Postawa Dawida Kubackiego w kwalifikacjach do sobotniego konkursu w Lillehammer zaskoczyła wielu kibiców. 33-latek zaprezentował się zdecydowanie najsłabiej ze wszystkich Polaków, skacząc tylko 84,5 metra, przez co do samego końca drżał o awans do pierwszej serii sobotnich zawodów. Ostatecznie udało się osiągnąć cel, jednak przed nim wiele pracy, by osiągnąć poziom, do którego przyzwyczaił nas wszystkich.
Dawid Kubacki wytłumaczył słabą dyspozycję w kwalifikacjach
Dawid Kubacki zajął dopiero 46. miejsce w kwalifikacjach, co bez wątpienia było jednym z największych zaskoczeń. Ostatecznie wszyscy Polacy zdołali awansować do pierwszej serii sobotnich zawodów. Czwarty skoczek ubiegłego Pucharu Świata przyznał, że nie życzył sobie, ani nikomu dramaturgii, jaką zaserwował wszystkim swoim skokiem. Wytłumaczył, co wpłynęło na jego słabą dyspozycję.
– Po wylądowaniu miałem zagwozdkę, co to będzie. Pewnie nie tylko ja. Ostatnio miałem trochę problemy ze spóźnianiem, tu przesadziłem w drugą stronę, odbiłem się za wcześnie. Do tego obniżona belka i spadłem nieco z tyłu. Już nie dałem rady dalej polecieć. To była walka o odległość, bo ma się świadomość, że tych metrów jest mało, a ich przecież potrzeba. Trzeba było ładnie wylądować i dostałbym wyższe noty o pół punktu – mówił 33-latek.
Co ciekawe, mimo bliskiej odległości (84,5 metra) Dawid Kubacki twierdzi, że wykonał krok do przodu, a niepowodzenie w kwalifikacjach to efekt tego, że za szybko podjął ryzyko, które się nie opłaciło. – Jutro mamy kolejny dzień, a te skoki treningowe wyglądały dziś całkiem całkiem. Mieliśmy okazję tu dwa razy skoczyć i wierzę, że mamy obraną dobrą ścieżkę i tego się trzeba trzymać — Konkurs Pucharu Świata w Lillehammer rozpocznie się w sobotę 2 grudnia o godz. 16:10.
Czytaj też:
Mocne wyznanie polskiej skoczkini. Wyjawiła, z czym się borykaCzytaj też:
Kryzys Kamila Stocha może się pogłębić. Ekspert stawia tezę o końcu kariery