Droga po trzecie złoto
Artykuł sponsorowany

Droga po trzecie złoto

Anita Włodarczyk, dwukrotna złota medalistka igrzysk olimpijskich
Anita Włodarczyk, dwukrotna złota medalistka igrzysk olimpijskich Źródło: PKN Orlen
Anita Włodarczyk w kwietniu świętowała 20 lat kariery sportowej. Ostatnie dwa lata były bodaj z nich najtrudniejsze: dwie operacje kolana, przymusowe unieruchomienie i długa, żmudna rehabilitacja, która poprzedziła pierwsze treningi na rzutni. Jeszcze kilka miesięcy temu na nowo uczyła się chodzić. Dziś mówi: Chcę z Tokio wrócić z trzecim złotem.

Przez jakiś czas nie widzieliśmy pani na rzutniach, na stadionach. Jak długo musiała pani pauzować? I z jakiej przyczyny?

Ponad 600 dni kibice nie mogli mnie zobaczyć na zawodach. Było to związane z dwiema operacjami stawu kolanowego. Wróciłam już do treningów i pierwsze starty mam za sobą

Co pani robiła w tym czasie? Ładowała pani akumulatory? Tęskniła za stadionem i wzmacniała motywację?

Tęskniłam za treningiem, bo to coś, co robiłam ostatnie 18 lat. Po operacji zostałam unieruchomiona na siedem tygodni w ortezie. Ktoś, kto jest aktywny, nagle zostaje przykuty do łóżka. Proszę więc sobie wyobrazić, co się ze mną działo. Nie było to dla mnie łatwe, musiałam sobie z tym poradzić psychicznie. Potem nastąpił etap rehabilitacji. Uczyłam się normalnego chodzenia od początku. Bardzo się cieszyłam, kiedy zaczęłam chodzić samodzielnie. Stopniowo wracałam do sprawności. Tak naprawdę uczyłam się od nowa również normalnego, codziennego funkcjonowania. Później nastąpił czas powrotu do sportu, ale nie miałam 100 proc. pewności, czy rzeczywiście wrócę na rzutnię, bo przeszłam naprawdę poważną operację. Mimo że mój sztab medyczny jest znakomity, zawsze pozostawał ten 1 proc. niepewności, jak zareaguje kolano przy obciążeniu.

Czego się pani nowego dowiedziała o sobie w tym okresie wymuszonej bezczynności, braku aktywności?

Przede wszystkim nauczyłam się cierpliwości. W czasie żmudnej, codziennej rehabilitacji cierpliwie czekałam, aż nastąpi moment, kiedy będę mogła zacząć trenować. Trener mnie stopował, żebym nie zaczęła zbyt szybko. Zawsze byłam optymistycznie nastawiona, wierzyłam że wrócę do sportu. Dziś mam nadzieję, że ciężki okres jest już poza mną.

Zwiększył się w tym czasie pani apetyt na sukcesy?

Tak. Brakowało mi startów i emocji. Te dwa lata można jednak uznać za okres regeneracji, który nastąpił po osiemnastu latach treningu. Odpoczęłam fizycznie i psychicznie.

Kiedy wróciła pani do treningów?

Zaczęliśmy przygotowania 27 listopada. Pierwszy rzut oddałam na początku grudnia. Tak naprawdę trenuję więc dopiero siódmy miesiąc.

Podobno przygotowywała się pani w Katarze.

Rozpoczęłam współpracę z nowym trenerem, Ivicą Jakeliciem, który na co dzień pracuje w Aspire Academy w Katarze. Zrobiliśmy sobie tam bazę treningową, przygotowawczą. Do Kataru przyleciałam na początku listopada, wróciłam stamtąd w połowie lutego, więc jeśli chodzi o pogodę, to pod tym względem miałam pełen komfort. U nas w Polsce zima, tam temperatura 22-25 stopni. Pierwsze rzuty młotem oddawałam w cieple, a to ma bardzo duże znacznie.

Nie było za gorąco na treningi?

Na początku nie. Gorzej było w marcu, kiedy wróciliśmy do Kataru. Już zrobiło się gorąco, czasami było 37 stopni, ale ja wiedziałam, kiedy trenować. Codziennie o 8.30 byłam na rzutni, bo wtedy jeszcze nie panował zbyt wielki upał, a mi zależało na tym, żeby się nie męczyć w pełnym słońcu. Pobudka, o 6 śniadanie i wczesny trening rzutowy, żeby skończyć po 10.30. Po południu zawsze mam treningi albo na siłowni, albo na hali, czyli w klimatyzacji, więc nie było problemu.

Tak wygląda dzień rekordzistki świata i mistrzyni olimpijskiej?

Kiedy jestem na zgrupowaniu, trenuję dwa razy dziennie. Oprócz czwartku, bo tego dnia po południu mam czas na odnowę biologiczną. Niedziela jest dniem wolnym. Podczas porannego treningu rzutowego na początku przygotowań oddaję około 40 rzutów, teraz, w okresie startowym, 20-30. Po południu jest trening siłowy albo sprawnościowy, funkcjonalny. Dziennie daje to około 6 godzin pracy.

Ciężkiej pracy, bo podobno przerzuca pani po kilka ton…

Tygodniowo tyle przerzucam. Trening siłowy wykonuję trzy razy w tygodniu.

Przywiązuje pani dużą wagę do żywienia– jak ważna jest dieta? Jest składnikiem sukcesu?

Na początku kariery jadłam wszystko. Nie zawracałam uwagi na to, co jem, ale kiedy weszłam na poziom światowy, to poszukiwaliśmy każdego możliwego sposobu, żeby poprawić wyniki. W żywieniu nastąpiły u mnie duże zmiany. Wcześniej uważałam, że są niepotrzebne, dziś patrzę na to zupełnie inaczej, bo widziałam ich efekty.

Co więc je pani na śniadanie?

Moim daniem śniadaniowym od kilku lat jest owsianka. Wielka miska owsianki z owocami. Zmieniam owoce, smaki, dodaję orzechy, nie ma więc monotonii. Wcześniej jadłam dużo jajek – szczególnie gotowanych lub sadzonych.

Można mówić dzieciom: jedz owsiankę, będziesz mistrzem olimpijskim…

To dla mnie bomba energetyczna. Idę na trening rzutowy i nie jestem głodna.

Proszę dokończyć zdanie: Kiedy usłyszałam o przełożeniu igrzysk olimpijskich w Tokio, to…

Ucieszyłam się niesamowicie. Ucieszyłam się, bo dostałam w prezencie dodatkowy rok na przygotowanie. To było dwa tygodnie po drugim zabiegu, który, muszę przyznać, nie był tak bardzo skomplikowany jak pierwszy. Gdyby jednak igrzyska odbyłyby się planowo, to miałabym tylko pięć miesięcy na przygotowanie. Wówczas dużo by mnie to psychicznie kosztowało, bo bym się zastanawiałam, czy zdążę. Pomyślałam też: muszę ten rok jak najlepiej wykorzystać, żeby nie zmarnować cennego czasu. Po kontuzji każdy dzień treningowy jest dla mnie bardzo ważny.

A teraz zdąży pani z przygotowaniami do igrzysk? Ma pani dodatkowe obciążenie, bo przyzwyczaiła pani widzów do zwycięstw, rekordów, osiemdziesiątek…

Czy wrócę do poziomu 80 metrów? Tego nie wiem, bo dziś to trudne do zrobienia. Żeby po raz pierwszy rzucić 80 metrów, musiałam pracować 11 lat. A dziś za mną dopiero sześć miesięcy normalnego treningu.

A przecież zaczynała pani od nauki chodzenia…

Wszystko zaczynałam od początku, od zera. Na przykład konieczna była odbudowa masy mięśniowej, bo tkanka mięśniowa w operowanej nodze spadła. Mimo to nie zwątpiłam, że zdążę się przygotować. Jestem po pierwszych startach, rzucam 10 metrów mniej od mojego rekordu życiowego i to mnie nie przeraża. Najważniejsze, że jestem zdrowa. Igrzyska olimpijskie to magiczna impreza, tam może się wszystko zdarzyć. Jestem spokojna, patrzę optymistycznie, takie mam nastawienie.

Jaki pani sobie stawia cel? Z czym chce pani wrócić z Tokio?

Z trzecim złotem. Taki mam plan. Nie wypada mi jako mistrzyni olimpijskiej i rekordzistce świata powiedzieć, że będę walczyła np. o brązowy medal. To nie w moim stylu. Na pewno będzie ciężko, ale ja wyzwań się nie boję.

Rzut młotem to trudna konkurencja techniczna. Co to znaczy? Proszę wytłumaczyć laikowi.

Rzeczywiście, mówi się, że rzut młotem i skok o tyczce to najtrudniejsze technicznie konkurencje w lekkiej atletyce. W rzucie młotem trzeba cztery razy powtórzyć obroty, co nie jest łatwe. Każdy detal jest bardzo ważny, każdy szczegół ma znaczenie, wszystkie muszą być dopracowane pod kątem techniki i zgrane. Na przykład nie wolno za późno postawić nogi w ostatnim obrocie przy wyrzucie, bo w takim przypadku rzut pod kątem technicznym jest źle wykonany.

Podobno obok techniki ogromną rolę odgrywa nastawienie psychiczne. Czy pracuje pani z psychologiem? A może zdobyła pani tak wielkie doświadczenie, że on jest pani niepotrzebny?

Od 2004 roku, czyli siedemnasty rok, pracuję z psychologiem, dr. Nikodemem Żukowskim. Moje przygotowanie psychiczne było na poziomie zerowym, ale przez lata doktor ukształtował moją psychikę do poziomu mistrzowskiego. Nadal współpracuję z psychologiem, mimo że mam już duże doświadczenie, bo są sytuacje, kiedy potrzebuję z nim porozmawiać. Psycholog po to jest, żeby pomagać, i ja się z tym nie kryję, że z tej pomocy korzystam. Dla mnie psycholog jest tak samo ważny jak trener i fizjoterapeuta.

Anita Włodarczyk, dwukrotna złota medalistka igrzysk olimpijskich

W momencie startu psychika i nastawienie są równie ważne jak mięśnie, jak kondycja fizyczna?

Tak, bo można być przygotowanym super, superwytrenowanym fizycznie, ale jeżeli głowa nie będzie przygotowana, to nic się nie osiągnie.

Sukces tkwi również w głowie?

60-70 proc. zależy od głowy. Znam wielu sportowców, którzy uzyskują superwyniki na treningach, ale nie potrafią tego przełożyć na zawody. Jest to więc problem psychiczny. Ja z kolei jestem takim typem, który nie rzuca na treningach tak daleko jak na zawodach. Bo na zawodach jest adrenalina, rośnie motywacja. I to jest fajne.

A tremy nie ma?

Teraz już nie. Była na początku kariery.

Weszłam na pani stronę. Na dole widnieje pani adres ‒ Skra Warszawa. Pamiętam, że pani starała się, żeby ten sławny swoją historia stadion odzyskał świetność. Teraz coś w tej sprawie się ruszyło, coś się zaczyna w tej sprawie dziać.

Słyszałam, że stadion ma być poddany renowacji, ma stać się obiektem rekreacyjnym m.in. również dla mieszkańców. Mimo że mi nie udało się godnie trenować w tamtejszych warunkach, cieszę się, że coś się ruszyło. Mam nadzieję, że Skra za kilka lat będzie tak samo pięknym obiektem, jak była kilkanaście lat temu.

Kiedy trenowała pani na Skrze?

Od roku 2009 do 2018. Co prawda w ciągu całego roku było to może dwa miesiące, bo większość czasu jestem na zgrupowaniach, ale kiedy wracałam do Warszawy między zgrupowaniami, trenowałam na Skrze.

Przygotowania, wyjazdy, treningi, dieta itd. - to wszystko dużo kosztuje. Co to znaczy dla sportowca mieć sponsora?

Znaczy dużo. Przede wszystkim spokój, jeśli chodzi o przygotowania. Zgrupowania itp. są finansowane przez Ministerstwo Sportu, natomiast dzięki sponsorowi mam ten komfort, że mogę pieniądze przeznaczać na inne rzeczy potrzebne mi do treningu.

Moim głównym sponsorem jest PKN ORLEN. Nasza współpraca zaczęła się 12 lat temu, w 2009 r., kiedy zdobyłam pierwszy medal mistrzostw świata. Przez te lata koncern mnie finansuje, ja oczywiście odwdzięczałam się sukcesami sportowymi, medalami. Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy. Szczególnie teraz, w czasie pandemii, kiedy pojawił się duży problem finansowy, mieliśmy zapewnioną superopiekę ze strony PKN ORLEN. Jestem za to wdzięczna.

Dzwonię do pani w dzień, który dla wielu jest wolny od pracy – ile ma pani wolnych dni w roku?

Jestem dziś po dwóch treningach.

Jak często pani wypoczywa?

Na obozie mamy jeden dzień wolny ‒ niedzielę, To dzień na odpoczynek, odnowę biologiczną. W dzień wolny lubię też podjechać na zakupy.

O właśnie, podobno kocha pani robić zakupy. To prawda?

Tak. W szczególności kupować buty.

Jakieś fajne sobie kupiła pani po otwarciu galerii?

Kupiłam buty 40 minut temu.

Jakie? Jakiego koloru?

Białe, sportowe. Od dziecka kochałam buty i to mi pozostało. Kupowanie to dla mnie forma odpoczynku, sprawiania sobie przyjemności.

Jak jeszcze pani odpoczywa?

Czytam dużo książek. Uwielbiam biografie oraz książki o lotnictwie.

Poleciła by pani coś fajnego, co pani ostatnio czytała?

„Czarno na białym” Joanny Jędrzejczyk.

Podobno też lubi pani od czasu do czasu wyskoczyć do manikiurzystki.

Uwielbiam mieć pomalowane paznokcie, nie wyobrażam sobie, żebym mogły być niepomalowane. Do tego jednak dojrzałam. Gdyby mnie pani zapytała 15 lat temu, to zdziwiłabym się, jak można pójść na trening z pomalowanymi paznokciami. A dzisiaj manikiur to dla mnie forma relaksu, przyjemność. Od razu się lepiej się czuję.

Osiem tytułów mistrzyni Polski, dwa złote medale olimpijskie, 12 najdalszych rzutów w historii, cztery medale mistrzostw świata. Tytuł najlepszego lekkoatlety globu. Pani osiągniecia można jeszcze długo wyliczać. Dla wielu młodych kobiet jest pani idolką, wzorem, kimś, kto osiągnął sukces. Co by pani podpowiedziała dziewczynom, które chcą się wybić ‒ nie tylko w sporcie? Ma pani jakiś przepis na sukces?

Po pierwsze, ciężka praca. Przykładem jestem ja. Ja jakiegoś specjalnego talentu do rzutu młotem nie miałam, ale mi się to spodobało i dzięki ciężkiej, systematycznej pracy udało mi się dojść do tego miejsca, w którym obecnie się znajduję.

Po drugie, wiara w siebie. Nie wolno się podłamywać. Jeśli przychodzą momenty zwątpienia, to trzeba je przetrwać

Po trzecie, cierpliwość. To cecha również potrzebna do osiągniecia sukcesu. Kiedy przed pandemią odbywałam w szkołach spotkania z młodzieżą, to zauważyłam, że dzieciaki w dzisiejszych czasach myślą, że wszystko łatwo przychodzi. Gdy im mówiłam, że trenowałam osiem lat, zanim zdobyłam pierwszy medal mistrzostw świata, to się łapały za głowę. One by chciały chwilę potrenować i od razu osiągać sukcesy. A tak się po prostu nie da!