Igrzyska Putina

Dodano:   /  Zmieniono: 
FOT. ALEXEI NIKOLSKY/AP/EAST NEWS
To będą najdroższe zimowe igrzyska olimpijskie w historii. W dodatku organizowane w jednym z najcieplejszych miejsc w Rosji.

Trzy tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk amerykańskie źródła podawały, że z ponad miliona biletów przygotowanych dla kibiców na igrzyska w Soczi niesprzedanych było aż 300 tys., a 75 proc. tych, które kupiono, trafiło do Rosjan. Czy to znaczy, że świat nie przyjedzie na najdroższe igrzyska w historii? Już teraz zostały uznane za najbardziej niebezpieczne. Kiedy w 2007 r. w Gwatemali rozstrzygały się losy organizacji igrzysk w 2014 r., mało kto się spodziewał, że kandydatura Soczi okaże się dla członków MKOl najbardziej przekonująca. Rosyjski kurort tylko czterema głosami pokonał południowokoreańskie miasto Pyeongchang. Już wtedy mówiło się, że o zwycięstwie zadecydowało zaangażowanie prezydenta Władimira Putina. Do Gwatemali Putin pofatygował się osobiście. Podczas swojej przemowy mówił po angielsku, francusku (jak nigdy wcześniej), a zadeklarowane na organizację igrzysk 12 mld dolarów zrobiło wrażenie na wszystkich. Wszak do tej pory najdroższe zimowe igrzyska w historii kosztowały połowę mniej. Ciekawe, jak wielkie oczy zrobiliby delegaci MKOl, gdyby wtedy wiedzieli, że koszt organizacji igrzysk w Soczi sięgnie 50 mld dolarów? To więcej niż wszystkie poprzednie zimowe igrzyska razem wzięte.

Tylko samo drogowo-kolejowe połączenie Soczi z Krasną Polaną, gdzie zostaną rozegrane konkurencje biegowe, alpejskie i skoki, kosztowało więcej niż całe ostatnie igrzyska w Vancouver i pięć razy więcej, niż kosztowało Amerykanów wysłanie na Marsa łazika Curiosity. Policzono, że za te pieniądze całą drogę można pokryć centymetrową warstwą superdrogiego, luksusowego czarnego kawioru z Bieługi. Dla Putina Soczi 2014 miało być okazją, by pokazać światu, że 143-milionowy kraj jako mocarstwo wraca na światowe areny, ale od momentu ogłoszenia decyzji MKOl nie wszystko poszło tak, jak życzyłby sobie rosyjski prezydent. Zatwierdzano najbardziej nieprawdopodobne projekty, niewystarczająco pilnowano ich realizacji, stąd niektóre z nich podczas budowy zawalały się po kilka razy, nikt nie kontrolował wydawanych pieniędzy. I może o to chodziło, bo największe pieniądze na „projekcie Soczi” zarabiają znajomi prezydenta i zaprzyjaźnieni oligarchowie. Tylko Arkady i Boris Rotenbergowie, przyjaciele Putina i prezydenccy partnerzy z tatami, zgarnęli kontrakty warte ponad 7 mld dolarów. Tak twierdzą w opublikowanym raporcie przedstawiciele opozycji Borys Niemcow i Leonid Martyniuk. Wskazują oni na taką siatkę powiązań, wzajemnych zależności i układów, przy których koneksje włoskiej mafii to relacje towarzyskie. Korupcja osiągnęła skalę niespotykaną. Nie można zapomnieć o tysiącach przesiedlonych mieszkańców, braku godziwych rekompensat, zniszczonym ekosystemie.

Jeszcze długo po igrzyskach mieszkańcy będą wspominać 2014 r. Montreal, który gościł sportowców w 1976 r., został z długiem w wysokości blisko 3 mld dolarów. Miasto z olimpijskich długów wygrzebało się dopiero w 2005 r., blisko 30 lat po zawodach. Żeby nie sięgać tak daleko wstecz, poolimpijskie kłopoty Aten i Grecji trwają do dziś. Działacze i politycy twierdzą, że inwestycja w igrzyska zwraca się długofalowo: rośnie handel, wzrasta liczba turystów. Ale to niekoniecznie prawda. Porównanie naukowców z Uniwersytetu Berkeley w Kalifornii pokazuje, że rozwój miast, które wygrały wyścig o igrzyska, w porównaniu z tymi, które ten wyścig przegrały, wcale nie jest większy. Jakby tego było mało, kaukaski konflikt nadal jest nie rozwiązany. Osetia, Czeczenia, Dagestan – sytuacja w tych nieodległych od Soczi republikach jest daleka od normalności. Nic dziwnego, że północnokaukaski okręg wojskowy, który zajmuje 1 proc. powierzchni Rosji, przez ostatnie lata pochłaniał około 25 proc. wojskowego budżetu kraju. W ostatnich miesiącach tylko w zamachach bombowych zginęło w tych republikach ponad 100 osób. W lipcu 2013 r. lider czeczeńskich separatystów Doku Umarow zaapelował do swoich „braci”, by użyli wszystkich sił w celu udaremnienia igrzysk. Jak powiedział, impreza w Soczi ma być przeprowadzona na „szczątkach wielu zabitych przez Rosję muzułmanów, którzy zostali pogrzebani na naszej ziemi nad Morzem Czarnym”. W zeszłym tygodniu amerykański Departament Stanu wydał zalecenia dla obywateli USA podróżujących do Soczi. „Zalecamy daleko idącą ostrożność, szczególnie podczas przemieszczania się wszelkimi środkami lokomocji” – czytamy w komunikacie. Departament zwraca również uwagę, że system medyczny w Soczi jest nieprzygotowany do obsługi jednocześnie wielkiej liczby potrzebujących. Nie zostały przeprowadzone odpowiednie próby ani symulacje, a standard medycznych usług znacząco się różni od zachodniego.

Rosyjskie ministerstwo bezpieczeństwa uspokaja jednak, że Soczi i okolice będzie zabezpieczać ponad 100 tys. funkcjonariuszy na lądzie, morzu i z powietrza. Czy to wystarczy, by sportowcy i kibice olimpijscy poczuli się bezpiecznie? Być może, natomiast droga do niczym nieskrępowanej olimpijskiej radości i beztroski za bardzo się nie skróciła.

To wszystko oczywiście nie jest winą samych sportowców, którzy raz na cztery lata mają swoje święto i muszą się skupić na swoich występach. Nie każdy będzie miał danych tyle szans co np. amerykański reprezentant w kombinacji norweskiej Todd Lodwick, który na igrzyskach wystartuje po raz szósty. W Rosji śmieją się trochę przez łzy, że Putinowi jedno udało się znakomicie. Mało jest w Rosji miejsc, gdzie nie jest zimno i gdzie nie ma śniegu. Prezydent na zimowe igrzyska takie znalazł, najcieplejsze miejsce w Rosji. Równo rok temu, w lutym, w Soczi było ponad 20 st. C, a w Krasnej Polanie, gdzie mają śmigać alpejczycy, było 8 st. C. Może zatem nie będzie na igrzyskach beztrosko, ale przynajmniej będzie ciepło.

Autor jest dziennikarzem Programu III Polskiego Radia