Starcie reprezentacji Polski i Francji, do którego dojdzie w 1/4 finału igrzysk olimpijskich, pierwotnie zaplanowano na 3 sierpnia i godzinę 9:00 czasu japońskiego (czyli 2:00 polskiego). Taka wersja wydarzeń utrzymywała się dość długo, ale ostatecznie otrzymaliśmy informację, że zmieniono plany. Mecz został ostatecznie przełożony na 14:30 czasu polskiego.
Oburzenie związane z przełożeniem meczu
Dziennikarze i eksperci mocno oburzyli się tym faktem. – Zmiana zasad, które są wcześniej ustalane, mogą wprowadzać zamieszanie, zwłaszcza że trener Heynen poświęcił trochę jednostek treningowych, aby przygotować organizmy do porannej pory [...] Widać, że wymogi europejskiego czasu wzięły górę – powiedział na przykład Wojciech Drzyzga w programie „Studio Tokio”.
– To jest skandal, nie ma żadnego wytłumaczenia – napisał z kolei Jerzy Mielewski na Twitterze.
Kluczowe były prawa telewizyjne
Wytłumaczenie jednak jest i podał je Tomasz Swędrowski w tym samym programie, w którym wypowiadał się też Drzyzga.
– Tu chodziło o prawa telewizyjne. Ci, którzy je mają, mogą pewne rzeczy zmieniać i to nie jest sprawa Japończyków. Słyszałem tę rozmowę i myślę, że nikt nie będzie miał tu więcej do powiedzenia i musimy to zaakceptować. Nawet gdyby Vital Heynen robił jakąś awanturę, bo nie będzie pewnie zadowolony, to niczego to nie zmieni. Idziemy po swoje i czy zagramy o tej, czy innej godziny, to nie powinno to wiele zmienić – stwierdził dziennikarz.
Czytaj też:
Alkoholowy skandal podczas igrzysk olimpijskich. Będą surowe kary?