Stefan Hula dla „Wprost”: Propozycja PZN nie była ujmą. Postawiłem jeden warunek

Stefan Hula dla „Wprost”: Propozycja PZN nie była ujmą. Postawiłem jeden warunek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stefan Hula
Stefan Hula Źródło:Newspix.pl / EXPA
Stefan Hula przed rokiem zakończył karierę zawodniczą, ale nie odszedł od skoków. Brązowy medalista z Pjongczangu obecnie jest asystentem Haralda Rodlauera w żeńskiej kadrze skoków narciarskich. Dołączyć do sztabu mógł już rok wcześniej, ale jeszcze zdecydował się występować w roli aktywnego sportowca.

Stefan Hula jest srebrnym medalistą mistrzostw świata juniorów 2004. W Pucharze Świata zadebiutował w 2006 roku. W czasie swojej kariery, o której zakończeniu poinformował 12 marca 2023 w Zakopanem, zdobył brąz na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu i mistrzostw śwata w Lotach. W wywiadzie dla „Wprost” 37-latek opowiedział o tęsknocie za skakaniem, o ofercie z PZN, PolSKIm turnieju, decyzjach FIS i o stanie kobiecych skoków.

Wywiad ze Stefanem Hulą

Norbert Amlicki: „Wprost”: Jak to jest pierwszy raz od około 22 lat kariery pierwszy raz nie przygotowywać się do sezonu jako zawodnik?

Stefan Hula, były skoczek, medalista olimpijski z Pjongczangu, a obecnie asystent trenera żeńskiej kadry narodowej: Ciekawe pytanie. W sumie to się nawet nad tym nie zastanawiałem, bo mam co robić. Cały czas trenujemy z dziewczynami. Jestem teraz w innej roli, więc nawet nie wiem, co odpowiedzieć. Na pewno będę śledził konkursy, więc to się nie zmienia.

Nie brakuje panu tej zawodniczej rutyny, nie tęskni pan za skakaniem?

Na razie nie. Nie zdarzyło mi się jeszcze mocniej zatęsknić. Ze dwa razy, jak byłem na treningu ze skoczkiniami, to wtedy poczułem taką chęć, że fajnie by było sobie skoczyć, ale to było krótkie. Nie myślę o tym, bo mam dużo innych rzeczy do roboty, więc głowa jest zajęta innymi sprawami.

Czy po decyzji o zakończeniu kariery miał pan takie myśli, że „może jeszcze jeden sezon”, „może zbyt pochopnie zareagowałem”?

Na początku na pewno były takie myśli, czy aby na pewno dobrze zrobiłem. Jednak tej decyzji nie podjąłem z dnia na dzień. To było przemyślane i z perspektywy czasu uważam, że to była dobra decyzja. Nie kończyłem kariery, tylko dlatego, że nie szło mi tak, jakbym sobie tego życzył, tylko była brana pod uwagę też kwestia zdrowotna, bo kolano już nie dawało sobie rady. Gdybym dalej chciał trenować, to musiałbym to robić na najwyższych obrotach. A już w tym ostatnim sezonie niestety nie byłem w stanie dawać z siebie 100 proc. na każdym treningu, więc to mijało się z celem.

W tym sezonie Polska zorganizuje historyczny PolSKI turniej. Jan Winkiel na łamach TVP Sport powiedział, że to jednorazowy strzał i raczej nie ma szans na stały cykl Pucharu Świata w Polsce. Czy pan nie żałuje, że nie wystąpi w tych zmaganiach?

No na pewno było mi przykro, że nie jest mi dane wystąpić u siebie w Szczyrku podczas Pucharu Świata. Żałuję też, że ten turniej się odbywa dopiero teraz, a nie było tego wcześniej. A odnosząc się do słów pana Jana Winkla, to faktycznie szkoda, że to odbędzie się jednorazowo, bo miałem nadzieję, że będzie to taki turniej, który wpisze się na dłuższy czas do kalendarza skoków narciarskich.

Czytaj też:
Robert Mateja dla „Wprost”: Młodzi Polacy muszą pokazać, że zasługują na szansę

Odbiegając na chwilę od tematu, w momencie, kiedy poinformował pan o zakończeniu kariery sportowej, Podbeskidzie Bielsko-Biała postanowiło pana uhonorować i podziękować za piękną karierę. Co pan wtedy czuł i czy teraz ma pan więcej czasu na oglądanie meczów, skupieniu się na innych pasjach?

Co do tego wolnego czasu, więcej go miałem, jak byłem zawodnikiem. Jeżeli chodzi o Podbeskidzie, bardzo miły gest. Fajnie było pojechać na mecz, pooglądać na żywo z trybun to spotkanie. Później pojawiłem się jeszcze raz na stadionie na spotkaniu tej drużyny. Akurat dobrze trafiłem na świetne widowisko, gdzie padło wiele goli i Bielsko-Biała wtedy obie te potyczki wygrała. W trakcie sezonu będzie trudno, ale mam nadzieję, że po sezonie uda mi się znów pojechać na jakiś mecz i dopingować ich.

To może jest pan jakimś talizmanem tej drużyny i powinien się pojawiać częściej na trybunach? (Śmiech)

(Śmiech). Może. Jeśli jeszcze raz pójdę i wtedy wygrają, to może coś to będzie znaczyło.

Po zakończeniu kariery sportowej niektóre osoby chcą odpocząć od wykonywanej przez nie dyscypliny. Pan od początku był przekonany, że zostanie w skokach? Nie pojawiały się w pana głowie myśli, by odpocząć i zamieszkać np. nad morzem?

Nie, gdzie nad morzem. Za bardzo kocham góry. Poza tym ten sport również, więc cieszę się, że miałem taką możliwość pozostania w skokach narciarskich. Jakoś nie wyobrażam sobie odpoczywać i nic nie robić.

Czytałem na łamach sport.tvp.pl, że na rok przed podjęciem przez pana decyzji o zakończeniu kariery „otrzymał pan ofertę od PZN, by prosto ze skoczni przejść do gniazda trenerskiego i spróbować wyprowadzić na prostą żeńską drużynę narodową”. Odmówił pan wtedy. Czy zadeklarował pan wówczas, że w przyszłości chętnie do takiego sztabu dołączy, czy wtedy w ogóle pan o tym nie myślał?

Powiedziałem, że w przyszłości jak najbardziej mogę dołączyć, ale zaznaczyłem, że musi przyjść pierwszy trener, bo ja od razu po zakończeniu kariery nie chciałem przejmować drużyny, jako główny trener reprezentacji. Moim zdaniem to się mijało z celem, gdyż trzeba nabrać doświadczenia i nauczyć się pewnych rzeczy.

Czytaj też:
Thomas Thurnbichler dla „Wprost”: Pragnę zbudować w Polsce coś, co przetrwa w niej dłużej ode mnie

Czy ten sygnał z PZN o chęci zatrudnienia pana w pionie trenerskim odebrał pan jako taki sygnał „oho, chyba powinienem kończyć?”

Ja też już swoje lata mam, a moje wyniki pod koniec kariery przede wszystkim mnie nie zadowalały. To nie była dla mnie ujma, a raczej to było miłe, że w PZN widzą mnie jako osobę, z którą w przyszłości chcą współpracować.

Obecnie pomaga pan Haraldowi Rodlauerowi. Jak się układa współpraca? Czy jest tak, jak pan to sobie wcześniej wyobrażał?

Współpraca z trenerem układa się świetnie. Dziewczyny też są zmotywowane i chcą pracować. Właśnie wróciliśmy z obozu z Planicy, gdzie mieliśmy okazję poskakać. Oczywiście mamy dużo pracy, ale to normalne w tej dyscyplinie i w każdej kadrze. Chcemy przede wszystkim zbudować drużynę, która będzie zjednoczona, by dziewczyny razem ze sobą dobrze funkcjonowały, pracowały i podnosiły swój poziom. Dążymy również do tego, by była dobra atmosfera.

Nie chcemy kłaść presji na dziewczyny w Pucharze Świata, by uczyły się tych zawodów i obyły się w tych zmaganiach. To musi być dla nich normalka. Dlatego dążymy do tego, żeby podchodziły do tych startów spokojnie i oddawały swoje normalne skoki, a nie chciały za wszelką cenę pokazać czegoś więcej.

Mam rozumieć, że wcześniej nie było dobrej atmosfery w kadrze skoczkiń?

Wie pan, różne rzeczy się pojawiały i się je czytało, czy słyszało. U nas każda zawodniczka ma czystą kartę i chcemy przede wszystkim trenować i budować tę drużynę, by razem trenowały. Uważam, że idzie to w dobrą stronę.

Jakie macie z trenerem Rodlauerem pierwsze wnioski po tym zgrupowaniu w Planicy?

Bardzo pozytywne. Dziewczyny zrobiły na pewno krok do przodu. Uważam, że każda skoczkini podniosła swoje umiejętności. Musimy dalej działać krok po kroku.

Trudno było się przestawić z trybu „aktywny skoczek” na „trener”?

Nabrałem zupełnie innej perspektywy. Jako zawodnik dostawałem tylko polecenia, co trzeba zrobić, rozpiskę ze wszystkimi informacjami, co, gdzie, kiedy i jak. Z kolei teraz jestem osobą, która wydaje te dyrektywy i dzieli się swoimi uwagami. Moja sytuacja zmieniła się o 180 stopni, do czego musiałem się przyzwyczaić.

Czytaj też:
Adam Małysz dla „Wprost”: Skoczkowie nie muszą od razu wygrywać. Dobrze byłoby mieć swojego Daniela Tschofeniga

No i pewnie też w każdej sytuacji może pan służyć radą, dzięki swojemu ogromnemu doświadczeniu.

Jeśli tylko będą chciały, to jak najbardziej.

Przechodząc już do tego sezonu Pucharu Świata, miał pan czas, by śledzić poczynania pana byłych już kolegów z kadry, bądź też innych skoczków?

Trudno było mi będzie śledzić kwalifikację do PŚ w Ruce, bo byłem w podróży, ale mam nadzieję, że sobotnie i niedzielne zmagania dam radę obejrzeć w TV i kibicować naszym zawodnikom, aby jak najlepiej skakali (rozmowa odbyła się przed konkursem Pucharu Świata w Ruce – przyp. red).

A jak pan odebrał tę decyzję FIS o zmniejszeniu puli startowej? Ostatnio rozmawiałem z panem Rafałem Kotem, który stwierdził, że ta decyzja jest strzałem w oba kolana.

Mnie również ta decyzja się nie podoba. Te mocniejsze nacje tracą. Ci skoczkowie, którzy mogliby startować w Pucharze Świata, muszą walczyć o miejsce w Pucharze Kontynentalnym. Dla niektórych zawodników może to być trudne o tyle, że jak się nie będą łapać do pierwszej reprezentacji, to może być im trudniej finansowo.

Myślę, że każda z tych mocniejszych nacji nie jest pocieszona z tego faktu, ale nic nie można zrobić. Trzeba zaakceptować te warunki.

Andreas Wellinger w niemieckich mediach powiedział ostatnio, że decyzje FIS są ponad skoczkami, a oni sami są tylko wykonawcami tego, co ktoś zdecyduje i nie mają realnego wpływu na tę dyscyplinę. Pan też odczuwał to, co się dzieje, jak jeszcze był aktywnym skoczkiem?

Jak jeszcze byłym aktywnym zawodnikiem, nie było aż tak drastycznych zmian. Teraz one nadchodzą i czasami są nie do końca zrozumiałe dla wszystkich. Jest zbyt mała komunikacja między FIS a skoczkami i to powinno się zmienić.

Czy jest pan w stanie wskazać nazwisko zawodnika, który w tym sezonie może namieszać w Pucharze Świata?

Ciężko tak wróżyć z fusów. Po pierwszych treningach mógłbym to stwierdzić.

Piotr Żyła ostatnio powiedział, że fajnie by było w Planicy podnieść Kryształową Kulę. Ma szansę na to?

Każdy ma szanse. Nikomu ich nie można odbierać. To jest sport i jeżeli forma i zdrowie będą dopisywać, to dlaczego nie? Piotrek jest dwukrotnym mistrzem świata i czemu miałby nie mieć szans na Kryształową Kulę.

Nie wiem, czy miał pan czas, by śledzić letnie Grand Prix, ale w nim brylowali Zografski i Deshwanden. Czy mogą sprawić największą niespodziankę w tym sezonie?

Byłoby super i będę trzymał kciuki za tych zawodników, bo prywatnie są bardzo sympatyczni. Zografski jest trenowany przez Grzegorza Sobczyka, z którym mam bardzo dobry kontakt i uważam, że jest świetnym szkoleniowcem, co teraz pokazuje.

Przechodząc do kobiecych skoków, sezon startuje za niecałe dwa tygodnie. Jakie nastroje panują?

Myślę, że bardzo dobrze. Tak jak wspominałem, wracamy z obozu w Planicy, który był bardzo udany. Nie nakładamy żadnej presji na dziewczyny, by ten sezon traktowały jako lekcje, rozwijały się bez żadnej presji. Na razie chcemy startować w Pucharze świata, bez oczekiwania na nie wiadomo jakie wyniki.

Mamy młode zawodniczki, które będą debiutowały w Pucharze świata i chcemy, by drużyna uczyła się tego wszystkiego i byłoby super, jakby z każdymi kolejnymi konkursami poprawiały swoje osiągnięcia. Najważniejsza nauka i obycie się z tym wszystkim. Jak będą za tym szły dobre wyniki, to będziemy się z tego cieszyć. Mam nadzieję, że dziewczyny uwierzą w siebie, że potrafią dobrze skakać i że w przyszłości mogą być świetnymi skoczkiniami.

Czytaj też:
Kamil Stoch dla „Wprost”: Nie składam żadnych deklaracji. Chcę wziąć udział w tym „cyrku obwoźnym”
Czytaj też:
Kacper Juroszek dla „Wprost”: Nie byłem pogodzony z decyzją Thurnbichlera. To naturalne

Źródło: WPROST.pl