć mu zadanie znacznie poważniejsze niż tylko prowadzenie kadry A i rozliczanie go/jej wyłącznie za osiągane wyniki w Pucharze Świata.

Adam Małysz: Thomas Thurnbichler myśli przyszłościowo

Nie będzie przesadą powiedzenie, iż nasza federacja upatruje w 34-latku kogoś, kogo śmiało można nazwać wizjonerem czy rewolucjonistą w dobrym znaczeniu tego słowa. Słowa Małysza z wywiadu dla Interii mówią w tej materii wiele.

– Widzę, że Thomas myśli przyszłościowo. Zresztą sprowadził się do Polski i chce stworzyć solidne podstawy w naszych skokach. Staramy się dawać mu w tym wolną rękę. Chcemy, by nakreślił nam plan, jak miałoby wyglądać szkolenie w Polsce poza kadrą A. Całe polskie skoki muszą bowiem współpracować i grać do jednej bramki, by przyniosło to efekty – stwierdził.

W dalszej części swojego wywodu prezes PZN wspomniał, iż Polacy chcą się wzorować na austriackim modelu, dzięki któremu nacja ta aktualnie wiedzie prym w szkoleniu i – brzydko mówiąc – produkowaniu kolejnych wielkich gwiazd. Thurnbichler pracuje więc nad projektem mającym odmienić w naszych skokach… Niemal wszystko. Trzeba bowiem określić i ujednolicić filozofię szkolenia obejmującą każdy zespół od roczników juniorskich po kadrę A, poprawić współpracę między pierwszym i drugim zespołem, nakreślić zmiany, jakie powinny zajść w sztabach szkoleniowych, usprawnić szkolenie juniorów, a skoki kobiet zbudować niemal od zera.

A pewnie to i tak tylko czubek góry lodowej jeśli chodzi o reformy, którym ma przewodzić Austriak. Wiemy już, że ambitnie się za nie zabrał i wkrótce powinny wyjść na światło dzienne pewne konkretny. Oczywiście ryzyko fiaska zawsze jakieś jest, podobnie rzecz ma się w tak prozaicznej kwestii jak to, czy trenera nie przytłoczy ogrom i zasięg projektu, którego się właśnie podjął.

Thomas Thurnbichler to właściwy człowiek na właściwym miejscu

Naturalnie jest to projekt, którego wymierne efekty nie przyjdą już w następnym sezonie czy za dwa. Jak to zwykle bywa w takich kwestiach, potrzebujemy czasu, co zresztą zaznaczył sam szkoleniowiec. – Nie można zdziałać cudów w rok – stwierdził w rozmowie ze Sportowymi Faktami.

– Przez ostatnie 12 miesięcy przyglądałem się całemu systemowi. W minionych tygodniach opowiedziałem osobom na szczycie związku o swoim pomyśle, jak go poprawić. Teraz piłka jest po ich stronie. Trzeba opracować ramy, dzięki którym szkoły, kluby i kadry będą wiedziały jak pracować, by być w światowej czołówce. Chcę stworzyć system, który obejmie wszystkie szczeble – zaznaczył jasno.

Z drugiej strony nie sposób nie zgodzić się ze Stefanem Hulą i jego słowami, które cytowaliśmy już wyżej – że Thurnbichler to właściwa osoba na właściwym miejscu. Nie tylko do tego, aby jeszcze wycisnąć maksimum z końcówki kariery Stocha czy Żyły, lecz przede wszystkim po to, aby wychować godnych następców dla największych gwiazd naszej reprezentacji.

Austriak zasłużył jednak na duży kredyt zaufania, skoro przez rok potrafił przywrócić wiarę w polskie skoki.

Czytaj też:
Halvor Egner Granerud grzmi i mówi o bojkocie. Jego stanowisko jest jasne
Czytaj też:
Adam Małysz ostro skomentował decyzję dot. Rosjan. „Oni robią z nas pośmiewisko”

Źródło: WPROST.pl