Justyna Święty-Ersetic ma na swoim koncie tytuły mistrzyni Europy oraz medale mistrzostw świata. Chociaż największe sukcesy święciła w sztafecie, to z powodzeniem startowała również w biegach indywidualnych. Ostatnio wróciła do startów po zakażeniu koronawirusem, a na 67. ORLEN Memoriale Kusocińskiego organizowanym 20 czerwca w Chorzowie na swoim koronnym dystansie jako jedyna Polka wywalczyła miejsce na podium.
Podczas 67. ORLEN Memoriału Kusocińskiego zajęła Pani trzecie miejsce na 400 metrów. Jak odczucia po tym biegu? Czuje Pani, że forma rośnie?
Jak najbardziej jestem zadowolona. Po ostatnich perypetiach, które ciągnęły się za mną od zimy, start był dla mnie jedną wielką niewiadomą. Ale teraz już wiem, że wszystko jest na dobrej drodze i mam nadzieję, że ze startu na start będę się rozkręcała.
Kilka tygodni temu przeszła Pani zakażenie koronawirusem. Jak się Pani czuje? Jak wyglądał Pani powrót do treningów po chorobie?
Trudno wracało mi się do treningów, był to dla mnie bardzo ciężki okres. Nie przypuszczałam, że wirus aż tak mnie dotknie i tak mocno będę przechodziła chorobę. Na początku ciężko było mi w ogóle spacerować, nie wspominając o delikatnym truchcie. Musiałam uzbroić się w cierpliwość.
Rzeczy, które do tej pory nie sprawiały mi żadnego problemu, teraz były dla mnie czymś, w co musiałam włożyć wiele wysiłku. Obecnie jest już na pewno dużo lepiej, ale w dalszym ciągu muszę słuchać swojego organizmu na treningach i obserwować, jak reaguje na wysiłek.
Do startu igrzysk pozostał miesiąc. Jaki jest Pani cel na tę imprezę?
Na pewno walka o medal igrzysk olimpijskich, jeśli chodzi o sztafetę kobiecą 4x400 metrów. Przed tymi zawirowaniami moim celem był finał indywidualny. Nie wiem jednak, czy uda mi się dojść do takiej dyspozycji, żeby w nim wystartować, ale przede mną jeszcze kilka startów. Mam troszeczkę czasu, więc być może uda się zrealizować drugie marzenie.
Jak będą wyglądały Pani ostatnie tygodnie przygotowań do igrzysk?
Teraz przede mną mistrzostwa Polski w Poznaniu (24-26 czerwca – przyp. red). Po nich na początku lipca wyruszam na zgrupowanie do Zakopanego. Po złożeniu przysięgi olimpijskiej w połowie lipca wylatuję na zgrupowanie do Japonii i tam już będę przygotowywała się do igrzysk.
Nie będzie to pierwszy Pani start na tych igrzyskach. Czym różnią się one od innych zawodów, takich jak mistrzostwa świata czy Europy?
Różnią się niemalże wszystkim. Igrzyska to coś wyjątkowego. Samo ślubowanie przed igrzyskami jest niezwykłym przeżyciem. Mieszkamy w wiosce olimpijskiej, w jednym wieżowcu. Na igrzyskach tworzymy jeden zespół. Tak naprawdę jadąc tam każdy ma jasno określony cel, ale też jesteśmy ze sobą, dopingujemy się nawzajem.
Pamiętam, że jak pojechałam na swoje pierwsze igrzyska do Londynu, byłam pod ogromnym wrażeniem wszystkiego. Ta impreza jest wydarzeniem, które trudno opisać słowami. Uważam, że po prostu trzeba to przeżyć „od środka”.
Ostatni rok był bardzo trudny, również dla sportowców. Jak radziła sobie Pani z wprowadzanymi ograniczeniami? Czy, szczególnie na początku pandemii, musiała Pani znacznie modyfikować swoje treningi?
Na początku pandemii głównie siedziałam w domu, ale miałam blisko polne ścieżki i tam trenowałam. Dobrze, że na początku był taki okres, kiedy mogłam sobie na to pozwolić i nie sprawiało mi to aż takiego problemu.
Później trzeba było wchodzić na szybsze obroty, ale dzięki uprzejmości znajomego, który ma siłownię, udało mi się zorganizować sprzęt do ćwiczeń w domu. Po jakimś czasie dostałam zezwolenie na wejście na stadion i tam trenowałam indywidualnie.
Do końca kariery zawodniczej jeszcze daleko, ale zapewne myśli już Pani o tym, co później. Chce Pani również na „emeryturze” związać się ze sportem?
To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie może paść (śmiech). Niestety, nie mam jeszcze sprecyzowanych planów i mam nadzieję, że w najbliższym czasie coś się wyklaruje i znajdę miejsce, jakieś zajęcie dla siebie po zakończeniu kariery. Nie chcę mówić, że zostanę przy sporcie, tak naprawdę sama jeszcze nie wiem.
Ma Pani na swoim koncie medale mistrzostw świata i Europy. Który krążek jest dla Pani najcenniejszy?
Mistrzostwa Europy w Berlinie (w 2018 roku – przyp. red) były dla mnie wyjątkową imprezą. Tam zdobyłam dwa tytuły mistrzyni Europy: w biegu indywidualnym i w sztafecie. Te dwa medale są dla mnie bardzo cenne. Złoto z 2018 roku jest dla mnie pierwszym krążkiem wywalczonym indywidualnie na imprezie międzynarodowej na stadionie.
Drugim takim wyjątkowym osiągnięciem jest medal organizowanych w Londynie w 2017 roku mistrzostw świata, kiedy wywalczyłyśmy z dziewczynami brąz w sztafecie. Przed tą imprezą zmagałam się z kontuzją i tak naprawdę do samego końca nie wiedziałam, czy uda mi się zdążyć przygotować i czy wystartujemy. Była to walka z czasem. Wiem, ile tamten medal mnie kosztował.
W życiu sportowca kluczowe znaczenie, obok treningów, ma zdrowe odżywianie. Jak wygląda Pani dieta? Może Pani pozwolić sobie od czasu do czasu na coś słodkiego lub fast food, czy musi Pani ciągle trzymać reżim żywieniowy?
Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi, tylko tak naprawdę trzeba znać w tym umiar. Jeśli chodzi o fast foody, to rzadziej sobie na nie pozwalam, ale słodycze jak najbardziej lubię i jadam. Nie będę udawała, że tak nie jest, że liczy się tylko dieta, bo lubię również sobie podjeść.
Jakie znaczenie ma dla sportowca opieka sponsorów takich jak PKN ORLEN?
Wsparcie sponsorów ma ogromne znaczenie. Jest to dla nas bardzo ważne, bo fajnie z tyłu głowy mieć świadomość, że istnieje pewne zabezpieczenie, że nawet jeśli powinie nam się noga na danej imprezie, to sponsorzy wspierają w trudnych momentach.
Takim momentem był dla nas również ubiegły rok, kiedy wszystkie imprezy zostały odwołane. Sponsorzy też mogli się wycofać, a tego nie zrobili.
Czytaj też:
Droga po trzecie złoto